O prawosławnej misji w Njabini i powstaniu nowej świątyni z Anną Blakicką rozmawia Andrzej Charyło
Andrzej Charyło: – „Utukufu kwa mungu kwa Kila kitu”, czyli słowa w języku suahili oznaczające „Chwała Bogu za wszystko”, były wielokrotnie powtarzane, 26 stycznia, podczas uroczystego oświęcenia cerkwi w prawosławnym centrum misyjnym św. wielkomęczennicy Ireny w miejscowości Njabini, położonej w centralnej prowincji Kenii, oddalonej o około stu kilometrów od stolicy Nairobi. W jakich okolicznościach pojawił się pomysł wsparcia prawosławnej misji w Afryce?
Anna Blakicka: – Kilka lat temu postanowiłam, aby pojechać gdzieś daleko, aby pomóc jakiejś prawosławnej społeczności. Nie wiedziałam dokładnie gdzie i kiedy. Rozważałam możliwość odwiedzenia Indii, Ugandy, jednak ostatecznie zdecydowałam się udać do Kenii. Drogą elektroniczną nawiązałam kontakt z o. Constantinosem Eliudem Muthiru, który kieruje prawosławnym centrum misyjnym św. Ireny, założonym w 2010 roku. Bardzo szybko uzgodniliśmy szczegóły mojego pobytu i po pięciu dniach znalazłam się w Afryce.
– Jakie były wrażenia po pierwszej wizycie w Kenii?
– Mój pierwszy pobyt w Kenii na przełomie lutego i marca 2019 roku był wielkim wewnętrznym przeżyciem. Uświadomiłam sobie, że wiara prawosławna jednoczy ludzi bez względu na kolor skóry, miejsce urodzenia i zamieszkania. Czułam się z nowo poznanymi ludźmi jak w domu. Dali mi oni dużo pozytywnej energii, nauczyli spokojnego podejścia do życia. Pierwsze spotkanie z dziećmi było niesamowite i zapadło mi głęboko w pamięć. Jest w nich tak wiele miłości, szczerości, otwartości. Wszystkie dzieci chciały dotknąć i przytulić białego człowieka. W ciągu trzech tygodni mogłam zapoznać się z ich codziennym życiem.
– W jaki sposób funkcjonuje szkoła w prawosławnym centrum misyjnym św. Ireny?
– W miejscowości Njabini do szkoły od poniedziałku do piątku uczęszczało około osiemdziesięciorga dzieci. Teraz jest ich ponad dwieście. Lekcje odbywają się po angielsku, natomiast z najmłodszymi dziećmi, które jeszcze nie znają tego języka, zajęcia prowadzone są w suahili. W niedzielę po Liturgii organizowane są spotkania tematyczne, które integrują lokalną wspólnotę. Życzliwa atmosfera sprawia, że dzieci z radością uczestniczą w zajęciach. Nikt nie wymaga od nich czegoś, co przekraczałoby ich możliwości i byłoby im zbyt trudne. W Kenii spodobała mi się zwyczajna ludzka serdeczność i otwartość.
– Jak można scharakteryzować mentalność tamtejszych ludzi?
– Ludzie w Kenii posiadają bardzo silne poczucie wspólnoty. Są bardzo zżyci i bezpośredni. Pomimo, że nie są rodziną, utrzymują ścisłe wzajemne kontakty. We wszystkim co robią, uczestniczą całym sobą i starają się żyć optymistycznie. Młodsze pokolenie ma wielki szacunek do starszych. Dzieci są zdyscyplinowane, a jednocześnie pełne radości i wdzięczności za każdą otrzymaną drobną rzecz. Są bardzo kreatywne, łatwo nawiązują kontakty, na ich twarzach zawsze jest uśmiech. Wizyta w Afryce może pomóc w spojrzeniu na różne rzeczy z dystansem.
– Podczas pobytu w Kenii pojawiła się myśl wzniesienia nowej świątyni?
– Tak, w 2018 roku w ośrodku misyjnym w Njabini największym problemem był brak cerkwi, gdzie dzieci i ich rodzice mogliby się modlić. Byłam bardzo zdumiona i poruszona, gdy ujrzałam w jakich warunkach sprawowana jest Liturgia. Podczas niedzielnego nabożeństwa w prowizorycznym drewnianym baraku postawionym na piasku, który pełnił jednocześnie funkcję szkolnej sali, pojawiła mi się myśl, że może nadejdzie kiedyś czas, kiedy to ci ubodzy ludzie doczekają się normalnej świątyni. Uznałam, że należy poinformować prawosławnych w Polsce o tej trudnej sytuacji i zaprosiłam duchownego do naszego kraju.
– O. Constantinos w sierpniu 2019 roku odwiedził w Polsce wiele parafii i monasterów. Podkreślał, że w ciągu dwóch tygodni spotkał wielu dobrych, życzliwych ludzi, którzy okazali wsparcie placówce misyjnej. Wyraził nadzieję, że z pomocą Bożą będzie możliwe rozpoczęcie procesu budowy nowej cerkwi.
– Tak, z błogosławieństwa arcybiskupa Nairobi i egzarchy całej Afryki Wschodniej Makariosa (Tillyridisa) podjęto decyzję o budowie świątyni. Sporządzono niezbędną dokumentację, wykonano projekt architektoniczny, uzyskano pozwolenie na budowę. Hierarcha poświęcił kamień węgielny pod budowę cerkwi na placu, znajdującym się naprzeciwko szkoły i sierocińca. W styczniu 2020 roku rozpoczęto prace ziemne, wykonano fundamenty, po czym zaczęto wznosić ściany. Następnie wykonano kopułę, zamontowano drzwi i okna, położono tynki. Cały proces budowy cerkwi trwał trzydzieści miesięcy. Ze środków zebranych w Polsce zakupiono także pełne wyposażenie świątyni, m.in. osiem dużych ikon do ikonostasu, sześć mniejszych na ściany boczne, darochranitielnicę, raspiatije, trzy świeczniki i trzydzieści dwa kinkiety.
– Oprócz wsparcia przy wznoszeniu świątyni w Njabini udało się także pomóc innym wspólnotom w Kenii?
– Przed świętami Zmartwychwstania Pańskiego i Narodzenia Chrystusa w wielu podlaskich parafiach sprzedawane były stroiki świąteczne, z których całkowity dochód przeznaczono na potrzeby kilku wspólnot misyjnych. Własnoręcznie wykonałam ponad pięćset stroików. Zebrane fundusze przekazałam m.in. sierocińcowi św. Niny, oddalonemu o około dwudziestu kilometrów od miejscowości Marimanti w rejonie Jerycho w kenijskim hrabstwie Tharaka-Nithi. W ośrodku opiekuńczym, prowadzonym przez o. Makariosa Chipalilę, przebywa obecnie siedemdziesięcioro dzieci w wieku od siedmiu do szesnastu lat. Dzięki wsparciu finansowemu zakupiono stroje sportowe, materiały edukacyjne, słodycze i żywność. Pomoc z Polski dotarła także do sierocińca św. Jana Teologa, znajdującego się w mieście Njahururu w hrabstwie Laikipia w środkowej Kenii. Instytucją, opiekującą się stu siedemdziesięciorgiem dzieci w wieku od trzech do piętnastu lat, kieruje o. Nikolas Papadopoulos. Środki ze sprzedaży stroików zostały przeznaczone na obuwie, talerzyki do obiadów, zabawki, słodycze i podstawową żywność. Udało się również okazać wsparcie ośrodkowi św. Klemensa w Nairobi, gdzie funkcjonuje przedszkole i szkoła podstawowa, w których naukę pobiera ponad trzysta pięćdziesięcioro uczniów. Wszystkie obdarowane kenijskie dzieci przekazują swoje szczere podziękowania w postaci słów w języku suahili „Tunasukuru sana”, czyli „Jesteśmy bardzo wdzięczni”.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
fot. z archiwum Anny Blakickiej