Home > Artykuł > Najnowszy numer > Nie rozpraszajmy głosów

Czy w Sejmie znajdzie się prawosławny poseł – takie pytania zadaje wiele osób, które obok rozwiązywania problemów codziennego życia troszczą się o to, w jakich warunkach funkcjonować będzie nasza Cerkiew i mieszkające w naszym kraju mniejszości narodowe i etniczne.

Ostateczną odpowiedź na to pytanie uzyskamy 15 października, gdy poznamy wyniki przewidzianych na ten dzień wyborów do Sejmu i Senatu. Dziś warto się zastanowić, dlaczego znacząca część naszej, prawosławnej, społeczności uważa za potrzebną, wręcz konieczną, obecność w parlamencie prawosławnego posła. Odpowiedź na to pytanie może być złożona i zainteresowanych odsyłam do wydanej przez PWN książki autorstwa prof. Elżbiety Czykwin (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa) „Białoruska mniejszość narodowa jako grupa stygmatyzowana”. Upraszczając odpowiedź, na przekonanie o potrzebie obecności przedstawiciela, a jeszcze lepiej kilku, prawosławnych w Sejmie jest niepokój i obawa przed możliwymi, nie do końca sprecyzowanymi trudnościami i zagrożeniami i nie ma większego znaczenia, czy te obawy i odczucia mają racjonalne przyczyny.

Sposobem radzenia na odczuwalne przez każdą mniejszość zagrożenia jest samoorganizacja, a jej przejawem jest wyłanianie przedstawicieli, których zadaniem jest organizowanie i obrona poszczególnych elementów życia danej społeczności. Dotyczy to w pierwszej kolejności sfery duchowej, a więc religii i kultury. W odniesieniu do prawosławnych znaczenie ma także historyczna pamięć, w szczególności związana z prześladowaniami Cerkwi w okresie międzywojennym – zburzenie co najmniej 127 świątyń na Chełmszczyźnie i Południowym Podlasiu. W 1938 roku to apogeum antyprawosławnej polityki sanacji – a po wojnie z działaniami zbrojnego podziemia (Podlasie) i wysiedleniami w ramach Akcji Wisła (południowo-wschodnia część Polski).

Mimo że w poprzednich kadencjach Sejm uchwalił bardzo ważne dla mniejszości ustawy, m.in. regulującą sytuację prawną prawosławnej Cerkwi i o mniejszościach narodowych, to społeczności te muszą mierzyć się z różnorakimi problemami. Dla przykładu mniejszość białoruska protestuje przeciwko działaniom ministerstwa edukacji i nauki, zmieniającymi sposób funkcjonowania białoruskich liceów ogólnokształcących w Bielsku Podlaskim i Hajnówce. Choć w tym roku w Hajnówce nie było marszu, w czasie którego głoszono chwałę żołnierzy wyklętych, odpowiedzialnych za „zbrodnię ludobójstwa” na prawosławnych mieszkańcach okolicznych wsi, to wśród prawosławnych mieszkańców Hajnówki niepokój wciąż jest obecny.

Niezależnie, czy i w jakim stopniu obawy o przyszłość są uzasadnione, to przekonanie o potrzebie wybrania „naszego” posła podziela duża część prawosławnych, przy czym ta potrzeba jest bardziej artykułowana przez prawosławnych spoza podlaskiego województwa.

Na pytanie, czy w przyszłym Sejmie znajdzie się prawosławny poseł, moja odpowiedź brzmi: Raczej nie. Mój sceptycyzm wynika z racjonalnej oceny szans odwołujących się do prawosławnego elektoratu kandydatów, a takich w zbliżających się wyborach będzie wielu.

W „Notatkach” w sierpniowym numerze Przeglądu Prawosławnego pisałem o wynikach przeprowadzonego w naszym województwie sondażu, według którego siedem z czternastu mandatów przypadnie PiS, trzy Koalicji Obywatelskiej, dwa Konfederacji i po jednym Lewicy i utworzonej przez PSL i ugrupowanie Szymona Hołowni „Trzeciej Drodze”.

W momencie, gdy oddajemy bieżący numer do druku, nic nie wiadomo, by na liście PiS był jakiś prawosławny kandydat. Mandaty dla Lewicy i Trzeciej Drogi przypadną „jedynkom” (według sondażu ugrupowania te zdobędą po jednym mandacie). Pozostaje Koalicja Obywatelska, której mają przypaść trzy mandaty.

W ostatnich wyborach, kandydowałem z listy Koalicji Obywatelskiej (5 miejsce na liście). Uzyskując trzeci wynik (14,8 tys. głosów) zdobyłem mandat. Gdybym otrzymał trzy tysiące głosów mniej, mandat przypadłby Bożenie Kamińskiej (3 miejsce na liście). Przekonywany przez wielu, że ciągle ze wszystkich pozostałych prawosławnych kandydatów mam największe szanse, zdecydowałem się kandydować, także z listy KO (7 miejsce), w zbliżających się wyborach. Cztery lata temu byłem jednak jedynym prawosławnym kandydatem na liście. Obecnie – tak zdecydowały władze Platformy Obywatelskiej, której nie jestem członkiem – że nas prawosławnych będzie pięciu, przy czym nie wszyscy otwarcie deklarują swoją przynależność do prawosławia.

W wyborach 2015 roku, w których na prośbę Forum Mniejszości Podlasia, zrezygnowałem z kandydowania do Sejmu, co miało zapewnić mandat popieranemu przez Forum Adamowi Musiukowi (otrzymał 6021 głosów), mieliśmy podobną sytuację. W wyniku rozbicia głosów na pięciu prawosławnych kandydatów, żaden nie wszedł do Sejmu. Choć bardzo bym chciał, by moje przewidywania się nie sprawdziły, to powtórzenie scenariusza z 2015 roku jest bardzo realne. By go uniknąć, konieczna jest koncentracja głosów na jednego z prawosławnych kandydatów. Jeśli uznacie Państwo, że to ja mam największe szanse, zagłosujcie, proszę, na „siódemkę” na liście Koalicji Obywatelskiej.

Eugeniusz Czykwin