Home > Artykuł > Listopad 2023 > Płacz nad rozlanym mlekiem

Przegraliśmy wybory jako mniejszość prawosławna, a tym samym białoruska, ukraińska, łemkowska. Nie będziemy mieli swojego posła w parlamencie. Nie będziemy też mieli swojego prezydenta Międzyparlamentarnego Zgromadzenia Prawosławia, a został nim wybrany 1 lipca tego roku Eugeniusz Czykwin. Tracąc jednak mandat poselski, traci automatycznie rolę prezydenta. A mogliśmy mieć swojego parlamentarzystę, nawet dwóch. Byliśmy tak blisko sukcesu! Dlaczego więc go nie mamy? – pytanie postawiliśmy zaproszonym do redakcyjnej dyskusji: prof. Olegowi Łatyszonkowi, prezesowi Białoruskiego Towarzystwa Historycznego, Joannie Misiuk, radnej miasta Białystok, przewodniczącej komisji edukacji i wychowania w radzie miasta, Markowi Nazarko, burmistrzowi Michałowa, Grzegorzowi Nazarukowi, dyrektorowi szkoły podstawowej św. św. Cyryla i Metodego, reprezentującemu Forum Mniejszości Podlasia i Demkowi (Damianowi) Trochanowskiemu, działaczowi łemkowskiemu, redaktorowi radia lem.fm.

Anna Radziukiewicz: – Przegraliśmy. Dlaczego?

Joanna Misiuk: – Niestety nasze środowisko jest podzielone. Kiedy na listach różnych komitetów znalazło się dziesięciu prawosławnych kandydatów na posłów, to głosy się podzieliły, a to spowodowało, że zabrakło ich dwóm najpewniejszym według mnie kandydatom – Eugeniuszowi Czykwinowi i Aleksandrowi Wasylukowi. Dodam też, że zaszkodziła nieprawdziwa informacja, która poszła w środowisko, że Eugeniusz nie startuje w wyborach i wtedy pojawiła się fala kandydatów, którzy zaczęli szukać dla siebie miejsca w „wielkiej polityce”.

Anna Radziukiewicz: – Nie wierzę w to. W dobie natychmiastowego przepływu informacji i dostępu telefonicznego każdy mógł zapytać bezpośrednio Czykwina, czy startuje. I każdy by wiedział, że startuje. Może teraz chce usprawiedliwić własną decyzję o starcie w wyborach, która zaowocowała naszą totalną porażką, że „nie wiedział”.

Oleg Łatyszonek: – Trochę inaczej to widzę. Nie środowisko prawosławnych wystawiało kandydatów na posłów, tylko mocni, czyli duże partie, brały na listy kandydatów ze środowiska mniejszościowego. Jak w takiej sytuacji się porozumieć, jeśli większość osób prywatnie podejmowała decyzję o starcie, bez rozmów ze środowiskiem. Dlatego był taki wysyp kandydatów. Ci co listy układali, zadbali o to, by prawosławni dostarczyli głosów na listę, ale żeby nie wygrali.

Anna Radziukiewicz: – Czyli jako środowisko daliśmy się rozegrać przez innych, partie?

Oleg Łatyszonek: – Pytanie, czy jesteśmy środowiskiem? Mamy wspólnotę religijną, częściowo narodowościową. Ale nie ma środowiska w sensie politycznym, współdziałania w imię wspólnego celu. W tej kampanii wyborczej najważniejsze były prywatne decyzje poszczególnych ludzi.

Grzegorz Nazaruk: – Kandydaci określali się jako prawosławni. Ale czy prawosławni ludzie chcą zagłosować na tych kandydatów? W niektórych gminach, w których dominują prawosławni, wcale nie głosowano na naszych kandydatów, czyli nie na konkretnego człowieka, a na partię, jej program.

Marek Nazarko: – Prawosławni przegrali, bo przed wyborami zabrakło koordynacji w tym środowisku. Należało najpierw wyłonić takich kandydatów, którzy by mieli realne szanse na wejście do parlamentu. I by nie rozpraszać głosów środowiska, powinno było być ich niewielu, nie więcej niż dwóch-trzech. Tak być nie może, że z jednej listy startuje pięciu prawosławnych kandydatów, jak choćby z listy Koalicji Obywatelskiej, bo wtedy żaden nie trafi do Sejmu. Nasze środowisko, gdyby było zwarte i przewidujące, powinno postawić partiom warunek – tak, damy na waszą listę kandydata, ale tylko jednego, bez dopisywania z waszej inicjatywy kolejnych z naszego środowiska. Ktoś nad tym porządkiem musi czuwać, tak jak wójt nad porządkiem w gminie, a ojciec w rodzinie. Nie może być tak, że każdy kandydujący na posła ustala swą obecność na liście z kierownictwem partii. To my, jako społeczność, mamy dyktować warunki, po to, by osiągnąć sukces wyborczy. Jak to zrobimy – nasza sprawa – poprzez organizacje, stowarzyszenia, bractwa.

Dodam jeszcze, że nasi ludzie niechętnie widzą prawosławnych, startujących z listy PiS-u.

Demko Trochanowski: – Eugeniuszowi Czykwinowi nie udało się wejść do parlamentu. Zabrakło mu niewielu głosów. Dla nas, Łemków żyjących w rozproszeniu, nawet taka sytuacja wydaje się niewyobrażalna. My nie wybierzemy swojego posła. Za mało nas. Poza tym w ciągu ostatnich dziesięciu lat odnotowaliśmy wśród Łemków silną polonizację. O połowę spadła w tym czasie liczba Łemków używających w domu języka łemkowskiego. Przez ostatnich dziesięć lat polityka państwa była nieskuteczna lub celowo zmierzała do asymilacji mniejszości. Nie znam sukcesów komisji wspólnej rządu i mniejszości narodowych i etnicznych. Bez prawosławnego posła będzie jeszcze gorzej.

Anna Radziukiewicz: – Zgadza się. Bo po Czykwinie kto będzie kontynuował zapoczątkowane przez niego inicjatywy – zadośćuczynienia rodzinom ofiar zbrodni ludobójstwa oddziału Romualda Burego „Rajsa”, kto będzie pracować nad zablokowanymi projektami ustaw o stosunku rządu do mniejszości greckiej, do związku religijnego Tatarów, kto ureguluje ustawowo status prawny staroobrzędowców, kto obroni białoruskie licea w Bielsku i Hajnówce przed ich zamierzoną i powolną degradacją jako centrów białoruskości, kto zadba o zwrot lasów łemkowskich, kto nie dopuści do powstania koszar obok monasteru w Supraślu? Ale moje pytanie jest takie: „Czy w innych krajach bywają „ulgi” dla mniejszości, jeśli chodzi o ich reprezentację w parlamencie, mam na myśli ukłon w stronę mniejszości już w ordynacji wyborczej?”.

Oleg Łatyszonek: – Oczywiście. Obserwujemy je w ordynacjach wyborczych choćby do parlamentów Rumunii, Węgier, Słowenii.

Demko Trochanowski: – U nas ordynacja jest antymniejszościowa. W tych wyborach nawet tak zorganizowana mniejszość niemiecka nie wprowadziła do parlamentu posła. A dla takich mniejszości jak Łemkowie w ogóle jest to niemożliwe. W listopadzie jadę do parlamentu węgierskiego. Tam każda mniejszość narodowa ma swojego reprezentanta w parlamencie – fakt, bez prawa głosu przy głosowaniach ustaw – ale to mniejszościom nie jest potrzebne. Ważne, że mogą oni na tym szczeblu pilnować swoich spraw.

Anna Radziukiewicz: – Więc jak jest z liderami w naszym środowisku?

Grzegorz Nazaruk: – Mamy wielu liderów, ale nie potrafią się oni porozumieć.

Anna Radziukiewicz: – A autorytety?

Oleg Łatyszonek: – Gdyby były, to by się ujawniły.

Grzegorz Nazaruk: – Każda organizacja ma swojego lidera i każda działa, bywa że i prężnie, ale przy każdej próbie łączenia, jednoczenia, wszystko się rozpada po dwóch-trzech spotkaniach.

Olego Łatyszonek: – Ja bym nie winił tu liderów. Jako historyk chyba mogę powiedzieć, że Białorusini jako chłopskie z genezy społeczeństwo nie są zdolni do współdziałania. Chłop pilnuje swojego gospodarstwa i nikogo słuchać nie będzie. A możni i potężni działają tak, by nam się nie udało zintegrować. Bo tak im wygodnie. Bo tak łatwiej pozyskiwać nasze głosy, nie dbając o naszą obecność w parlamencie.

Anna Radziukiewicz: – Trzeba kilku pokoleń, byśmy dojrzeli do integracji?

Oleg Łatyszonek: – Albo nastąpi całkowita polonizacja. Poza tym Białystok, nasz główny ośrodek, jest miastem tranzytowym. Z niego młodzi wyjeżdżają i nie powstaje tu ani polskie, ani białoruskie silne środowisko naukowe czy kulturalne. A ze wsi do miasta już nie ma komu przyjeżdżać. Nie powstaje więc energia, która poruszyłaby naszą społeczność.

Anna Radziukiewicz: – A Białorusini z Białorusi?

Oleg Łatyszonek: – Mnóstwo ich osiadło w Białymstoku. To aktywni, ambitni, wykształceni ludzie, wypchnięci z własnego kraju. Organizują u nas mnóstwo spotkań, wydarzeń. Ale póki co „starzy” Białorusini i „nowi” żyją obok siebie.

Joanna Misiuk: – Na szczęście w polityce pojawiły się kobiety, w radzie miasta Białystok również. I tak ja, z radną Ksenią Juchimowicz zapraszamy do współpracy wszystkich. Prowadzimy dyskusje w mediach społecznościowych. Staramy się żyć ponad podziałami. Jeśli chodzi o Forum Mniejszości Podlasia potrzebne jest jego odnowione, wprowadzenia ludzi młodych. Z nimi trzeba pracować – z pokoleniem 20+, 30+. Budujmy relacje z tym pokoleniem jako z wyborcami i jako tymi, których chcemy zachęcić do pozostania w Białymstoku. Prowadzę szkołę młodych liderów. Ostatnio zorganizowałam debatę: „Białystok dla młodych”. Okazało się, że przewodniczącym komisji edukacji w Młodzieżowej Radzie Miasta jest prawosławny nastolatek. Czyli nasi młodzi prawosławni ludzie też dotykają polityki.

Oleg Łatyszonek: – Stawianie tylko na młodzież do niczego nie doprowadzi. Mamy odwróconą piramidę wiekową. Najwięcej Białorusinów, czy prawosławnych, jest w wieku najstarszym. Młodzieży garstka.

Anna Radziukiewicz: – Za pół roku wybory samorządowe. Co zrobić, żeby nie popełnić takiego samego błędu jak przy wyborach parlamentarnych?

Marek Nazarko: – Już w 2015 roku mówiłem, że kandydatów do rad gminnych czy rad miasta, a tym bardziej do sejmiku wojewódzkiego, gdzie są rozdzielane fundusze na rozwój gmin, powinniśmy zgłaszać my, nie partie. Możemy stać się w sejmiku języczkiem u wagi. Nie możemy się rozpraszać. Poza tym powinniśmy proponować w kampanii wyborczej i takich ludzi, którzy byliby w stanie zająć ważne stanowiska w strukturach samorządowych i administracyjnych, praktyków, wiedzących jak pozyskać fundusze, kogo „przychylić” do swojej inicjatywy. Należy jak najszybciej stworzyć platformę do dyskusji na ten temat, zaprosić do niej osoby cieszące się autorytetem. Jestem realistą i wiem, że nie wszyscy zainteresowani uwzględnią opinię takiego grona, ale to oni będą wtedy mieli na sumieniu przegraną naszej prawosławnej społeczności. Powinni usłyszeć zdanie takiego gremium. Może to ich powstrzyma przed ruchami dezintegrującymi naszą społeczność.

Joanna Misiuk: – Zgadzam się z panem burmistrzem, że na każdej liście kandydatów do Sejmiku Wojewódzkiego powinniśmy wystawić po jednym kandydacie. Uważam jednak, że w Białymstoku powinniśmy iść do wyborów samorządowych z dwoma komitetami. Wtedy mamy szansę wprowadzić do rady miasta naszych ludzi. Tak, aby to była siła.

Anna Radziukiewicz: – A może porażka, jak na parlamentarnych wyborach, gdy wystartujemy z dwoma komitetami? Ale wracam do propozycji burmistrza – o potrzebie powołania forum.

Joanna Misiuk: – Należy postawić na tych, którzy są już w polityce i dobrać resztę. Bo jaki autorytet ma decydować o tym, kto znajdzie się na liście kandydatów do rad, do sejmiku? Jak wybrać autorytet?

Oleg Łatyszonek: – Podziały zaszły tak daleko, że niemożliwe jest zbudowanie autorytetu dla całej mniejszości.

Anna Radziukiewicz: – Opuszczamy więc ręce?

Oleg Łatyszonek: – No nie!

Grzegorz Nazaruk: – Przed nami dużo pracy. Na Podlasiu jest około 93 tysięcy prawosławnych. Jeśli odejmiemy od tego tych do lat osiemnastu i tych, którzy nie głosują, to otrzymamy około 50 tysięcy wyborców. W tym roku na prawosławnych kandydatów głosowało 19 tysięcy osób.

Anna Radziukiewicz: – Od lat, od kiedy Eugeniusz Czykwin startuje w parlamentarnych wyborach (osiem kadencji wygranych i cztery przegrane) liczba tych, którzy są gotowi głosować na „naszego” nie przekracza dwadzieścia tysięcy. Od początku kampanii uświadamialiśmy jako Przegląd Prawosławny, że na zdobycie mandatu poselskiego potrzeba minimum 10 tysięcy głosów, tym samym rozproszenie głosów naszych wyborców między licznymi kandydatami oznacza przekreślenie szansy na jakiegokolwiek posła. Co się stało. Oczywiście bywają wyjątki. Jan Syczewski uzyskał mandat gdzieś z dwoma tysiącami głosów, ale dlatego że „pociągnął” go lider listy SLD, Włodzimierz Cimoszewicz. W tym roku dużo głosów zdobył Szymon Hołownia, lider listy Trzecia Droga, na której był Aleksander Wasyluk, też bardzo bliski zwycięstwa, w dużej mierze dzięki „lokomotywie” listy. Ale taka sytuacja zdarza się raz na dwadzieścia lat.

Grzegorz Nazaruk: – Czyli dwadzieścia lat temu i dziś jest to samo?

Anna Radziukiewicz: – Absolutnie. A co Eugeniusz Czykwin usłyszał, objechawszy Hajnowszczyznę? Starzy ludzie mówili o PiS: Aj, panie Czykwin, dali hroszy, moża szcze dadut. A przecież Eugeniusza znają. Więc jak ich przekonać, że jako mniejszość mamy własne problemy i posła potrzebujemy?

Joanna Misiuk: – Jak wygrywać – nas to interesuje. W poprzednich wyborach do rady miasta Białystok lista „Inicjatywa dla Białegostoku” zdobyła razem około 11 tysięcy głosów i nikt nie został z tej listy radnym. My, prawosławni, zebraliśmy razem 11 tysięcy głosów, startując wszędzie z trzeciej pozycji z listy i piątka z nas została radnymi. Start samodzielny w ramach np. listy, nazwijmy ją „Prawosławni razem”, nie daje nam dużych szans. Jeśli będzie kilka komitetów wyborczych, powinniśmy pójść maksymalnie z dwoma, wystawiając po jednym kandydacie na każdej liście i w każdym okręgu.

Anna Radziukiewicz: – Z dwoma? Żeby nie zakończyło się to jak w wyborach parlamentarnych… Jednak wracam do autorytetu/lidera. Może go stworzyć z przewodniczących, bractw cerkiewnych, przewodniczących stowarzyszeń i fundacji mniejszościowych białoruskich i ukraińskich. W dobie narzucania indywidualizmu oduczyliśmy się pracy i odpowiedzialności zbiorowej, czując się każdy w swojej organizacji jak chłop na swoim polu.

Oleg Łatyszonek: – Bardzo bym chciał tego jednoczenia. To moje marzenie sprzed trzydziestu lat, kiedy setki młodych Białorusinów chętne były do współpracy. A teraz społeczeństwo polskie jest podzielone, nie dziwmy się, że nasze także.

Anna Radziukiewicz: – To zostawiamy wszystko tak jak jest? Uważam, że trzeba podjąć krok i zaprosić liderów naszych organizacji. Jeśli uzyskam na to zgodę, mogę jako prezes Fundacji Ostrogskiego prosić liderów organizacji o takie spotkanie razem z obecnymi radnymi. Na pewno choć część z nich poczuje się odpowiedzialna za wybory, czyli dobro wspólne. Dziękuję bardzo za udział w dyskusji.

fot. Anna Radziukiewicz