Home > Artykuł > Maj 2023 > My, chłopi

160 rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, największego zrywu narodowego w XIX wieku przeciwko rosyjskiemu zaborcy, uczczono wieloma materiałami edukacyjnymi, konferencjami, koncertami. Centralne uroczystości odbyły się w Warszawie z udziałem prezydentów Polski, Andrzeja Dudy i Litwy – Gitanasa Nausėdy. W uroczystości brali też udział Białorusini, tak jak i ja chłopscy synowie, wśród nich jeden, który zabiegał o to, by w nadgranicznych Mostowlanach stanął dziesięć lat temu pomnik Konstantego Kalinowskiego/ Kastusia Kalinouskaho, przywódcy powstania na terenie Litwy i drugi, który pomnik odlał w swoim warsztacie. Że pojechali chłopscy synowie? Jakie to ma dziś znaczenie? Ma.

Otóż III Rzeczypospolita przyjęła jednolity model kulturowej tożsamości – szlachecko-inteligencki, a nie chłopski, losy chłopstwa wyrzucając poza burtę historii. Lata 90. minionego wieku to fala fascynacji szlacheckością i szlacheckim pochodzeniem. Wydawano albumy o polskich dworach, magnackich rezydencjach, książki o arystokratycznych obyczajach. Pierścienie z herbami rodowymi były najbardziej poszukiwanym towarem w sklepach z antykami, a heraldycy i genealodzy mieli pełne ręce roboty, bo potwierdzali szlacheckie pochodzenie swych klientów – za to im płacono. Rosły domki – dworki.

Historię pisano z punktu widzenia „wielkich” – królów, wodzów, biskupów, możnych i uprzywilejowanych. Pisano historię pańską. Chłopskie pochodzenie przyobleczono wstydem.

I cóż my, prawosławni Białorusini, na to? Wszak my z chłopów/chamów. W okresie międzywojennym – a rodzice mojego pokolenia wtedy się rodzili, tylko 0,17 proc. Białorusinów było inteligentami, a i tak wielu z nich pracy nie otrzymywało, chyba że przyjęli katolicyzm, co oznaczało stanie się Polakiem. Ruska szlachta i możnowładcy na ścieżkę katolicyzmu i polskości wkroczyli już w XVI wieku, zwłaszcza po unii brzeskiej 1596 roku. Nie mieliśmy więc praktycznie ani bogatych, ani wykształconych, o co dbała II Rzeczypospolita, także pielęgnująca mit Polski szlacheckiej. Na tak zwanych Kresach działało w 1918 roku 346 szkół białoruskich, a w 1938 tylko pięć i w dodatku polsko-białoruskich.

Jaki to ma związek z powstaniem? Ma. Bo powstanie styczniowe było „pańskie”, nie było ogólnonarodowe. Zresztą wtedy narodem byli panowie, chłopi nie. Ale dziś szlachecko-powstańcza wizja narodu ma obowiązywać wszystkich.

Do 1864 roku status chłopa niektórzy porównywali ze statusem niewolnika. Sas August Karl Holsche w 1793 roku, czyli zaledwie dwa wieki temu z okładem, pisał o polskim chłopie: „Mała jest różnica między dolą chłopa a Murzynem w Indiach zachodnich” (czyli w Stanach Zjednoczonych). Z punktu widzenia chłopa pańszczyźnianego osiemnastowieczna, czyli oświeceniowa, Polska nie była ostoją wolności. Była dla niego raczej więzieniem. Francuski filozof Gabriel Malby, na skutek kontaktów z Polakami, zastanawiał się, jak to możliwe, że podstawą szlacheckiej wolności jest ucisk ludu. „Kilka milionów niewolników utrzymuje 200-300 tysięcy małych despotów” – pisał Francuz Nicolas Baudeau, teolog i ekonomista, który trafił do Polski w latach 80. XVIII wieku. Tych myślicieli cytuje historyk i publicysta Paweł Wroński („My, szlachta”, Rzeczpospolita, 8-9 września 2012).

Wroński proponuje wrócić do lektury „Wiernej rzeki” i „Rozdziobią nas kruki, wrony”. Ojciec Żeromskiego, Wincenty, nie był powstańcem styczniowym, ale dostarczał powstańcom wiktu i koni. I za to pojmali go właśnie chłopi i dostarczyli do carskiego cyrkułu w Kielcach. Wincenty uniknął zesłania dzięki potężnej łapówce, która zrujnowała jego rodzinę na lata.

„W Górach Świętokrzyskich jest pełno miejsc, gdzie według legendy żołnierze carscy wieszali powstańców. Ale pełno jest też drzew, na których żołnierze gen. Mariana Langiewicza czy Zygmunta Chmieleńskiego wieszali chłopów. O nich nie pamięta nikt” – pisze Wroński.

Dlaczego? Bo chłopi nie brali udziału w powstaniu albo i mu się sprzeciwiali. I ci świętokrzyscy chłopi sami, z własnych pieniędzy, fundowali „dobremu carowi”, jak go nazywali, Aleksandrowi II kapliczki i pomniki za to, że uwolnił ich z poddaństwa. One też jakoś zostały zapomniane – sumuje ten sam autor.

W wyniku ukazów cara Aleksandra II z 1864 roku chłopi, także bezrolni, dostali na własność 7,8 miliona hektarów gruntów. O tym rewolucyjnym akcie piszą historyk prof. Andrzej Chwalba (UJ) i dziennikarz, były redaktor naczelny „Gazety Krakowskiej” Wojciech Harpula w świetnej książce „Cham i pan” (Kraków, 2022). Czytam: „Ziemia, decydująca o losach milionów «dusz chłopskich», przestała być «pańska». Stała się «moja własna». To była rewolucja – zmiana trwającego od kilkuset lat «naturalnego» porządku wiejskiego świata. Dlatego w 1864 roku wieś eksplodowała radością. Gdy powstańcy styczniowi w lasach toczyli straceńcze boje z sołdatami, a na grobach wielu z nich sadzono pierwsze kwiaty, chłopi organizowali «pogrzeby pańszczyzny». Zbierali stare dokumenty, księgi i regestry, zawierające listę powinności wobec pana, i wkładali je do zbitej z desek trumienki, po czym formowali pochód. (…) Trumienkę wkładano do grobu i zakopywano, a nad grobem stawiano kamienny postument z napisem «na wieczny odpoczynek» i krzyż. Potem chłopi przysięgali, że już nigdy nie wejdą na pańskie pole i nie dadzą się zakuć w dyby”.

Dla chłopów dzień 2 marca, czyli wydania carskiego uwłaszczeniowego ukazu, stał się obok Wielkanocy, Bożego Narodzenia i Bożego Ciała, jednym z najważniejszych w ich kalendarzu.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. domena publiczna