Media o różnych wizerunkach ideowych, wykorzystując aktualny kontekst militarno-polityczny, przekonują siebie i swoich czytelników o potrzebie nowej narracji historycznej. Nie ulega wątpliwości, że narodowa myśl ukraińska budowana była do niedawna głównie na negatywnym stereotypie Polaka. Idea wolnej i niezawisłej Ukrainy skonstruowana była na konfliktach o Wołyń (rzezie, czystki), powstaniu Bohdana Chmielnickiego oraz relacji do unii kościelnych, ze szczególnym akcentem na Brześć 1596. Była to więc narracja i świadomość konfrontacyjna. Wiele autorytetów historiozoficznych powstrzymuje się obecnie od diagnoz, a przynamniej ich publikowania. Tymczasem kolejne mity, uporzedzenia, a może i budujące wnioski wyrastają na propagandzie szeptanej, rodzącej – jak wiemy z doświadczenia – kolejne uprzedzenia. Zwłaszcza gdy nie są skonfrontowane ze zdaniem przeciwnym, co dla historyka jest nieodzownym i mądrościodajnym pokarmem. Okazją do takiej konfrontacji było dla mnie gromadzenie materiałów i pisanie opracowania „Rodzinny obrządek wschodni…”. Była to dokumentalna, źródłowa lekcja historii tutejszego ludu, na której nietrudno się było przekonać, że zamieszkujące wspólczesną Lubelszczyznę od stuleci rodziny obrządku wschodniochrześcijańskiego to te same, choć różne pokolenia, zarówno w czasach prawosławnej jak i greko-unickiej denominacji – bynajmniej nie ze znakiem bezwzględnej równości. Niech lektura spostrzeżeń na kanwie wydarzeń sprzed 160 lat służy takiej refleksji. Zwłaszcza, że dotychczasowa oficjalna polityka historyczna ciągle przemilcza rolę „rusińskiego” ludu, wbrew faktom.
W latach 1863-1864 na ziemiach polskich, białoruskich, litewskich i ukraińskich miały miejsce wydarzenia, które w poważny sposób zaważyły na późniejszych losach Polski, ale jeszcze bardziej na świadomości narodowej i tożsamości ludów i nacji, odwiecznie zamieszkujących przedrozbiorowe ziemie Rzeczypospolitej. Powstanie styczniowe rozszerzyło świadomość narodową prostego ludu, czyn i legenda powstańcza zaczęły budować polską, ale i ruską (ukraińską, białoruską) oraz litewską tożsamość, wiążąc patriotyzm z pobożnością katolicką, czasami zniekształcającą tożsamość religijną, zastępującą identyfikację etniczną i językową. Były te wydarzenia i procesy podwalinami nowoczesnego, wieloetnicznego narodu, który wykreował dojrzałe, niezawisłe z ducha narodowości.
Warto pochylić się nad obszerniejszym fragmentem opracowania, które wyszło spod ręki rosyjskiego badacza (publ. Memoriału), patrzącego z innej perspektywy na powstanie. Podkreśla on wagę lokalnych wydarzeń.
W kwietniu 1861 roku władze rosyjskie przy pomocy policji austriackiej wykryły grupę Jana Bogdanowicza (Ileń, Żyżałowski i inni). Nie miała ona wyraźnego zabarwienia społeczno-politycznego. Materiały skonfiskowane u Bogdanowicza wskazują przede wszystkim na jego patriotyzm, chęć poświęcenia się walce o niepodległość Polski. Bogdanowicz nazywa Rosję powszechnym więzieniem, w którym „…zabrano wszystko – wolność, narodowość”. W jego dokumentach spotyka się uwagi: „Przysięgam, że nie mam żadnego wroga na ziemi, że kocham tak samo swój naród jak Rosjan, jak wszystkich ludzi, ale dopóki choć jeden ciemiężca będzie deptał tę ziemię, dopóty krew swoją, życie swe poświęcać będę, by go zniszczyć”.
Zdecydowane poparcie dla powstania, którego wybuch oznaczono z 22 na 23 stycznia 1863 roku ze strony uwikłanych w spory „białych” i „czerwonych” było stymulowane obawami, aby zbrojna demonstracja nie przerodziła się w rabację, taką jak rzeź galicyjska w latach 1846-1948. Stąd nie tylko sprzeciw części szlachty i ziemian wobec zapowiadanego uwłaszczenia, ale ostracyzm wobec „księży ludowych”, jak rzymskokatolicki ks. Piotr Ściegienny, wikariusz z Wilkołaza. Stąd tak słaba reakcja na prewencyjne zesłania grupy duchownych katolickich.
Oczywiście największe aresztowania, egzekucje i represje majątkowe uczestników i podejrzanych o sprzyjanie powstańcom polskoj miatieży przyszły po bitwach i potyczkach powstańców z Moskalami. 10 lat temu upamiętniono w Wilkowie nad Wisłą ks. prob. Józefa Błażkowskiego z lubelskiego Powiśla, zesłanego karnie z ponad setką innych duchownych do zabajkalskiej Tunki, gdzie zmarł w 1867 roku. W latach 60. XIX wieku za działalność religijno-patriotyczną represjonowano grupę lubelskich kapucynów.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Grzegorz Jacek Pelica