Home > Artykuł > Najnowszy numer > Święto żywych i umarłych

Zubry – za ich plecami to już tylko parafialne Mostowlany i granica z Białorusią. Przez gminny Gródek do nich się jedzie. Warto tam być. Są uroczo położone – droga do nich prowadzi jak huśtawka – góra–dół, góra-dół przez dywany ciemnozielonej kukurydzy, i wypiętrzone płachty lasów, i rudawo-złote rżyska, i zielony aksamit świeżo skoszonych łąk, „zapiętych” belami siana.

Raz w roku, kiedy kończy się pierwsza dekada sierpnia, w sobotę, nie wjeżdżajcie do wsi, skręćcie przed Zubrami w prawo i zaraz jeszcze raz w prawo – tu ścieżka między wiekowymi drzewami prowadzi na wzgórek. Pachnie. Cała wyłożona kwiatami, żółtymi, wiechowatymi, których sierpień daje obfitość. Po niej kroczy biskup supraski Andrzej, archimandryta Sergiusz, batiuszka mostowlański, o. Sławomir Jakimiuk, i z Ostrowia Północnego o. Aleksander Klimuk, i o. Sylwester Klebus z Juszkowego Grodu, urodzony w Zubrach, i mali prisłużnicy. Na nich na wzgórku-polanie czeka w błękitnym cieniu drzew wieniec ludzi otaczający krzyż, jakże piękny, dostojny, wyrastający z kamieni zebranych z tych pól.

Jest uroczyście, bo świętują ludzie i przyroda, żywi i umarli. Bo dzisiaj w Zubrach dzień i umarłych. Wspominają ich tu podczas panichidy przy krzyżu, wrócili właśnie z Liturgii w mostowlańskiej cerkwi. Dlaczego tu? Bo skupili się na dawnym mohilniku, który teraz znaczy już tylko wysoki krzyż i ich pamięć.

Władyka święci krzyż, bo nowy zastąpił poprzedni. W ustach duchownych szemrzą imiona uspobszych rab Bożych.

I dzieci, którym najdalej do uspobszych, wsłuchane. I jak poszycie lasu ścielą się u nóg mam, babć, dziadków. Bo to święto wszystkich, całej wsi i tej, która wtopiła się w Białystok, ale a radnom kutku nie zapomniała. Przyjeżdżają, jak Janusz i Elżbieta Tałuciowie, Halina Bancarewicz, społecznik wielki, Walenty Kastusik, co zawsze wspiera i pomaga, Jarosław Uścinowicz i Roman Siemieńczuk, co nie szczędzą swego czasu, Marek Klebus, Piotr Śliżewski, sponsorzy. Tam w mieście każdy z nich coś znaczącego i dobrego robi, a o wsi nie zapomina.

– Modlitwa za zmarłych pomaga i upsobszym, ale i nam żywym – mówi do tego wieńca ludzi władyka. – Cerkiew Boża jest i wojująca tu na ziemi, bo trzeba nieustannie myśleć o każdym swoim kroku, żeby był uświęcony Bożymi przykazaniami i nie ulegać diabelskim pokusom, ale jest i Cerkwia tych co odeszli.

– Jak żyć? – postawił pytanie władyka i odpowiadał słowami św. Ambrożego: – Nie smucić się, nie osądzać, nie narzekać na innych, nie przeklinać. I ciągle przed Bogiem i ludźmi składać pokłony, bo Bóg kocha pokornych, a dumnym się sprzeciwia.

Stojąc przy krzyżu mówił: – Nasze życie to wchodzenie na krzyż. I niech ten oświęcony krzyż będzie świadkiem naszej modlitwy za przodków.

W krestnym chodzie wszyscy zeszli ze wzgórza. Szedł i archont wielki Cerkwi Chrystusowej Sergiusz Martyniuk, i wicestarosta powiatu białostockiego Roman Czepe, i wójt gminy Gródek Wiesław Kulesza. Zatrzymali się tam, gdzie polna droga styka się z asfaltową, wiodącą do wsi.

I to właśnie miejsce, ten zwyczajny kawałek pola, zajaśniał w tym roku uświęceniem – bo każdy krzyż, kapliczka, cerkiew, kościół uświęca ziemię, powietrze, wodę, nas.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. autorka