Teologia jako nauka powstała na zachodzie Europy w dwunastym wieku wraz z odkryciem filozofii Arystotelesa. Fakt ten miał usprawiedliwić odejście od patrystycznego i monastycznego uprawiania teologii. Chciano stworzyć formę bardziej naukową i racjonalną. Ale właśnie z tego powodu oderwano się od żywego kontaktu z Pismem Świętym i życiem wewnętrznym. Ta forma teologii miała przyczynić się do protestanckiej rewolucji i weszła w kryzys wraz z rozpowszechnieniem się filozofii Immanuela Kanta i zakwestionowaniem arystotelesowskich podstaw, na których się opierała. Teologia protestancka odrzuciła tradycyjne zasady, absolutyzując Pismo Święte jako jedynego świadka Słowa Bożego. Deistyczna ateistyczna ideologia oświeceniowa położyła kres oddziaływaniu teologii na wizję świata i społeczeństwa. Psychologia uczyniła to samo w sferze świadomości, zaś różne późniejsze ideologie społeczne wykluczyły teologię ze sfery publicznej. Tak w skrócie można przedstawić początek wykładu katolickiego teologa ze Szwajcarii (Lugano) ks. prof. René Rouxa, wygłoszonego 1 marca podczas obchodów 25-lecia istnienia katedr teologii katolickiej i prawosławnej na Uniwersytecie w Białymstoku.
Wykład potraktowano jako wprowadzający do sesji i debaty na temat miejsca i roli teologii na uniwersytetach.
Ale jednocześnie ksiądz profesor mówił, cofając się o tysiąc lat względem zachodnioeuropejskiego XII-wiecznego średniowiecza, że „teologia osiągnęła pełną dojrzałość wraz z dziełami Orygenesa z Aleksandrii i została zinstytucjonalizowana
w szkołach Aleksandrii, potem Edessy i Nissibis”. Dalej doskonaliła swą metodę badawczą w wiekach czwartym, piątym i szóstym.
Który wiek należałoby więc uznać za początek teologii – drugi-trzeci, czyli czasy Orygenesa, czy dwunasty, czasy tworzenia się pierwszych uniwersytetów na Zachodzie?
Przejdźmy do współczesności, zarysowanej w słowie zagranicznego gościa.
Postawił on pytanie, czy teologia jest nauką? Dziś wiedza techniczno-naukowa stała się wzorcowym paradygmatem, określającym, jak powinna funkcjonować prawdziwa nauka – mówił o doświadczeniach zachodnich. Dlatego dla niektórych teologia jest formą prymitywnej wiedzy, która nie dorasta do kryterium nauki. W części środowiska akademickiego istnieje fundamentalne uprzedzenie odnośnie teologii. Wzmacnia je w ostatnich latach spadek liczby studentów na wydziałach teologicznych oraz kryzys instytucjonalnego Kościoła. Uprzedzenie jest widoczne zwłaszcza wtedy, gdy dochodzi do dzielenia pieniędzy między wydziałami. Naukowy charakter teologii jest konieczny, by jej dyskurs był słyszalny w społeczeństwie. Są kierunki jak egzegeza biblijna, prawo kanoniczne, historia doktryn czy historia Kościoła, które posługują się metodą identyczną, jak inne nauki humanistyczne. W ten sposób bronią swojej naukowości.
Istnieje jednak niebezpieczeństwo przy stosowaniu w teologii naukowych metod historyczno-krytycznych, które powoduje, że zapomnimy o czytaniu Pisma Świętego jako Słowa Bożego
i tak samo będziemy traktować historię Kościoła, pisma Ojców Kościoła,
a nawet teologię praktyczną. W ostatniej psychologia i socjologia zdają się wypierać niekiedy obecność Ducha Świętego.
Wykładowca sumował: – Teologia jako prawdziwa wiedza o Bogu ma miejsce na wyższym poziomie niż wiedza, którą można osiągnąć dzięki argumentom typowym dla nauk ścisłych. Prawdziwa nauka dokonuje się dzięki łasce na wyższym poziomie – dialogu z Bogiem i doświadczeniu mistycznemu.
Ciekawie zabrzmiało w wykładzie ks. René Rouxa porównanie teologii Orygenesa i Kanta, co pozwala zrozumieć sytuację teologii na Zachodzie. Dla Orygenesa przekazanie dogmatu było warunkiem pozostawania w Prawdzie. Imanuel Kant, wielki mistrz filozofii krytycznej, świadek wieku osiemnastego, napisał wiele pism o charakterze teologicznym, nawet jeśli nie był już wierzącym w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jego refleksja wywołała głęboki wpływ na późniejszą teologię. Kant dzielił teologów na praktyków, inaczej „urzędników” swojego Kościoła, którzy nauczają według jego doktryny oraz na naukowców. Drudzy mogą być, według Kanta, krytyczni wobec doktryny i mają prawo do publicznego wyrażania swoich sądów i przekonań, nawet jeśli tu i ówdzie odbiegają od przyjętego wyznania wiary. Dla Kanta dogmat jest niczym innym jak historyczną prawdą, którą można zignorować, bo nie ma ona trwałej wartości w czasie. I to jest punkt wyjścia pracy teologa – naukowca, dla którego postęp w czasie zdaje się zakładać konieczność przezwyciężania form, odziedziczonych po tradycji.
Orygenes i Kant mają więc wyraźnie rozbieżne cele – mówił. Teologia uniwersytecka, zwłaszcza niemiecka, bezkrytycznie przyswoiła sobie kantowski ideał naukowej teologii, wpadając nieraz w konflikt z magisterium rzymskim.
Wspomniał jeszcze o niemieckim teologu Karlu Rahnerze, postaci, która zdominowała scenę teologiczną drugiej połowy XX wieku i stała się dla zachodnich teologów tego okresu punktem odniesienia. Główne przesłanie Rahnera to przełożyć orędzie chrześcijańskie na pojęcia filozoficzne i kulturowe, zrozumiałe dla współczesnego człowieka. Ale tu znów zagrożenie – nie treść wiary staje się sensem, którą można ograniczyć do minimum, a domniemana zdolność rozumienia współczesnego człowieka.
Wystąpienie rzuciło światło na przyczyny kryzysu w zachodnim Kościele.
Wykład katolickiego księdza dr. Tadeusza Kasabuły z Białegostoku stanowił refleksję nad miejscem teologii i Kościoła we współczesnym świecie. Usłyszeliśmy o chrystianofobii, upowszechnianej w Europie, o postmodernizmie, który wskazuje na pierwszeństwo innych cywilizacji względem cywilizacji chrześcijańskiej, na przykład chińskiej, na twierdzenie, że odkryć dokonywano na innych kontynentach, niż europejski. Zaś głosy niezgody na takie postrzeganie świata, eliminuje się poprzez ich przemilczanie.
Podkreślił, że korzenie współczesnej nauki sięgają teologii, a kolebką uniwersytetów w Europie zachodniej był średniowieczny Kościół.
Jak widzi rolę teologii we współczesnym uniwersytecie? Teologia, tak jak i chrześcijanin, ma być sługą swego Pana. Nie jest od dostarczania światu nowych treści, ale od oferowania mu nowej perspektywy, ukazywania tego, co dotychczas było niewidoczne. Przywołał tu myśl pewnego filozofa, który stwierdził, że teologia na uniwersytecie jest jak włączenie światła w ciemnym pokoju. Poprzez włączenie nic się w nim nie zmienia – te same meble czy książki na swoim miejscu, ale dzieje się coś ważniejszego – wszystko staje się widoczne. Rzeczy widzimy takimi, jakimi są w istocie.
Zwrócił też uwagę, że dziś uprzywilejowana jest wiedza przydatna, praktyczna, ucząca jak zarobić i spowodować, by gigantyczna maszyneria gospodarcza działała sprawnie i przynosiła zysk. To ważny aspekt. Ale jeśli pominiemy na uniwersytetach nauczanie teologii, mogą one zamienić się w wyższe szkoły zawodowe i zapomną o swoim chrześcijańskim pochodzeniu. Zapomną o tradycji. Wtedy powstanie próżnia, którą zapełni się nihilizmem, bo zabraknie takiej siły, która byłaby zdolna przeciwstawić się nihilizmowi. I z tym problemem człowiek Zachodu musi się uporać we własnym interesie.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Anna Radziukiewicz