To niezwykłe pochówki. W niszach. Nisz było nie więcej niż dwieście i nie mniej niż sto, choć niektórzy próbują podać dokładną ich ilość, szacując na 132.
Nisze służyły mnichom, ale też i elicie, a wokół na rozległym cmentarzu, dziś przypominającym łąkę, w części zamienioną na drogę, na której parkują samochody, był zwykły cmentarz dla zwykłych ludzi. Mowa o Supraślu i jego zabytku – katakumbach.
Jakie elity w nich grzebano? Wielkiego Księstwa Litewskiego, bo z tego okresu pochodzą. Nisze w kształcie łuków przykryto beczkowatym sklepieniem, nad nim wzniesiono w połowie XVI wieku cerkiew Zmartwychwstania Pańskiego. Cerkwi w drugiej połowie XIX wieku nikt nie chciał już remontować. Uważano, że dochodzi końca swoich dni. Rozebrano więc ją w latach siedemdziesiątych tego stulecia. Cegła z rozbiórki posłużyła do wzniesienia kaplicy na cmentarzu, wtedy prawosławnym, obecnie katolickim. Ale katakumby pozostały. Przykryto je „płaszczem ziemnym”. Próbowano je chronić na swój sposób. Aż do końca drugiej wojny w każdej z nisz znajdowało się ciało.
Czy druga wojna wyzbyła ludzi szacunku do życia i ciał zmarłych?
W każdym razie po wojnie rozpoczął się dla katakumb dramatyczny czas.
Prof. Maciej Karczewski, archeolog, który zajmuje się tym zabytkiem, mówi że po wojnie pewna uczelnia cierpiała na głód materiałów dydaktycznych. Zaspakajano go poprzez wizyty w katakumbach, które w ten sposób traciły czaszki, kręgi kręgosłupów, kości udowe. Potem miejscowi traktowali katakumby jak lej w ziemi, dobry do wrzucania śmieci. W 1984 roku weszli tu warszawscy archeolodzy i antropolog Karol Piasecki. Zobaczyli całą posadzkę usłaną ludzkimi szczątkami i śmieciami, wymieszanymi z ziemią. W żadnej niszy nie zachował się kompletny szkielet. Dziś w jednej leży kawałek żebra, w innej czaszka.
– Przed nami dalsze penetracje katakumb, by stwierdzić, czy są jeszcze jakieś szczątki – mówi archeolog. – Musimy je potraktować z godnością, bo to nie tylko materiał archeologiczny, tak samo jak i cały obiekt, który ma przede wszystkim funkcję sakralną. Potencjalna odbudowa katakumb wymaga po prostu finezji – badań specjalistów różnych dziedzin przed przystąpieniem do projektu świątyni. I te międzyuczelniane badania trwają. Myślę, że w ciągu dwóch lat to miejsce zostanie przywrócone jako miejsce kultu i wielka atrakcja turystyczna. To trudne zadanie, ale nie niemożliwe do wykonania.
Wchodzimy pod dach – z zewnątrz wyglądają katakumby niczym dom bez ścian. Ta prowizoryczna ochrona katakumb „wzmocniona” jest ogrodzeniem z siatki. Pamiętam je jeszcze niczym nie zadaszone sprzed dziesięciu laty. Jesienne liście klonu ścieliły się wtedy złotem po całej nekropolii. Dziś tu porządek. Widać rękę badaczy i gospodarza, którym jest supraski monaster.
– Wejście do katakumb było pierwotnie od strony zachodniej – wyjaśnia Karczewski. – Na przełomie XIX i XX wieku zamurowano je i wybito otwór od południa, z którego dziś korzystamy. Dobudowano przedsionek z cegły gotyckiej rozbiórkowej i rosyjskiej z czasów zaborów. A tu znajduje się nisza większa od innych. Są ślady zburzenia mniejszych nisz i na ich miejscu wybudowania dużej. W źródłach historycznych jest mowa o czerwonej trumnie, służącej do znoszenia ciał zmarłych do katakumb.
Może najpierw czerwoną trumnę trzymano w dużej niszy?
Ciała prawdopodobnie zsuwano do nisz na deskach, nogami na wschód, zgodnie ze wschodnią tradycją pogrzebową.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Anna Radziukiewicz fot. autorka