Home > Artykuł > Najnowszy numer > 60 lat na Hawajach

Rozmowa z o. Anatolem Lyovinym, lingwistą, emerytowanym profesorem Uniwersytetu Hawajskiego, długoletnim proboszczem parafii Montrealskiej Iwierskiej Ikony Matki Bożej w Honolulu, który podarował lektorowi Nektariosowi Yangsonowi reprodukcję Montrealskiej Iwierskiej Ikony Bogarodzicy, od ponad piętnastu lat samoistnie wydzielającą pachnące mirro, o czym pisaliśmy w czerwcu 2022 roku w PP w wywiadzie „Wędrująca Panagija”.

W tym roku ojciec obchodzi trzy jubileusze, gdyż mija osiemdziesiąt pięć lat od narodzin, sześćdziesiąt lat od przyjazdu na Hawaje i dwadzieścia pięć lat od przyjęcia święceń kapłańskich. Przez wiele lat był ojciec proboszczem parafii w Honolulu. Kiedy prawosławie pojawiło się na Hawajach?

– Pierwsze prawosławne nabożeństwo na Hawajach odprawiono pod koniec XVIII wieku na Wielkanoc. W 1815 roku na wyspie Kaua’i wzniesiono pierwszą cerkiew. W 1884 roku przy rosyjskim przedstawicielstwie dyplomatycznym otworzono prawosławną świątynię. Na początku XX wieku przybył jeden z najsłynniejszych misjonarzy tamtego okresu, o. Jakub Korczinskij, który najlepsze lata swojego życia poświęcił na głoszenie Ewangelii na Alasce, w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. W 1915 roku został oddelegowany do Australii i po drodze zatrzymał się na Hawajach, aby pomóc nowo tworzącej się lokalnej wspólnocie prawosławnej. Dzięki jego staraniom udało się znaleźć miejsce do sprawowania nabożeństw. Na pierwszą uroczystą Liturgię przybyło około trzystu osób, wśród których byli Rosjanie, Ukraińcy, Japończycy, Koreańczycy, Grecy. O. Jakub planował zbudować wolnostojącą cerkiew i prawosławną szkołę na Hawajach, ale musiał kontynuować podróż do Australii. Przed odjazdem poinformował biskupa, że jest potrzebny stały duchowny. Udało mi się dowiedzieć, że o. Jakub później mieszkał w Odessie, gdzie w wieku osiemdziesięciu lat, 22 czerwca 1941 roku, został aresztowany za rzekomą działalność antysowiecką i po niespełna miesiącu, 19 lipca, rozstrzelany. Męczennika za wiarę zrehabilitowano w 1993 roku.

Czy w waszej rodzinie byli kapłani?

– Tak, mój dziadek ze strony matki był duchownym. Nazywał się o. Walerian Borotinskij i pochodził z niewielkiej miejscowości w diecezji petersburskiej. Wielu kapłanów z tej wsi zostało misjonarzami w Finlandii. Mój dziadek niósł posługę duszpasterską w Petersburgu w cerkwi Zaśnięcia Bogarodzicy na Placu Siennym i w cerkwi św. Mikołaja na Wyspie Wasylewskiej. Cerkiew znajdowała się na drugim piętrze sierocińca i domu opieki. Została wyświęcona 28 grudnia 1897 roku przez o. Jana Kronsztadzkiego. W tej uroczystości uczestniczył mój dziadek, który miał wówczas dwadzieścia cztery lata, a moja babcia dwadzieścia jeden. Moja mama była najmłodsza z pięciorga dzieci o. Waleriana i pamiętała, jak siedziała na kolanach u św. Jana, kanonizowanego w 1990 roku.

Jak potoczyły się rodzinne losy po rewolucji październikowej?

– Rozpoczął się trudny okres emigracji. Rodzina udała się przez Nowosybirsk do Turcji, a następnie do Jugosławii, natomiast o. Walerian zdecydował się pozostać w kraju i służył w Nowosybirsku. Moja matka ukończyła Uniwersytet w Skopje w dzisiejszej Macedonii Północnej, gdzie spotkała mojego ojca Włodzimierza Lyovina, pochodzącego z Baku. Ich ślub odbył się w 1934 roku w serbskiej cerkwi w Splicie w obecnej Chorwacji. W tamtym czasie matka biegle rozmawiała po serbsku, chorwacku i pracowała jako nauczycielka. W 1936 roku rodzice przeprowadzili się do serbskiego miasta Leskovac, gdzie urodziłem się 13 listopada 1938 roku. Przy porodzie mało nie umarłem, a moja matka gorliwie modliła się do Najświętszej Bogarodzicy i św. Mikołaja Cudotwórcy. Położna ochrzciła mnie na cześć św. Anatola i poradziła, aby zgodnie z serbską tradycją wybrać patrona rodziny. Zdecydowano, by został nim św. Mikołaj i co roku w dzień, w którym Cerkiew czci jego pamięć obchodzimy naszą „Slavę”, czyli święto patrona rodziny. W hawajskiej parafii mamy Serbów i oni również świętują „Slavę”.

Następnie rozpoczęły się wędrówki po Jugosławii?

– Po pewnym czasie przenieśliśmy się do miasta Nisz, gdzie zastała nas druga wojna światowa, a następnie do Belgradu. Tam mieszkaliśmy kilka lat i tam chodziłem do szkoły. Mój ojciec nosił nazwisko Levin. Niektórzy myśleli, że jesteśmy Żydami, co w rzeczywistości nie jest prawdą. Kiedy byliśmy pod okupacją niemiecką, noszenie takiego nazwiska było niebezpieczne. Dlatego ojciec postawił dwie kropki nad literą „e” i został Lëvin, co później w wersji angielskiej zamieniono na Lyovin. Moja matka, która znała kilka języków, przez jakiś czas pracowała dla Niemców. Swoje nazwisko pisała Löwin, co oznacza po niemiecku „lwica”. Niemieccy oficerowie przychodzili z ciekawości zobaczyć lwicę, która u nich pracuje. Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że nieznacznie zmieniając nazwisko uniknęliśmy aresztowania. Niemcy myśleli, że moja matka jest albo Niemką, albo w ogóle nie mogli zrozumieć jakiej jest narodowości.

W jaki sposób dotarliście do Kanady?

– W Jugosławii władzę sprawowali komuniści pod przywództwem Josipa Tito. Imigranci nie spodziewali się w kraju niczego dobrego, tym bardziej że nie mogliśmy zdobyć dobrego wykształcenia. Aby dać mi szansę na lepszą przyszłość, moja matka zdecydowała się opuścić Jugosławię. W tym zamierzeniu wspierał ją ojciec, wziął dwa dni wolnego w pracy i pojechał do Belgradu po wizę wyjazdową. W urzędzie, gdzie wydawano wizy, czekało dużo ludzi, którzy również próbowali opuścić kraj. Pracownik wziął nasze dokumenty i ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu następnego dnia zwrócił je z wizami wyjazdowymi. Zostawiając cały nasz dobytek, znaleźliśmy się w obozie dla uchodźców na Wolnym Terytorium Triestu, będącym strefą buforową między Jugosławią a Włochami. Przez dwa miesiące mieszkaliśmy w baraku, czekając na zabranie nas jako siły roboczej do jednego z krajów – USA, Australii, Argentyny. Moja matka i ojciec mieli około pięćdziesięciu lat i rozumieli, że pobyt w nieznanym kraju nie będzie łatwy. W tym samym czasie moja cioteczna siostra Wiera otrzymała od urzędu imigracyjnego Kanady pozwolenie na pracę w szpitalu w Toronto. Wkrótce udało się jej sprowadzić nas do Kanady. Miałem wtedy trzynaście lat. W Ameryce Północnej nasza rodzina zaczęła nowe życie z kilkoma dolarami w kieszeni. W tym czasie mój ojciec nie znał dobrze angielskiego i mógł dostać pracę jedynie jako nadzorca pacjentów w szpitalu. Matka dopiero po kilku latach otrzymała pracę w biurze. W tym czasie uczyłem się już w szkole średniej, którą ukończyłem w 1959 roku roku jako najlepszy uczeń w klasie. Otrzymałem propozycję studiowania na dwóch uniwersytetach jednocześnie, na Uniwersytecie w Toronto i na Uniwersytecie w Princeton w USA. Wybrałem słynny Princeton, a moja matka uważała, że jej decyzja o wyjeździe do Kanady była słuszna.

Matuszka jest rodowitą Japonką. Gdzie i w jakich okolicznościach poznaliście się?

– Byłem studentem Uniwersytetu Princeton w stanie New Jersey, gdzie studiowałem język japoński i chiński. Pewnego dnia wykładowca języka japońskiego przyniósł list od dziewczyny z Japonii, która chciała korespondować z amerykańskimi studentami uczącymi się japońskiego. W tym czasie korespondowałem już z młodzieżą z Japonii. Kiedy profesor pokazał list, nikt nie zdecydował się na niego odpowiedzieć. Wówczas wziąłem list i skontaktowałem się z Japonką. Rok później otrzymałem stypendium na naukę języka chińskiego w Państwowym Uniwersytecie Tajwańskim w Tajpej i pojechałem tam przez Japonię. Z Nowego Jorku poleciałem najpierw do San Francisco, potem do Honolulu, a następnie do Tokio. Tam po raz pierwszy zobaczyłem Emiko, a wewnętrzny głos mówił: „Będziesz żył z tą osobą przez całe życie”. To było w 1962 roku, a tydzień po naszym pierwszym spotkaniu oświadczyłem się jej. Wkrótce poleciałem z Tokio do Tajwanu na studia. Moja matka też zaczęła korespondować po angielsku z moją przyszłą żoną. Emiko przybyła do San Francisco z Jokohamy w maju 1964 roku. Matka przyleciała z Toronto specjalnie po to, żeby spotkać się z nią w porcie. Nasz ślub odbył się w cerkwi Świętej Trójcy w Toronto 12 lipca 1964 roku. Udzielił go nam arcybiskup Montrealu i wschodniej Kanady Witalij (Ustinow). Hierarcha ochrzcił Emiko dzień przed ślubem i nadał jej imię Emilia. Wkrótce opuściliśmy Toronto i rozpoczęliśmy nowe życie w Berkeley, gdzie kontynuowałem studia doktoranckie na Wydziale Lingwistyki Uniwersytetu Kalifornijskiego. W 1965 roku urodził się nasz najstarszy syn Mikołaj. W 1968 roku przenieśliśmy się do Honolulu, gdzie zacząłem wykładać lingwistykę na Uniwersytecie Hawajskim. Mój ojciec zmarł dwa lata wcześniej i wkrótce przyjechała do nas moja mama. W pierwszych dniach jej pobytu na Hawajach jeździliśmy z nią wzdłuż wybrzeża wyspy Oahu. Była zachwycona malowniczymi szczytami górskimi, nietkniętymi przez cywilizację, a także wodami Oceanu Spokojnego, które na Hawajach są zawsze półprzezroczyste, niebieskie. Mama była zachwycona przyrodą, krajobrazem i stwierdziła, że teraz rozumie dlaczego prawosławni misjonarze nazywali Hawaje „rajskimi wyspami”. Zaraz po przyjeździe zaczęła uczyć języka rosyjskiego i francuskiego. Zgromadziła wokół siebie grono wspaniałych uczniów, wśród których był grecki duchowny i sędzia sądu okręgowego w Honolulu. W tym czasie urodził się nam drugi syn Andrzej.

Czy po przyjeździe na Hawaje od razu znaleźliście prawosławną parafię?

– Zaczęliśmy chodzić do greckiej cerkwi św. św. Konstantyna i Heleny, gdzie właśnie przybył stały duchowny. Wspólnota grecka była dość liczna, zorganizowana. Moi synowie przysługiwali w ołtarzu, a ja zacząłem śpiewać w chórze. Znam starożytną grekę dzięki nauczycielowi łaciny z kanadyjskiej szkoły średniej, który uczył greki wszystkich chętnych. Przez wiele lat uczęszczaliśmy na nabożeństwa do greckiej parafii. Moja matka uczyła synową wiary prawosławnej. Na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku Hawaje zaczęli odwiedzać rosyjscy kapłani z Kalifornii, którzy odprawiali Liturgie w wynajmowanych pomieszczeniach. Tam zaczęliśmy chodzić wraz z małżonką. W 1984 roku rosyjską parafię odwiedził arcybiskup Los Angeles Antoni (Sinkiewicz). Hierarcha poinformował, że w Montrealu zaczęła wydzielać mirro Iwierska Ikona Bogarodzicy i podarował jej kopię. Zaproponował, aby parafia nosiła nazwę Montrealskiej Iwierskiej Ikony Matki Bożej. Wspólnota przyjęła tę sugestię z entuzjazmem i w ten sposób stała się pierwszą na świecie parafią ku czci tej ikony. Od 1984 roku przez pięć lat funkcję proboszcza pełnił Amerykanin, hieromnich Thomas (Delano), były aktor hollywoodzki, który w 1978 roku został mnichem. Potem przez kilka lat we wspólnocie nie było stałego kapłana.

Jaka była droga do otrzymania przez ojca święceń?

– Nigdy nie zamierzałem być duchownym. Mojego dziadka, o. Waleriana, w ogóle nie pamiętam. Został zabity strzałem w plecy w lutym 1943 roku w mieście Ripanj w Jugosławii. W Honolulu od 1996 roku nabożeństwa sprawował okresowo hieromnich Awerkiusz (Moreno) z monasteru Świętej Trójcy w Jordanville, w stanie Nowy Jork. Po pewnym czasie zaczął pytać, kto z miejscowych mógłby zostać kapłanem. Lokalna wspólnota wskazała na mnie, gdyż niektórzy wiedzieli, że mój dziadek był duchownym. Duże znaczenie miał fakt, że pracowałem, dość dobrze zarabiałem, gdyż niewielka parafia nie mogła utrzymać rodziny proboszcza. Nie bez znaczenia było również to, że znałem angielski, rosyjski i inne języki, ponieważ nasza parafia, choć niewielka, składała się z wiernych różnych narodowości i kultur. Wszyscy byli zgodni, że byłoby najlepiej, gdyby nowy duchowny był wieloletnim parafianinem. Przyznam się także, że wiele lat temu, podczas wizyty na Hawajach, gościł w naszym domu arcybiskup Los Angeles Antoni (Sinkiewicz) i przed odjazdem zapytał mnie, czy nie chciałbym zostać kapłanem w naszej parafii. Odmówiłem, powołując się na młodość, dwójkę małych dzieci i przede wszystkim pracę na uniwersytecie, którą kochałem. Z drugiej strony uważałem, że wówczas będzie to najlepsze rozwiązanie dla naszej wspólnoty. W 1998 roku wszystko się zmieniło. Na uczelni zamierzałem już odejść na emeryturę, dzieci dorosły. O. Awerkiusz poszedł najpierw do mojej małżonki, Emiko i zapytał, czy nie jest przeciwna moim święceniom kapłańskim, a dopiero później zapytał mnie. Zrozumiałem, że nadszedł odpowiedni czas, muszę okazać pomoc wspólnocie i zgodziłem się.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

tłum. Andrzej Charyło

fot. pravoslavie.ru, orthodoxhawaii.org, Andrzej Charyło