Po co napisałam książkę „Słowo w niewoli i inne szkice”? To taki trud – zbieranie latami ziaren prawdy, by złożyć z nich kolejną, być może nikomu nie potrzebną książkę? Wszak wszyscy płyną z prądem – rwącą rzeką elektronicznych newsów. A ja, staroświecka, wciąż książki czytam. I jeszcze je piszę. I czasem zwątpienie mnie blokowało – a jeśli mój wydawca, czyli Fundacja Ostrogskiego, za którą odpowiadam od 22 lat, popadnie z tego powodu w długi?
Ale jednak książkę doprowadziłam do wydania. Jej pierwszy czytelnik – przed drukiem – Eugeniusz Czykwin, powiedział: – Będą tacy, których książka rozdrażni. Używasz jednak argumentów, z którymi polemizować nie sposób.
Wiem, że poprawność polityczna stała się dla wielu ludzi drogowskazem. Kiedy nawet piszą do Przeglądu Prawosławnego listy w obronie cerkiewnosłowiańskiego, proszą o zachowanie anonimowości. Taki strach przed utożsamieniem się ze wschodnią kulturą? Tymczasem w książce kilka szkiców poświęcam cerkiewnosłowiańskiemu, patrząc na jego historię, głębię duchowości, którą jest zdolny przekazać, na jego siłę spajania naszego prawosławnego świata w najszerszym miejscu „półwyspu europejskiego” – od Morza Białego po Czarne, nawet od Odry po Ocean Spokojny. Rok temu w czasie spotkania zorganizowanego w Hajnówce przez Lucynę Ruszuk, szefową lokalnego koła Bractwa św. św. Cyryla i Metodego, mówiłam o cerkiewnosłowiańskim. Dwaj duchowni również słuchali. – Gdzie to jest opublikowane? To takie ciekawe! – powiedzieli. – W Polsce nigdzie – odpowiedziałam. To moje referaty. Później te referaty odbijał na ksero w dziesiątkach egzemplarzy Marek Ignatiuk z Bielska Podlaskiego i rozdawał je znajomym, by powstrzymać falę zamiany cerkiewnosłowiańskiego na polski w życiu liturgicznym Cerkwi.
Inspiracją bezpośrednią do napisania książki stały się moje udziały w międzynarodowych konferencjach, gromadzących przedstawicieli Cerkwi, głównie jej hierarchów, nauki i polityki z około dwudziestu pięciu krajów świata, organizowanych między innymi w Bejrucie, Dubrowniku, Lubljanie, Niszu, Budapeszcie, Berlinie, Kiszyniowie, Moskwie. Były one dla mnie także swoistym uniwersytetem. Pozwalały słuchać całej różnorodności głosów ludzi mądrych, uczonych i doświadczonych, kiedy jeszcze na naszej wschodniej granicy nie zapadła „żelazna kurtyna” i Wschód mógł spotykać się z Zachodem.
W książce nie zamieszczam swoich wystąpień z tamtych konferencji (były one publikowane w pokonferencyjnych zbiorach). Ale stały się one inspiracją do dalszego zgłębiania różnych tematów, wsłuchiwania się w głosy ludzi z jednej strony uczonych i polityków, z drugiej – świętych, do czytania książek, artykułów i także newsów, by obraz świata w jakiś sposób sobie ułożyć.
Drodzy Czytelnicy! Ocenicie sami, czy nie „szkoda było papieru na tę książkę” – wszak takie myśli towarzyszą przy pisaniu. Chciałam tu jednak zderzyć świeckość i laickość świata ze świętością, kształtowaną przez prawosławie, szerzej chrześcijaństwo. Zwykle bowiem rozmawiamy w swoich „klubach”, na swoich „kanapach” – politycy z politykami, genetycy z genetykami, ekolodzy z ekologami, duchowni z duchownymi i coraz bardziej zamykamy się – już istnieje określenie – w swoich „informacyjnych bańkach”.
Dlatego, gdy w książce mówię o językach sakralnych, nie tylko o cerkiewnosłowiańskim, to przyglądam się np. co świeckie w sumie tendencje uczyniły z Kościołem łacińskim, wyprowadzając z niego łacinę jako język liturgiczny. Patrząc na artystów – tu Wschodu i Zachodu – analizuję istotę sztuki, przykładając do niej miarę świecką i miarę duchową. Jakże są inne! Przyroda, jako Boże stworzenie, także została poddana podobnej analizie. Bo z jednej strony mamy manifestacje ekologów, traktaty międzynarodowe, wezbrany potok słów wygłaszanych na ekologicznych konferencjach oraz nieustanne straszenie w mediach katastrofą. Z drugiej jest Liturgia w Cerkwi, modlitwa mnichów, ich milczenie i asceza, są cuda wytryskania źródeł nawet na pustyni, ustawania epidemii, uciszania burzy. Która „broń” jest skuteczniejsza? – zapytacie.
Gdy opowiadam o ideologii gender, piszę o mgle, w którą została, moim zdaniem, specjalnie spowita, o tym, kiedy i gdzie się rodziła i jak teraz wysoko szybuje, stając się jednym z głównych tematów, którym zaprzątają sobie głowy najwyższej rangi politycy. Tak oswojono nas z tym tematem, że przestajemy go samodzielnie analizować a wpadając w polityczną poprawność, mówimy – trzeba być tolerancyjnym, akceptować inne zachowania. Ale czy Cerkiew je akceptuje? – o tym też w książce. Bo dla mnie, wyrastającej w wierze, odpowiedź Cerkwi jest najważniejsza, dokładniej Ewangelii, głos Ojców Cerkwi.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Anna Radziukiewicz