Home > Artykuł > Marzec 2023 > Dodawać życia do życia

Z Niny Kowalewskiej wysysa życie choroba, jak prawie ze wszystkich, którzy tu leżą. Kiedy po chemii włosy zbierała z głowy garściami, poprosiła fryzjerkę. Przyszła, ogoliła. Teraz odrastają. – Warkocze niedługo pleść będziemy – żartuje doktor Paweł Grabowski, założyciel i prowadzący hospicjum Proroka Eliasza w Makówce.

– Doktorze, a spełni obietnicę? – pyta pani Nina.

– Jaką?

– Że tu będę do końca życia, aż stąd zabiorą mnie do Bozi. Bo ja po siedmiu operacjach, wszędzie byłam, wszędzie leżałam, ale nigdzie tak dobrze nie miałam jak tu, nawet u rodziców w dzieciństwie nie było tak dobrze. A tu – lekarze super, przemili. Higiena, jedzenie… Niech pani wszystkich spyta – zwraca się do mnie – każdy tak powie. – Ja z Michałowa – mówi dalej do mnie – ale urodziłam się w Siemianówce. Wie, gdzie to jest?

– Wiem.

– Mam 78 lat.

– Można pani zrobić zdjęcie z doktorem?

– Ja taka łysa. Ale jak pan doktor chce?

Robię fotografię i mówię, że moja wnuczka też Nina.

– O, dobrze, że nie ja jedna na tym świecie Nina.

Z sali naprzeciwko wychodzi starsza kobieta, podtrzymywana przez młodego mężczyznę – pani Melania i pan Rafał, fizjoterapeuta.

– Dzisiaj dobrze się czuję – mówi Melania. – Drugi raz wstałam z łóżka, ćwiczyłam na przyrządach.

– To cud od Boga, że pani wstała z łóżka – na to doktor. I komentuje: – A byłem niewierzący! To znaczy niewierzący w fizjoterapię, aż otworzyliśmy to hospicjum. Aż zobaczyłem, co potrafi pan Rafał zrobić z pacjentami. Podnosi z łóżka takich, którzy zdawało się nigdy już nie staną na nogi. Naszą zasadą w hospicjum stało się, że z pacjentów wyciskamy każdą możliwość ruchu – wstań z łóżka, podejdź do okna, wyjdź na korytarz, z czyjąś pomocą, na wózku inwalidzkim przejedź. Zmień otoczenie. Bądź z innymi. Wypij z nimi kawę, herbatę, zjedz ciasteczka. Dodaj życia do swojego życia. Pomożemy ci w tym.

Doktor Ewa Stankiewicz, szczupła, ściszona, o obfitych włosach: – Powinniśmy w każdym z trzech skrzydeł postawić tradycyjne podlaskie ławeczki, nie takie parkowe, tylko te najprostsze, jakich pełno było na wsiach przy płotach, i trochę ich ocalało – uśmiecha się.

– A płot? – pytam.

– Mamy i płot. Na podwórzu pod płotem też postawimy. Nie wyobraża pani sobie, jakie dzisiaj nasi pacjenci toczyli z rana przy herbatce na korytarzu ożywione rozmowy! Co, gdzie, u kogo, kiedy, w której wsi. A jak przeżywali wigilię Bożego Narodzenia, dla wielu z nich ostatnią w życiu. Zorganizowaliśmy dwie – i przed katolickimi i prawosławnymi świętami. Byli kolędnicy, kolędy i koladki, rodziny i nakryte stoły.

A jacy goście odwiedzili hospicjum! Była nawet Alicja Majewska, wciąż śpiewająca, która zgodziła się być ambasadorką placówki w Makówce i razem z nią kompozytor Włodzimierz Korcz. I przyrodnik, który cudnie opowiadał o ptakach, i gitarzysta co grał i śpiewał.

Dr Ewa wraca do pokoju wypełnionego lekami i medycznymi przyrządami. – Wzruszające – mówi – że ludzie dzwonią do nas ze Szczecina, Gdańska, Podkarpacia i pytają, czy czegoś pomocnego w opiece nad chorymi nie potrzebujemy, bo ich bliscy odeszli i zawsze coś po nich zostaje. Potem nam to przesyłają. Pokazuje komplety – specjalne szczoteczki i patyczki do mycia zębów, dziąseł, języka dla obłożnie chorych. Bezcenne – mówi – właśnie otrzymaliśmy paczkę.

Podchodzi młodziutka pani o wyglądzie licealistki. – Irena Padrez – przedstawia się. Jest lekarzem. Przyjechała z Witebska na Białorusi. Tu znalazła pracę. Pyta, co robić przy głębokich ranach. Oddać je w ręce chirurga? – Tak – odpowiada doktor Grabowski.

Chirurg onkolog Marcin Januszkiewicz współpracuje z hospicjum, mieszka w Supraślu. Współpracuje także radioterapeuta Michał Niksa z Białegostoku.

Do budynku ktoś znowu wchodzi. Z rodziny do chorego? Nie, to Agnieszka Szymańczuk, anestezjolog. Przyjechała z Hajnówki.

Zresztą tu wszyscy skądś przyjeżdżają – z Białegostoku, Michałowa, Hajnówki, Bielska Podlaskiego, czy pracując w pełnym wymiarze, czy „gościnnie”. Dobrze, że droga Białystok-Hajnówka, przy której leży Makówka, teraz jest świetna.

Odwiedzamy jeszcze inną salę, każda dwuosobowa, łóżka przedzielone parawanem. Wszyscy leżący mają widok na ogród – już z wijącymi się ścieżkami wyłożonymi kostką brukową. Dalej las. Z każdej sali wyprowadzają na zadaszony taras, oplatający cały budynek, szerokie przeszklone drzwi. Tędy w ciepłe dni można będzie wywozić na podwórze chorych.

Pan Mikołaj leży z rurką tlenową na boku. Jest chudy. – Przecudny, przekochany – mówi do mnie pan doktor, zanim do niego podejdziemy. – Jako dziecko szedł z rodzicami z Syberii przez Iran, Monte Cassino, do Polski. Przedwczoraj opowiadał mi sen: – Przyśniła mi się żona Sabina. Mówię do niej „Choć, usiądź tu, posiedź troszeczkę”. A ona: „Mikołaj, nie mogę obok ciebie usiąść, bo ja nie mam ciała, mam tylko duszę”. To było – dalej doktor – kochające się małżeństwo. Znam je od dawna, jeszcze z Nowej Woli. Pani Sabina umarła wcześniej.

– A w tej sali leży drugi pan Mikołaj, taki modlący się, on całą dobę się modli – komentuje doktor.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. autorka