Uzbekistan dotychczas kojarzył mi się z pocztówkowym obrazem z Samarkandy oraz z powieścią Aleksandra Sołżenicyna „Oddział chorych na raka”. Być może właśnie ta powieść, której akcja dzieje się w uzbeckim Taszkiencie, skłoniła mnie do odbycia podróży do tego egzotycznego kraju.
Taszkient jest miastem bardzo zielonym. Pomimo surowego kontynentalnego klimatu jest tu dużo drzew i kolorowych kwiatów. W wielu miejscach można spotkać ptaka podobnego do naszego szpaka. Jest to majna brunatna. Wszędobylski głośny ptak, który często gnieździ się w otworach monumentalnych budowli. Władze bardzo dbają też o kwiaty. Są one regularnie podlewane i pielęgnowane. W końcu kwietnia jest tam mnóstwo kolorowych bratków. Z drzew królują ogromne platany oraz morwy. Nic w tym dziwnego, bo tędy przechodził jedwabny szlak, a jedwabniki żywią się liśćmi morwy. W 2023 roku władze Taszkientu postanowiły, że każde drzewo będzie miało swój dokument tożsamości i osobistego opiekuna.
Miasto ma być przekształcone w zielone płuca kraju. Każdego roku ma w nim być posadzonych co najmniej milion drzew ozdobnych i owocowych. Będą też tworzone nowe parki. Jest to działanie godne naśladowania także i w naszych miastach, szczególnie tych mniejszych, gdzie ostatnio zaczęła królować moda na usuwanie drzew lub radykalne ścinanie ich wierzchołków.
W Taszkiencie uparcie szukałam lagerstroemii indyjskiej. Krzewu, który potrafi kwitnąć przez 120 dni. Tej rośliny, zwanej uriukiem, szukał główny bohater „Oddziału chorych na raka”, Oleg Kostogłotow. Ujrzenie pięknych różowych kwiatów stało się symbolicznym przejściem do nowego życia po ciężkiej chorobie, umiejętnością cieszenia się z małych rzeczy i doceniania chwili. Nie znalazłam jednak tego krzewu. Być może jeszcze nie kwitł. Albo nie byłam w tym miejscu gdzie rośnie. Roślinę znam jednak z innych krajów. Jest rzeczywiście piękna i można na jej kwiaty nieustannie patrzeć w zachwycie.
Oprócz Taszkientu zwiedziliśmy Samarkandę, Bucharę i Chwię, które są wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Samarkanda jest jednym z najdłużej zamieszkałych miast świata. Podobnie jak Taszkient jest niezwykle zielona. Podczas jednego z wieczornych powrotów do hotelu zobaczyliśmy prawosławną cerkiew. Był to sobór św. Aleksego. W środku paliło się światełko. Jednak świątynia była zamknięta. Zbudowana jeszcze przed pierwszą wojną światową, funkcje sakralne pełniła do lat dwudziestych XX wieku. Potem została odebrana i przeznaczona na cele świeckie. Prawosławnym została zwrócona w 1996 roku i do dziś im służy.
Miasta Uzbekistanu, które zwiedziliśmy, są barwne. Barwne są meczety, ogromne minarety i dawne szkoły muzułmańskie, zwane medresami. Jednak Uzbekistan nie jest państwem radykalnym. Religią dominującą jest islam, ale inne wyznania nie są raczej prześladowane. Jak wszędzie zapewne zdarzają się problemy. Myślę jednak, że jest tu zachowana pewna tolerancja i harmonia. Ludzie mają raczej pogodne twarze. Nie widać w nich strachu czy złości. Są spokojni i uprzejmi. Stare miasta są niczym obrazy z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”, w których czas się zatrzymał.
W Uzbekistanie są oczywiście nie tylko miasta. Jest też przyroda. Dominuja góry Tienszan, nazywane „Niebiańskimi górami”. Jest ogromny obszar pustyni Kuzył-kum pomiędzy rzekami Amu-darią i Syr-darią i Jeziorem Aralskim. Niestety, to bezodpływowe, reliktowe słone jezioro zniknęło na skutek ludzkiej działalności. Właściwie rozdzieliło się na trzy oddzielne zbiorniki. Już w 1918 roku władze sowieckie zadecydowały, że Uzbekistan będzie doskonałym producentem bawełny. Na wielką skalę budowano kanały przecinające pustynię. Przez pierwsze dziesięciolecia prace prowadzono wbrew wszelkim zasadom sztuki hydrologicznej. Wskutek tego nastąpiła jedna z największych katastrof ekologicznych w historii ludzkości – do czego może doprowadzić ludzka chciwość, jak łatwo człowiek może zniszczyć przyrodę, a tym samym i siebie.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Iwona Zinkiewicz, fot. autorka