Rok 1957 był bardzo znaczący dla mnie, mojej siostry i oczywiście moich rodziców – Heleny i Trifona. Wszystko w naszym życiu się zmieniło, zmieniliśmy kraj zamieszkania, otoczenie, język… To była ostatnia szansa na repatriację – rodzice zrobili wszystko, aby z tego skorzystać.
Po długiej, wielodobowej, podróży zamieszkaliśmy we wsi Karolin koło Szamotuł. Adaptacja w nowym miejscu poszła nieoczekiwanie szybko, bezproblemowo. Mnie, ośmiolatce, brakowało lasu i łąk.
Nastała wiosna i przyszedł czas na wyprawę do najbliższej cerkwi – ta była w Poznaniu. Po podróży pociągiem, wędrówce chodnikami, pojawiły się zarośla. Tak, w środku dużego miasta była ścieżka, którą poszliśmy i wyszliśmy prosto na cerkiew. Zobaczyłam coś bardzo znajomego, zdawało się, że znalazłam się w Plisie, w cerkwi, którą znałam do tej pory.
Wszystko było podobne, szczególnie w środku. Po dobrej chwili zaczęłam dostrzegać różnice:
dwa piece, jeden niedaleko wejścia po prawej stronie, drugi po lewej, dość blisko ołtarza;
inne były osłony ikon;
no i… zobaczyłam otwory w ikonach, były wszędzie, choć nie było ich dużo. Chciałam dowiedzieć się, co to znaczy;
wejście batiuszki, poznanie matuszki. Byli zupełnie inni niż ci, których zapamiętałam z Plisy. Batiuszka wydawał się taki duży, matuszka malutka, szczuplutka.
Rozpoczęło się nabożeństwo, tu wszystko było znajome.
Takie były pierwsze wrażenia ośmiolatki.
Więź z poznańską cerkwią wciąż jest, dzisiaj, niestety, podtrzymywana sporadycznie, ale do roku 2010 była bardzo silna.
Co się zmieniło przez te lata? Można powiedzieć, prawie wszystko.
Dobrze jest patrzeć na ikony bez otworów – to były ślady po strzałach w czasie drugiej wojny światowej. Rodzaj cudu – żadna kula nie trafiła w postać na ikonach, choć było bardzo blisko!
Cerkiew z drewnianej stała się jakby murowana – postawiono wokół niej murowane ściany. Mój tato Trifon miał w tym duży udział, znał się na murarce. Każdego wolnego dnia jeździł z mamą koleją z oddalonego o 82 kilometry Krzyża do Poznania i pracował przy cerkwi (z Krzyża, bo w 1958 roku zamieszkaliśmy w Krzyżu Wielkopolskim).
Wewnątrz cerkwi powstały przedsionki – salka katechetyczna, zaplecze gospodarcze.
Zmieniono wejście na chór i punkt sprzedaży świeczek.
Wymieniono ogrzewanie.
Wymieniono niektóre okna.
Zbliżał się nieuchronnie czas kolejnego remontu – priorytetem była instalacja elektryczna i ikonostas. Te remonty małymi krokami udawało się przeprowadzać. Dlaczego małymi? Brakowało środków finansowych, nie było odpowiednich materiałów, w Polsce brakowało wielu podstawowych rzeczy.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Luba Chocianowicz