Home > Artykuł > Najnowszy numer > Mniejszości zagrażają?

Po raz pierwszy do pierwszej klasy szkoły podstawowej nr 4 w Białymstoku, gdzie od 25 lat nauczano języka białoruskiego, nie zgłoszono ani jednego ucznia. W Bielsku Podlaskim do takiej klasy zapisano tylko 38 uczniów, dwadzieścia lat temu było ich 150. Do pierwszych klas LO z Białoruskim Językiem Nauczania w Bielsku Podlaskim, w tym roku zgłosiło się tylko 69 uczniów, w poprzednich latach było ich dwa razy więcej.

Choć nie przeprowadzono dokładnych badań przyczyn gwałtownego spadku zainteresowania nauczaniem własnego języka wśród białoruskiej mniejszości, to wydają się one oczywiste. Jest to reakcja na narastającą w polsko-katolickiej większości niechęć, a nawet wrogość do wszystkiego co „ruskie” – dla znaczącej części Polaków Białorusini to wciąż część „ruskiego mira”.

Postrzeganie religijno-narodowych mniejszości przez większość ma charakter uproszczonych ich wizerunków, zwanych stereotypami. Jak wynika z przeprowadzonych przez prof. Elżbietę Czykwin (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa)badań (Białoruska mniejszość narodowa jako grupa stygmatyzowana, Transhumana 2000), Białorusini w Polsce byli społecznością przez polsko-katolicką większość społecznie piętnowaną, urażaną, czyli stygmatyzowani.

Przed atakiem Rosji na Ukrainę byliśmy świadkami procesów globalizacji, które zacierały różnice między swoimi i obcymi. Przekazy medialne kształtowały wizerunki innych jako ciekawych i inspirujących raczej niż zagrażających. Masowa emigracja z Polski skłaniała do akceptacji zróżnicowanego świata, widzianego jako szansa indywidualna i grupowa. Wybuch wojny na Ukrainie zmienił istotnie kontekst takiego myślenia, a przede wszystkim wartościowania. Inni, szczególnie wschodni Słowianie i prawosławni, zostali na mocy stereotypu uznani zamiast za „ciekawych”, za „wrogich” albo przynajmniej nieprzyjaznych. Ludzie intuicyjnie to przeczuwają i obawiają się zaszeregowania do „ruskich”. Logo osobowe „ruskiego” może być szczególnie trudne do udźwignięcia przez dzieci, które nie znają mechanizmów obronnych, chroniących przed takim stygmatem. Chęć uchronienia dzieci przed psychologicznymi konsekwencjami czucia się „gorszym” skłania rodziców do dystansowania się od środowisk „swoich”, jakimi są przedszkola i szkoły.

W czerwcowym numerze Przeglądu pisałem, podając przy-

kłady, o pojawiających się w polskich mediach opiniach o tym, że prawosławni w Polsce mogą stanowić zagrożenie dla polskiej racji stanu. Przytoczyłem przykłady takich wypowiedzi, między innymi dr. Leszka Sekulskiego, który na swoim blogu stwierdził, że Polska jest „w sytuacji niezwykle trudnej, jeśli chodzi o bezpieczeństwo wewnętrzne, ponieważ odsetek ludności prawosławnej znacznie wzrósł w ostatnich latach”. W związku z tym, zdaniem naukowca, „warto, aby służby szczególnie interesowały się kwestią nastrojów wśród mniejszości etnicznych czy mniejszości religijnych”.

Podobne sugestie formułuje dr Paweł Wróblewski, który występując „jako ekspert uczestniczy w projekcie NUPZX35 Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w zakresie analizy środowiska bezpieczeństwa z perspektywy relacji międzywyznaniowych”. Wtórują im różnego rodzaju „specjaliści” i „doradcy” od prawosławia, którzy na facebookowych forach krytykują naszych hierarchów za pryncypialne, zgodne z kanonami Cerkwi, stanowisko dotyczące tragicznego raskołu Cerkwi na Ukrainie.

W ocenie formułowanych zagrożeń „eksperci”, z których część deklaruje przynależność do prawosławia, współbrzmią z posłanką Prawa i Sprawiedliwości Beatą Mateusiek-Pieluchą, która w 2017 roku na portalu wPolityce.pl napisała: „Powinniśmy wymagać od ateistów, prawosławnych czy muzułmanów oświadczeń, że znają i zobowiązują się w pełni respektować polską Konstytucję i wartości uznawane w Polsce za ważne. Niespełnianie tych wymogów powinno być jednoznacznym powodem do deportacji”.

Upowszechnianie opinii takich „ekspertów”, naukowców i polityków już przynosi niezgodne z obowiązującym prawem i obowiązujące w demokratycznych państwach decyzje władz samorządowych.

Przykładem jest odmowa władz Siemiatycz współorganizowania w bieżącym roku konkursu eliminacji Ogólnopolskiego Festiwalu „Piosenka Białoruska”, czy wypowiedzenie przez władze Białegostoku porozumienia umożliwiającego korzystanie z pomieszczeń w Centrum Aktywności Społecznej Urzędu Miejskiego przez Rosyjskie Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne. Podjęte w tej sprawie interwencje Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, w których wskazywano, że należący do mniejszości obywatele Polski nie mogą ponosić odpowiedzialności za działania innych państw, nie przyniosły pozytywnego rezultatu.

W 1938 roku, opierając się na opiniach ówczesnych „ekspertów” od prawosławia, przeprowadzono barbarzyńską akcję burzenia prawosławnych świątyń na Chełmszczyźnie i Podlasiu. Dziś głoszenie, opartych na mitach, nieprawdziwych opinii w prawosławno-białoruskiej mniejszości budzi obawy, przynoszące rezygnacje z możliwości uczenia dzieci własnego języka.

Eugeniusz Czykwin