Home > Artykuł > Grudzień 2022 > Andrzej Walicki o PRL

Po śmierci Andrzeja Walickiego, wybitnego historyka idei i filozofii, rosjoznawcy, ukazała się książka, której zarys jeszcze sam autor określił, będąca wyborem jego tekstów – „PRL i skok do neoliberalizmu. Jaruzelski. Solidarność. Zdrada elit”. Jest spojrzeniem na najnowszą historię Polski trzeźwym, ścisłym i jasnym, podpieranym tu logiczną argumentacją. Autor daleki jest od widzenia okresu PRL jako czarnej dziury, okresu straconego. Walicki boleje nad tym, że polska inteligencja nie odniosła się uczciwie do okresu PRL i późniejszego. Nie dokonała jego rzetelnej oceny, a społeczeństwu wmówiono zafałszowaną historię, młode pokolenie okłamano.

Partiom będącym u władzy po przełomie roku 1989, dowodzi autor, taka zafałszowana historia wydawała się korzystna. Im bardziej udało się im zdemonizować dawnego przeciwnika, ukazując jego „zbrodniczy system”, który okupował własny naród, zabierając mu resztki wolności, tym większa była zasługa w „wyzwalaniu” tego zniewolonego narodu i większy tytuł do pełni władzy, za którą także kryło się i przejmowanie majątku narodowego, nagromadzonego w ciągu półwiecza istnienia PRL. Wyolbrzymiono, jego zdaniem, zasługi w „obalaniu komunizmu” i to w skali światowej, co zresztą wynikało „z wyjątkowo mocnej w Polsce skłonności do iluzji i mitów na temat szczególnej, wyróżnionej roli naszego kraju w ogólnoludzkich dziejach (…)”.

Uważał, że krucjata antykomunistyczna, prowadzona na wszystkich frontach, pochłonęła zbyt dużo energii i odbiła się na poziomie edukacji, rozbudowie potencjału naukowego, ochronie zdrowia. Że w Polsce bezkrytycznie zaufano ekspertom zagranicznym, de facto zainteresowanym przejmowaniem kolejnego rynku, że pozwolono na drenaż mózgów – z Polski wyemigrowało, tu wykształconych za duże pieniądze, około dziesięciu tysięcy lekarzy.

Zdawał sobie sprawę, że jego głos, uznanego w świecie profesora, kierującego się uczciwością intelektualną, rzetelną wiedzą, także tolerancją i empatią wobec różnych punktów widzenia, będzie zagłuszany hałaśliwym, pustym i płytkim szumem medialnym, kreującym rzeczywistość na cudze zamówienie. Jego dorobek był systematycznie pomijany przez postsolidarnościową klasę polityczną i media współczesne w kraju, nawet przez przedstawicieli polskiej nauki, coraz ściślej uzależnionych od patronatu władzy. Niemniej był przekonany o konieczności racjonalnego dyskursu. Nie godził się na manipulowanie społeczeństwem przez polityków. Chciał służyć wszystkim, a nie elitom pieniądza, polityki, prestiżu, statusu i wpływów.

rzodkowie Andrzeja Walickiego, Polacy, byli związani z Ro-

sją i kulturą rosyjską. Ojciec Michał, wybitny historyk sztuki, urodził się w 1904 roku w Sankt Petersburgu i spędził tam piętnaście lat. Dziadek Leon Walicki był w tym mieście stomatologiem, pradziadek Ludwik Walicki za udział w powstaniu styczniowym, został zesłany na Syberię. Po amnestii osiadł w Rosji. Przyjacielem rodziców Andrzeja był rosyjski filozof Sergiusz I. Hessen, twórca nowego kierunku w pedagogice, wydawca pisma filozoficznego „Logos”, pierwszy nauczyciel i przewodnik Andrzeja Walickiego po historii myśli rosyjskiej. Hessen po rewolucji osiadł w Polsce i los znów zetknął go z Andrzejem – na Uniwersytecie Łódzkim, jako wykładowcę i studenta rusycystyki. Walicki kontynuował studia na Uniwersytecie Warszawskim. Korzystał z opieki naukowej najwybitniejszego polskiego historyka filozofii, Władysława Tatarkiewicza.

Pracował w Polskiej Akademii Nauk, na Uniwersytecie Warszawskim, w 1981 roku, już jako profesor, wyjechał do Australii, gdzie wykładał na Australijskim Uniwersytecie Narodowym w Canberze, potem na amerykańskim Uniwersytecie Notre Dame, nazywanym „katolickim Harvardem”. Jest laureatem Nagrody Eugenia Bazana (1998) – w humanistyce to odpowiednik Nobla. Do kraju wrócił po latach i miał prawo czuć się tu jak obcy wśród swoich.

Jego dorobek jest imponujący – prawie 600 prac, w tym 35 książek, a widzenie świata wielowymiarowe i wieloaspektowe.

Andrzej Walicki stawia między innymi pytanie – czy PRL była państwem totalitarnym, jak obecnie upowszechnia się ten pogląd. Uważa, że to pogląd uproszczony, nie wytrzymujący krytyki naukowej. Nazywanie PRL państwem totalitarnym jest bardziej tęsknotą za zachowaniem „ulubionego diabła”. A prawie cała jego historia jest dziejami odchodzenia od totalitaryzmu poprzez kolejne fazy. Obalenie więc PZPR-owskiego monopolu władzy w końcu lat 80. było tylko ostatnim aktem tego procesu.

Tłumaczy pojęcie „totalitaryzm”, wiążąc je z Włochami Mussoliniego, hitlerowskimi Niemcami i stalinowskim Związkiem Radzieckim. To system „przymusowej jednomyślności” całego społeczeństwa, wsparty terrorem, z wszechogarniającą kontrolą ideologiczną, zniewalającą ludzi od wewnątrz i na zewnątrz. To pozbawianie ludzi wszelkiej wolności. Dlatego tego terminu należy używać ostrożnie i powściągliwie, bez nadmiernego rozszerzania jego zakresu i tym samym zubożania jego treści. W Polsce jeśli można mówić o totalitaryzmie, to według Walickiego tylko do 1956 roku, czyli do „odwilży”. Potem następują kolejne kroki detotalitaryzacji. Dla niego więc rok 1956 jest przełomowy. Po nim już w Polsce nikt nie wytworzył, ani nie narzucił z zewnątrz, nowej potężnej ideologii, zdolnej zniewalać ludzi od zewnątrz. Ale uznanie tego roku za przełomowy oczywiście umniejsza rolę opozycji lat 80. i jej moc iście cudotwórczą, jej heroizm, jak chciałaby widzieć to opozycja. Walicki: „(…) demonizacja przeciwnika słabnącego wzmacnia własne siły, zwiera szeregi, sprzyja autoheroizacji”. PRL stał się więc ulubionym kozłem ofiarnym, na który można było zrzucać winę za wszelkie zło świata. W innym miejscu czytamy: „Przyjemnie przecież lubować się własnym „nieprzejednaniem” i widzieć się w roli pogromców potężnego totalitarnego smoka”. Ale podobnie zachowywali się amerykańscy antykomunistyczni „jastrzębie”, na czele z Georgem Kennanem. Podkreślali potęgę „bloku wschodniego” i ich przez to, czyli „jastrzębi”, nieprzejednaną moc w obaleniu komunizmu, co dawało zgodę amerykańskich podatników na finansowanie kosztownych zbrojeń. Tymczasem autor książki ciągle przypomina – przejście od totalitaryzmu do pluralizmu nie było aktem jednorazowym, było długim i złożonym procesem, było też i „gnicie” systemu od wewnątrz – korupcja, kliki, niewydolność gospodarki nakazowej. Dlatego ani polska opozycja lat 80., ani amerykańscy „jastrzębie” nie mogą tylko sobie przypisywać zwycięstwa nad „totalitaryzmem”. Absolutyzowanie własnej racji, jakie nastąpiło po przełomie ustrojowym, przywodzi autorowi na myśl złe doświadczenia z czasów stalinizmu. Poza tym takie odcinanie się od przeszłości może sprzyjać wykruszaniu się ogniw historycznej samowiedzy.

Autor pisze o bezsensowności idei zbiorowej zemsty. Na odwrót, dla dobra narodu widzi potrzebę stopniowego i spokojnego zacierania dawnych podziałów, a nie czynienie z nich bojowego sztandaru krucjaty.

Walicki przestrzega też przed pochopnym kwestionowaniem polskości PRL. Za jakże niesłuszne uważa mówienie o PRL jako o terytorium okupowanym. Znów domaga się precyzji w używaniu pojęć i wyjaśnia, że okupacja to bezpośrednie administrowanie danym terytorium przez państwo obce. Okupacja nie jest więc tym samym co państwowość satelicka lub wasalna, o jakiej możemy mówić za czasów PRL. „Ale trzeba też pamiętać, że PRL była najwygodniejszym barakiem w socjalistycznym obozie”– czytamy.

Dystansuje się Andrzej Walicki wobec neoliberalizmu. Pisze, że liberalizm przez niego pojmowany i szanowany nie ma nic wspólnego z neoliberalną apologią wolnego rynku, któremu zawsze towarzyszy demontaż państwa opiekuńczego. Człowieka przecież nie można zredukować do homo oeconomicus, bo to nie rynek ma być przedmiotem wolności, jak w neoliberalizmie, a człowiek. Wolny rynek zagraża wolności indywidualnej. Może wydłużać ponad miarę czas pracy człowieka i jego intensywność (w Amazonie traktuje się pracowników jak roboty, które się od siebie izoluje, by nie zalągł się zbiorowy bunt przeciw pracodawcy – ar), może lekceważyć ubezpieczenia społeczne i ochronę przyrody. Czyli wolny rynek może zniewalać człowieka i upokarzać go. Dlatego Walicki nie zgadza się ze znanym w całym świecie guru wolnorynkowej gospodarki Friedmanem i proponowanymi przez niego metodami ekonomicznej terapii szokowej, zastosowanymi w Polsce przez Leszka Balcerowicza, a realizowanymi przy koalicji AWS-UW, których dokonano kosztem robotników przemysłowych, czyli tych, którzy najbardziej przyczynili się do upadku „realnego socjalizmu”. Tak samo nie zgadza się z tezą, że rynek jest obiektywną wartością ludzkiej pracy. Bo o tej „wartości” decyduje w dużej mierze reklama czy manipulowanie modą, ale także stopień wyzysku ludzi.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. Krzysztof Żuczkowski

(Przegląd)

Andrzej Walicki, PRL i skok do neoliberalizmu. Jaruzelski. Solidarność. Zdrada elit, pod redakcją Joanny Schiller-Walickiej i Pawła Dybicza, Warszawa 2021, ss. 428.