Home > Artykuł > Najnowszy numer > Nasz patron

Mnisi powtarzają, że święci sami wybierają miejsca, w których wierni mogą udczuwać ich bliskość. Jakby święci mieli ziemskie miejsca stałego zameldowania, do których od wieków przybywają potrzebujący. Święty Antoni, mnich, założyciel Ławry Kijowsko-Pieczerskiej, asceta, o którego duchowych zmaganiach szeroko rozeszły się wieści, przyciąga wiernych do Rogacz koło Milejczyc.

Na co dzień cicha, zamieszkała głównie przez starszych, wieś ożywa 23 lipca, a właściwie już dzień wcześniej. Na wsienoszcznoje bdienije przed świętem ku czci świętego Antoniego zjeżdżają wierni. Teraz może nie tak tłumnie jak dawniej, ale nadal wielu.

– To nasze świato! – mówi pani Maria Bondaruk ze wsi Borowiki, długoletnia chórzystka. – Kiedyś więcej ludzi było u nas i wszyscy tak się spieszyliśmy, by przygotować się do naszego świata. Toż to czas żniw. Ludzie zmęczeni, ale jednak szli na wsienoszcznoje, na akafist za zmarłych w nocy, na poranną Liturgię przy bocznym ołtarzu. Zawsze dużo było ludzi do spowiedzi, do priczastija. I pielgrzymki do nas przychodziły. Ależ było pięknie! Kiedyś od samej bramy do drzwi cerkiewnych stał rząd dziadów, oj, to biedni ludzie byli. Ale na Antonia dużo ludzi było to i im więcej przypadło. Jeden z nich dużo się modlił, tak szczerze, ludzie prosili go o modlitwę to za żywych, to za zmarłych. Święty Antoni wielu ludziom pomaga. I na jego święto to i wodę batiuszki święcą, na cały rok ludzie do domów zabierają. Teraz przez dwa lata, przez pandemię, to mniej ludzi było. Wiele się zmienia. Od paru lat nie ma już nocnej Liturgii – kontynuuje pani Maria. Czego żałuje najbardziej? – Śpiew już nie ten, co kiedyś. Teraz na święto młodzi przyjeżdżają z miasta, to już inaczej chór śpiewa.

Chciałoby się dodać: „Ale przyjeżdżają!”. Rogacze, podobnie jak inne podlaskie wsie, stają się bardziej letniskiem niż miejscem do mieszkania przez cały rok i utrzymywania się z uprawy okolicznych ziem. Historii parafii swoją pracę magisterską poświęcił rodzinnie związany z Rogaczami Andrzej Badowiec. – To ciekawa historia – dodaje tutejszy proboszcz o. Mirosław Awksietijuk.

Zajrzyjmy. Wiadomo, że w drugiej połowie czternastego wieku cerkiew już istniała. Z tego czasu pochodzi pierwsza wzmianka – opis remontu i wyposażenia starej cerkwi przez ówczesnych właścicieli Rogacz, Sasinów-Kaleczyckich. Wieś i jej mieszkańcy znacznie odczuli skutki potopu szwedzkiego.

Dla samej cerkwi fatalny było okres unii. Zły stan świątyni został odnotowany podczas wizytacji w 1725 roku. Protektorzy przechodzili na obrządek rzymskokatolicki, świątynie i duchowieństwo unickie traciły możnych opiekunów. W połowie osiemnastego wieku właścicielem Rogacz został Jerzy Matuszewicz. Wybudowano nową cerkiew. Zgodnie z legendą utwardzono też drogi, bowiem prawosławny właściciel i jego żona, katoliczka, byli bardzo pobożnymi ludźmi i musieli mieć wygodny dojazd na nabożeństwa.

Same Rogacze stały się miasteczkiem. Legenda przypisuje też Matuszewiczowi znalezienie na drzewie cudotwórczej ikony św. Antoniego Pieczerskiego.

Właśnie od XVIII wieku do Rogacz tłumnie zaczęli ściągać ludzie, by pomodlić się do świętego. Przyciągani wieściami o cudownych uzdrowieniach, mogli się pomodlić przed dużą ikoną w ryzie, zobaczyć pozostawione przez wiernych kule i wota.

Po ciężkich latach głodu i chorób po wojnach napoleońskich nastały czasy spokojniejsze.

Niestety, w 1872 roku, cerkiew ufundowana przez Matuszewicza, spłonęła. Ikona ocalała, ponieważ dzień przed pożarem, została zabrana ze świątyni, bo ryza z ikony miała zostać pozłocona.

Już rok później, 8 września, została poświęcona cerkiew Preczystieńskaja, przeniesiona z Dubin. Ta świątynia przetrwała pożar wsi w 1884 roku. Przetrwała też bieżeństwo i służy wiernym do dziś.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Natalia Klimuk, fot. autorka