Home > Artykuł > Najnowszy numer > U świętego Grzegorza Palamasa

U świętego Grzegorza Palamasa

Akacje otaczają cerkiew św. Grzegorza Palamasa. Ich szpalery osłaniają zielonymi parasolami chyba każdą ulicę Salonik. Są niczym symbol miasta – przyrodniczy. A duchowy?

Saloniki zrodziły około 350 świętych! Ale najbardziej czczeni, i to w całym świecie, stali się Dymitr Sołuński i młodszy od niego o tysiąc lat, Grzegorz Palamas. Jakże ważną postacią dla całego prawosławia jest św. Grzegorz Palamas! Jemu poświęcona jest druga niedziela Wielkiego Postu – pierwsza Trumfowi Prawosławia.

Czy byłby dziś triumf prawosławia bez Grzegorza Palamasa?

Wchodzę do jego cerkwi. Stoi w centrum półtoramilionowych Salonik, w tym samym miejscu od XIII wieku, ale już w innym kształcie. Świątynię z XIII wieku zniszczył w 1890 roku ogromny pożar. Od razu zaczęto budowę nowej cerkwi, w której neoklasycyzm spotkał się ze stylem bizantyńskim. Kiedy jestem w Salonikach, staram się przyłożyć do relikwii tego tytana ducha, Palamasa, osoby, która powstrzymała prawosławie przed popłynięciem zachodnią rzeką scholastyki. A trudno było! Jakież spory toczyły się wtedy w czternastym wieku, gdy na Półwyspie Apenińskim, w Italii, czyli całkiem blisko Salonik, nabierało rozpędu Odrodzenie, owe zachłyśnięcie się helleńską starożytną kulturą i nauką, wszak pogańską.

Relikwie świętego umieszczono jakby w oddzielnej kaplicy, od razu po wejściu do cerkwi po lewej stronie. Świętego przedstawiono na polichromii i kilku ikonach.

Jest sobotnie przedpołudnie, słoneczne, ale nie rozpalone. Przyjemny chłód, czy bliskość świętego, którego tak cenię, przytrzymuje mnie w cerkwi. Więc jeszcze kieruję się w miejsce, gdzie sprzedają świece i literaturę.

– Może macie książkę o świętym Grzegorzu po rosyjsku albo angielsku? – pytam starszego, szczuplutkiego człowieka, o fizjonomii anioła, zaszytego w półmrocznym kąciku.

– Tak, mamy. Po rosyjsku – odpowiada po chwili poszukiwania.

Kupuję, nie kryjąc radości.

– Jak twoje imię? – pyta.

– Anna.

– Jutro będę się za ciebie modlić.

– Kto to? – pytam dyskretnie Michała Samoluka, studenta z Salonik, syna o. Pawła z Polski, służącego w Grecji.

– Proboszcz parafii św. Grzegorza Palamasa, archimandryta Metody. Jest autorem tej książki. Znany z małomówności, czy raczej biezmołwija – dodaje Michał, gasząc moją chęć rozmowy z batiuszką.

– Dlaczego zainteresował się ojciec nauczaniem św. Grzegorza? – jednak rozmowę inicjuję.

– Ponieważ miał on w sobie głębokie doświadczenie duchowego życia. Był człowiekiem nieustannej modlitwy. Mówił, że jeśli modlisz się, odkrywasz w sobie duchowe życie. Powinieneś modlić się codziennie, codziennie stawać przed obliczem Boga. Modlitwa jest cudem. Dla mnie – dodał ciszej. – Odkrywamy wtedy codzienne spojrzenie Boga na nas. Chociaż prawosławni często nie wiedzą, jak się modlić.

– Jak ich uczyć tworzenia modlitwy, jak mówią Ojcowie Cerkwi, czyli sztuki modlitwy?

– Salonicki metropolita Anfim błogosławił nam prowadzić spotkania z młodzieżą w naszym duchowym centrum. Studiujemy wtedy słowa swiatitiela Grzegorza Palamasa, próbujemy zrozumieć jego duchowe przesłanie. Współczesny człowiek, także młody, pragnie prawdy, nie skażonego nauczania. A to znajduje u Palamasa. Dziś jakże często obserwujemy powierzchowny i formalny związek ludzi z Cerkwią. Żyją oni w wewnętrznym roztargnieniu. Absolutyzują świecką wiedzę i ziemskie osiągnięcia. Chcą, żeby chrześcijańskie życie było coraz bardziej podobne do świeckiego. Dążą do tego. Chcą, by Cerkiew zmieniała się, upodabniała do nas grzesznych. I widać dzisiaj iluzję tego eksperymentu. Ludzie widzą swoimi oczami, jak zbudowany przez nich domek z kart zaczyna się sypać, a ziemia usuwa się im spod nóg.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. autorka