Home > Artykuł > Najnowszy numer > Cywilizacje umierają

Z dr hab. Olegiem Łatyszonkiem profesorem Uniwersytetu w Białymstoku rozmawia Anna Radziukiewicz

Anna Radziukiewicz: – Napisał Pan poważną rzecz – „Europa Wschodnia w zderzeniu cywilizacji”.

Oleg Łatyszonek: – Tak się stało, że nikt w Polsce dotychczas nie zgłębił tego tematu w tym właśnie kontekście.

Panu było łatwiej? Bo pochodzi Pan z owego uskoku cywilizacyjnego, jak określa Samuel Huntington, czyli terenów cywilizacyjnie pogranicznych, rodząc się w Elblągu, studiując historię na Uniwersytecie Jagiellońskim, doktoryzując się na uniwersytecie w Toruniu, pracując w Białymstoku, czyli nieustannie wędrując głównie po obrzeżach Polski.

– Książkę nazwałbym bardzo osobistą. Sobie chciałem głównie odpowiedzieć na pytanie o poglądy wybitnych historiozofów, z Zachodu i Wschodu, na cywilizację, którą różnie się określa – wschodniosłowiańską, prawosławną, a Feliks Konieczny, polski historiozof, który odszedł w połowie minionego wieku, opisywał ją jako turańską, wywodząc od stepowych koczowniczych ludów azjatyckich, tataro-mongolskich, wyrażając w ten sposób też swą pogardę wobec tej cywilizacji.

Przez Pana rodzinę też przechodzi uskok cywilizacyjny.

– Spośród moich czworga dziadków tylko jeden, Klemens Łatyszonek, był prawosławny. Jedna babka był katoliczką, a dwoje dziadków protestantami-baptystami. Ja, jak na Łatyszonka przystało, jestem prawosławnym Białorusinem.

Cywilizacje jak ludzie – rodzą się i umierają.

– Oswald Spengler, zmarły tuż przed drugą wojną światową niemiecki historiozof, ów wieszcz zmierzchu Zachodu, pisał o czterech nieistniejących cywilizacjach – babilońskiej, egipskiej, starożytnej (antycznej, grecko-rzymskiej) i meksykańskiej oraz o czterech istniejących – chińskiej, hinduskiej, arabskiej i zachodniej, inaczej zachodnioeuropejsko-amerykańskiej. Zauważał też rodzącą się, jego zdaniem, rosyjską.

Czyli jak długo żyje cywilizacja?

– Według zaprezentowanych w książce historiozofów, 1200-1500 lat. I koniec, nie może już wydać z siebie żywotnych soków, żadnej idei.

Panu, profesorowi zajmującemu się polityką międzynarodową i historią, służy zgłębianie historiozoficznych poglądów? Mają one wpływ na realną politykę? Może to tylko rodzaj idee fixe?

– Ależ te myśli mogą mieć przemożny wpływ na politykę! Zapomniany swego czasu Koneczny, krakowski historiozof, triumfalnie powrócił w kraju w latach 90. minionego wieku. Jego myśl zgłębiało wielu badaczy i nadal ją studiuje, a prawdziwym strażnikiem jego pamięci na emigracji był Jędrzej Giertych. Myśl Konecznego stała się podstawą narodowo-klerykalnej ideologii współczesnych ruchów prawicowych. Jego następcy marzą o zbudowaniu w Polsce jakiejś przetrwalnikowej formy cywilizacji łacińskiej, która to, jak twierdzi historiograf Jan Skoczyński, nie istnieje od Soboru Watykańskiego II. Twórczość Konecznego pobudza polski mesjanizm w stosunku do „Kresów Wschodnich”, zamieszkałych przez rzekomo niższe cywilizacyjnie ludy – Litwinów, Białorusinów i Ukraińców, niegodnych posiadania własnego państwa, będących odwiecznymi, wręcz przyrodzonymi, „turańskimi” wrogami Polski.

Litwini to dla Konecznego „Letuwini”.

– Bo Litwini są dla tego, skądinąd wybitnego, myśliciela mieszkańcami całego Wielkiego Księstwa Litewskiego, natomiast „Letuwini” tylko jego niewielkiej części północnej, Żmudzi. „Letuwinów” uważał za najzacieklejszych wrogów Polski. „Państwo letuwskie musi tedy przestać istnieć. (…) Obszar państwa letuwskiego powinien ulec prostemu wcieleniu do Polski” – pisał.

A nazwę „Ukraina” uznawał?

– Nie. Pisał w swoim „Państwie i prawie w cywilizacji łacińskiej”, że Polakom nic do tego, że Rusini nazywają się obecnie po rusku Ukraińcami, „ale też im nic do tego, że po polsku nazywają się Rusinami, bo tak ich zowiemy od tysiąca lat”.

Teorii Konecznego nie poddano krytyce?

– Jeśli tak, to tylko wśród historyków. Na przykład Kazimierz Chodynicki, wileński historyk, poddał poglądy Konecznego na historię Rusi druzgocącej krytyce, zarzucając mu, że słabo zna rosyjski, nie wykorzystuje źródeł i literatury, wyciąga dowolne wnioski. Niemniej obecnie wystarczy otworzyć dowolną prawicową gazetę, by przeczytać, jakim to Koneczny był wielkim historiozofem i że Ukraina walczy w obronie cywilizacji europejskiej z Turanem, czyli Moskwą. Tyle tylko, że Koneczny uważał Ukrainę za najczystsze wcielenie Turanu, a Ukraińców za w gruncie rzeczy turańskich podludzi.

Jak więc pojmuje ową „turańską” cywilizację Koneczny?

– Twierdzi, że Moskwa nie należała do cywilizacji bizantyńskiej, tylko turańskiej. Nawiasem mówiąc i do bizantyńskiej nie miał szacunku, widząc w niej obskuranctwo i amoralność w życiu publicznym, a patriarchę Konstantynopola postrzegał tylko jako kapelana przy cesarzu. Dla Konecznego państwa powstałe na ziemi rostowsko-suzdalskiej w ogóle nie były państwami słowiańskimi, a organizacyjnie mongolskimi, azjatyckimi. Księstwo Moskiewskie uważał za śmiertelnego wroga świata słowiańskiego, dokładniej słowiańsko-bałtyckiego. Ale to Franciszek Henryk Duchiński wprowadził do polskiej nauki i publicystyki termin Turanowie i cywilizacja turańska na określenie cywilizacyjnej przynależności Moskwy. I takiej linii interpretacyjnej trzymał się Koneczny, który w tamtej cywilizacji widział przeciwieństwo zachodniej. Koneczny na wszystkich etapach rozwoju Rosji widzi cywilizację turańską, także po rewolucji 1917 roku. W Europie postrzegał przede wszystkim dwie cywilizacje – chrześcijańsko-klasyczną (w zasadzie katolicką) i turańsko-słowiańską, to jest wschodniosłowiańską. Przy czym do Turanu, jak już mówiłem, włączał nie tylko Ukrainę i Białoruś, lecz także Litwę.

Co jest zasadniczym trzonem cywilizacji, co na to myśliciele?

– Religia. Nawet jeśli uciekają przed bezpośrednim stwierdzeniem, że tak nie jest, to i tak interpretują cywilizację przez pryzmat wielkich religii. Samuel Huntington na przykład powiedział: „Ze wszystkich obiektywnych elementów składających się na tożsamość cywilizacyjną, najważniejszą rolę odgrywa przeważnie religia (…). Wielkie cywilizacje w dziejach ludzkości ściśle na ogół utożsamia się z wielkimi religiami świata”.

A jeśli Europa zachodnia gwałtownie się laicyzuje, odcinając się, nawet w konstytucji Unii Europejskiej, od chrześcijańskich korzeni?

– Dlatego wszyscy ci myśliciele, z Oswaldem Spenglerem na czele, widzą ów zmierzch Zachodu, nawet jego koniec.

Fukuyama pisze o „końcu historii”, a to co innego niż koniec cywilizacji zachodniej. Historia, osiągając swój szczyt rozwoju w postaci liberalnej demokracji, ma trwać w nieskończoność, również jako wzór dla całego świata. Tak to rozumiem.

– Ale wszyscy zachodni myśliciele, którzy zajmują się stanem cywilizacji, uważają, że zachodnia cywilizacja wyczerpała swoje możliwości. Najlepiej to ujął bułgarski, bardzo prozachodni, myśliciel, Ivan Krastev, który zauważa, że przez Europę zachodnią przetacza się fala burzeń pomników królów, wodzów, zdobywców kolonii, odkrywców innych lądów. A skoro nie ma nowych narracji, nowych propozycji, jak urządzić świat, to czas ogłosić „koniec historii”.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Dziękuję za rozmowę.

fot. Anna Radziukiewicz