Home > Artykuł > Najnowszy numer > O potrzebie partytury

Ukazała się książka Anny Radziukiewicz, „Słowo w niewoli i inne szkice”. Nie jest to pierwsza, i – mam nadzieję – nie ostatnia książka tej poczytnej autorki i redaktorki.

Jest przepięknie wydanym albumem, w którym niezwykle ważny jest obraz. Tak powinno się pisać książki dla młodych ludzi, którzy ukształtowali się głównie na przekazie wzrokowym. Nie są to zdjęcia przypadkowe. Przeciwnie, są starannie dobrane, wysmakowane i w wyrafinowany sposób ujawniające piękno kultury prawosławia. Te spektakularne przykłady muszą zachwycić każdego, a emanująca z nich duchowość i piękno wskazywać na to co jest na „tak”, a nie to co jest na „nie” we współczesnej rzeczywistości, stać się odniesieniem orientacyjnym, busolą, a nie tylko wyrazem dekadencji rozpaczy czy rozczarowania, jak choćby sławny obraz „Krzyk” Edvarda Muncha. Konstruktywne budowanie duchowości i piękna jest wiodącym przesłaniem tych „leczących duszę” ikon, fresków czy świątyń – z czego płynie cenne i osobiste motto edukacyjne, zawarte we wstępie: „Bez wiary czułabym się zagubiona w labiryncie ludzkich idei, mód, także propagandy i interesów”.

Książka, jak wskazuje sam tytuł, jest zakotwiczona nie tylko w obrazie, ale przede wszystkim w słowie. Język, jakim posługuje się autorka, jest najwyższej próby. Dowodzi on nie tylko doświadczenia w zmaganiach ze słowem, jakie nabyła w ciągu wielu lat pisania, ale odróżnia go od wytartych i zużytych zwrotów szybko i byle jak formowanych w języku mediów. Dodatkową inspiracją, jest tu fakt, iż Ania porusza się nie tylko w języku polskim jako absolwentka filologii polskiej – ale także w białoruskim, który jest językiem matczynym, rosyjskim, także angielskim, no i interesuje ją cerkiewnosłowiański. Język jest tu więc nie tylko przedmiotem analizy, ale także prawdziwym popisem tego, jak pisać należy, aby docierać do czytelnika. Wrażliwość językowa staje się w tym ujęciu wskazówką dla czytelnika: „Bądźcie uważni, krytyczni, analizujcie, sięgajcie do źródeł, bądźcie nieufni”. Taka „hermeneutyka podejrzliwości” nie tylko pozwala, wręcz umożliwia rozumienie tego co „tu i teraz”.

W oświeceniowej tradycji naukowej, która stworzyła „kuchnię” badań naukowych, metodologię opartą na empirii i logice, czyli empiryzm logiczny – obecność osobistych odczuć, poglądów czy, o zgrozo! – uczuć – był traktowany jako obcy, zwodniczy i absolutnie szkodliwy. Autor miał być – w naukowym tekście – niewidoczny. Paradygmat ten, który jest stale ważny w nauce, zakłada, iż indywidualny wkład autora kala czystość OBIEKTYWNYCH badań naukowych, które stają się tym samym nienaukowe, a więc bezwartościowe. Ten sam zarzut dotyczy aspektu moralności. Bezwzględna dyrektywa obiektywizmu, oparcia na faktach, związkach przyczynowych, matematyce, etc., przekazuje subiektywizm, emocje, moralność, intuicję – artystom i szeroko rozumianej sztuce stawiając radykalną cezurę między nauką a sztuką.

Radykalizm tej cezury ulega jednak stopniowemu rozmyciu, szczególnie w naukach humanistycznych, choć nie tylko. Symptomem tych zmian jest powszechność obecności w naukach społecznych metafor, takich jak choćby „stygmatyzacja”, „spółka – córka”, „eurosieroty”, „stereotyp”, „żelazna kurtyna”, „luka pokoleniowa”, „kryzys środka życia” i ogromnej liczby innych. Gdyby usunąć te metafory z obszaru nauk społecznych pozostałaby niezabliźniona pustka i rana. Zapełniają one bowiem znaczącą merytorycznie przestrzeń wiedzy. Współcześnie uczeni zasadniczo zgadzają się, iż obecność metafor w nauce jest cenna i koncentrują uwagę raczej na kryteriach ich trafności i zasadności.

Omawiana praca buduje pomost między nauką i sztuką. Jest subiektywna w przesłaniu i dąży do obiektywizmu w analizie. Przez to wzrusza, szczególnie kiedy autorka sięga do językowych korzeni swojego dzieciństwa, ale proponuje dojrzałą racjonalną analizą rzeczywistości in statu nascendi.

Analizy naukowe pozostają ślepe nie tylko na subiektywny punkt widzenia autora czy moralność, ale i na to, co niepowtarzalne czy wyjątkowe dla podmiotu. Randka, pogrzeb, wesele, zgubienie portfela i miliony pojedynczych zdarzeń codziennych są ważne dla nas osobiście, ale pozostają poza zainteresowaniem nauki. W tym sensie poznawcza perspektywa „twardej nauki” skłania ludzi do myślenia: „co innego życie, a co innego nauka”. W swej istocie programowo empiryzm logiczny jest rozkawałkowany, niezakotwiczony w wartościach i a’holistyczny. Przekaz naukowy, inaczej niż w prezentowanej książce, prowadzi do zdezintegrowanego, chaotycznego i niezbornego wizerunku świata i – w konsekwencji – osobowego „Ja”.

Wyrocznia delficka, spopularyzowana przez Sokratesa, „Poznaj siebie” oznacza zrozumienie faktu, iż człowiek został stworzony nie dla samego siebie, ale nie narusza harmonii wszechświata, jak tancerz, który zna swoje miejsce w układzie choreograficznym i wie, jakie ruchy powinien wykonywać, albo muzyk w orkiestrze symfonicznej, który musi mieć partyturę, ale pozostawać w harmonii z innymi muzykami i ich indywidualnymi, kreatywnymi realizacjami utworu.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Elżbieta Czykwin