Podczas lutowego zwiedzania miejsc świętych na Litwie pielgrzymi z Polski spotkali się z biskupem trockim Ambrożym, któremu mieli możliwość zadawania pytań.
– Czyją własnością są prawosławne świątynie i monastery na Litwie? Państwa, Cerkwi, czy może innych instytucji?
– O ile wiem, własnością Cerkwi. Ale o tym decyduje państwo. Podczas studiów ekonomicznych miałem wykład z autorem ustawy o ubezpieczeniach społecznych. Podkreślił, że chociaż ta ustawa reguluje wzajemne stosunki między państwem i obywatelami, państwo w każdej chwili może zmienić jej warunki. To odpowiedź na wasze pytanie.
– Jaki jest status zapreszczonnych trzech białoruskich duchownych prawosławnych, którzy przybyli na Litwę?
– I ich, i pięciu duchownych pozbawionych sana z naszej litewskiej Cerkwi, przyjął do swojej jurysdykcji patriarcha Bartłomiej. Jeden z nich przestał już być duchownym także konstantynopolitańskiego patriarchatu. Pozostali utworzyli strukturę konstantynopolitańskiego egzarchatu. I natychmiast zwrócili się do władz, żeby uzyskać status tradycyjnej religii, a wraz z nim otrzymywać ze strony państwa wsparcie i uznanie. Tych przejawów uznania już zresztą doświadczali. Kiedy przyjeżdżał na Litwę patriarcha Bartłomiej, na posiedzenie Sejmu naszego metropolitę Innocentego nie zaproszono, przedstawicieli innych wyznań z raskolnikami owszem. Władze potraktowały ich jak przedstawicieli tradycyjnej religii, jak prawdziwych prawosławnych, a my staliśmy się jakby nieprawdziwi. Grupie tej wyznaczono z ramienia konstantynopolitańskiego patriarchatu egzarchę – jeromonacha z Estonii, rdzennego Estończyka. Niedawno przyjeżdżał do nas pomocnik patriarchy Bartłomieja do spraw kontaktów zagranicznych, odbywał rozmowy właśnie z egzarchą i premierem Litwy w sprawie nadania im statusu tradycyjnej religii. Na konsultacje w tej sprawie przyjeżdżał też Aleksander Drabinko, tak że sprawy rozwijają się według ukraińskiego scenariusza. Nie ukrywał zresztą tego sam egzarcha konstantynopolitańskiego patriarchatu na Litwie. W wywiadach dla prasy litewskiej i estońskiej podkreślał, że był pomocnikiem zwierzchnika estońskiej Cerkwi konstantynopolitańskiego patriarchatu w Estonii i dobrze pamięta, jak przebiegał ten proces w jego kraju, a teraz chce przenieść to doświadczenie do innego bałtyckiego państwa.
– Czy w ślad za duchownymi litewskimi w raskoł przeszły też ich parafie?
– Nie, chociaż raskolnicy wciąż mają na to nadzieję, podobnie jak na przyłączenie się innych duchownych. Rejestrują swoje parafie w różnych miastach Litwy. Nabożeństwa odprawiają w Wilnie, Kownie i Kłajpedze, a także w innych miejscach, gdzie jest dużo Ukraińców. Bo oficjalnie podkreślają, że wszystko to robią z myślą o ludziach z Ukrainy. Ale my widzimy, że niemało Ukraińców chodzi także do naszych świątyń. Przychodzą, modlą się i znajdują siły, żeby wznieść modlitwy także i za patriarchę Kiryła. Ci, dla których jest to zbyt trudne, mogą pójść do najstarszej cerkwi w Wilnie, św. Paraskiewy Piatnickiej, gdzie odprawiane są nabożeństwa i po litewsku dla wiernych litewskojęzycznych, i cerkiewnosłowiańsku. Początkowo dla Ukraińców odprawiane były Liturgie po ukraińsku, teraz po cerkiewnosłowiańsku, po ukraińsku czytany jest Apostoł, Ewangelia i głoszone są kazania. Na tych dwóch Liturgiach, z błogosławieństwa naszego władyki, wspominany jest tylko metropolita Wilna i Litwy Innocenty.
– Z naszych obserwacji wynika, że znaczna część migrantów ukraińskich to niewocerkowlonnyje…
– No właśnie i ludzie ci nawet nie do końca uświadamiają sobie różnicę. I z tego korzystają też raskolnicy, którzy przedstawiają siebie jako prawdziwą ukraińską Cerkiew. Ale najbardziej poraża mnie postawa naszych byłych duchownych. Pozbawieni święceń, ośmielają się służyć. To są wykształceni ludzie, absolwenci seminarium, akademii, studiowali przecież kanoniczne prawo. A teraz uważają, że wszystko robią legalnie, że błogosławieństwo innego patriarchy na ich służenie daje im prawo do sprawowania sakramentów. W ten sposób wprowadzają w zbłądzenie przychodzących do nich ludzi. A nasza Cerkiew, na którą przed dwoma laty wylano kubły nieczystości, od początku zajęła jasne stanowisko – przyjmujemy każdego kto przychodzi do naszych świątyń, nie pytając o poglądy polityczne i prosząc, żeby świątynie nie były miejscem polityki. Żeby człowiek, który do nas przychodzi, modlił się i myślał wyłącznie o zbawieniu swojej duszy. A na trudne pytania, które czasami padają, staramy się odpowiadać, tak samo zresztą jak w swoim czasie odpowiedział papież Franciszek: „Przepraszam, ale nie jestem politykiem, jestem duchownym”. I jeszcze dodam, że powstanie raskołu w litewskiej Cerkwi przeszkadza także w nauczaniu religii. U nas w Kłajpedze są dwa licea rosyjskojęzyczne, w obydwu tego przedmiotu uczy matuszka jednego z raskolników. I nic z tym nie możemy zrobić.
– W Białymstoku mamy prawosławną szkolę, władyka Sawa błogosławił na powstanie prawosławnego liceum…
– My takiej podstawy prawnej, ustawy, dzięki której dużo łatwiej byłoby nam działać także w zakresie szkolnictwa, nie mamy. Wszystko opiera się na poziomie pewnych wzajemnych relacji. A sytuacja na Litwie nie pozwala nam na zawarcie nawet umowy o współdziałaniu, nie mówiąc już o przyjęciu takiej ustawy.
– Dużym echem w świecie odbiła się decyzja parlamentu Grecji o zawieraniu małżeństw między osobami tej samej płci i wychowywaniu przez nie dzieci, chociaż przed ostatecznym głosowaniem Synod wystosował list do wiernych, ostrzegający przed podjęciem podobnych rozwiązań.
– Wydaje mi się, że także Estonia przyjęła taką decyzję. W Unii Europejskiej najpierw podejmowana jest europejska dyrektywa, potem muszą ją przyjmować kraje członkowskie. Co więcej, jeśli odpowiednie ustawy nie są przyjmowane w wyznaczonym terminie, państwa muszą zapłacić karę. Litwa np. taką karę już raz zapłaciła.
– Jakie są relacje waszej Cerkwi z Kościołem katolickim?
– Formalnie nie najgorsze, ale to Kościół katolicki udostępnił raskolnikom pomieszczenia dla nabożeństw.
– U nas ochłodzenie nastąpiło po tym, jak Kościół katolicki nie dotrzymał słowa i pozwolił unitom na obchody centralnych uroczystości w katedrze chełmskiej.
– Metropolita Sawa uważa, że to co się dzieje na Ukrainie grozi wprowadzeniem unii, co potwierdza także postawa katolików wobec raskolników. Jeden z naszych raskolników, duchowny pozbawiony sanu, przyznał, że katolicy proponowali mu przejście na katolicyzm. W stosunku do Ukraińców przeważa narracja, co za różnica do jakiej cerkwi czy kościoła chodzisz. Ale ja, urodzony na zachodniej Białorusi, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden niepokojący fakt: przykro mi, gdy widzę, jak białoruscy migranci na Litwie patrzą na Cerkiew poprzez pryzmat polityki. Nie chcą nawet wchodzić do świątyni, w której wspominany jest patriarcha Kirył. Być może związane jest to z tym, że na Białorusi relacje Cerkwi z władzą państwową są dość ścisłe. I ci, którzy nie zgadzają się z władzą, ujrzeli także wroga w Cerkwi. Stąd ten ich stosunek. Ale, niestety, wielu Białorusinów, którzy przyjechali do nas na Litwę zostało katolikami, chociaż proponowaliśmy im Liturgię w języku białoruskim. To znaczy chcą z chodzenia do cerkwi uczynić też jakąś akcję polityczną. Patrzymy na to ze współczuciem, ale co możemy zrobić? Tylko za nich się modlić.
– W Grodnie przy monasterze Narodzenia Bogarodzicy stanął pomnik metropolity Józefa Siemaszki. To jakby wstęp do jego kanonizacji…
– Nie interesowałem się tym tematem, tym bardziej, że wszystko to dzieje się na Białorusi, nie na Litwie.
– Czy macie szkółki niedzielne?
– Tak. Ale kiedy dzieci zaczynają podrastać, zapominają o woskresnej szkole. Nie mamy teraz seminarium. W związku z tym z błogosławieństwa władyki w tym roku zorganizowaliśmy tzw. dwuletnie prawosławne kursy teologiczne, którymi kieruję. Mamy kilka wydziałów – dyrygentów i psalmistów, duszpasterski, katechizacyjny i pisania ikon. Staraliśmy się nawiązać współpracę także z warszawskim seminarium. Uczestnikami kursów są dorośli, którzy mają rodziny, pracę, swój rytm. Przyjeżdżają w piątek w południe, wyjeżdżają w sobotę w południe lub wieczorem, niektórzy zostają na zajęcia praktyczne do niedzieli. Już przynosi to owoce. A my staramy się, żeby program był ciekawy, a uczestnicy poszerzali swoją wiedzę.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
wysłuchała Ałła Matreńczyk
fot. Adam Zacharczuk