W rodzinie o. Jerzego Szurbaka śpiewali wszyscy. Mama z siostrą Ziną w cerkiewnym chórze, tata przy okazji świąt i rodzinnych uroczystości, brat Sieroża nawet założył w Mińsku zespół instrumentalny. Śpiewała także babcia Dominika. – Babuszka pajaj – prosił ją mały Jurek, gdy przysypiała nad jego kołyską. Szurbakowie mieszkali w Bielsku i tu chłopiec rozpoczął szkolną edukację. W Liceum im. Tadeusza Kościuszki nauczyciele natychmiast dostrzegli muzyczny talent ucznia. Jurek, obdarzony basem, szybko stał się solistą szkolnego chóru, śpiewał też w cerkiewnym, kierowanym przez Fadieja Fadiejewicza Samojlika. Szurbakowie należeli do Michajłowskiej parafii.
Do liceum dwa razy do roku przyjeżdżała filharmonia objazdowa, koncerty prowadził Stefan Sutkowski, muzykolog i oboista. Dyrekcja postanowiła przedstawić filharmonikom zdolnego ucznia. W pokoju nauczycielskim kilkunastoletni Jurek zaprezentował im kilka utworów.
Potwierdzili jego talent, zaakceptowali plany. A chłopak chciał studiować śpiew solowy w konserwatorium muzycznym. I w 1960 roku po maturze właśnie tam wysłał dokumenty.
Tymczasem w Bielsku zaszły duże zmiany. Woskresieńska cerkiew stała się katedrą biskupa, władyki Wasilija (Doroszkiewicza), wikariusza warszawsko-bielskiej diecezji.
Podczas jednej z pierwszych archirejskich Liturgii licealny katecheta, o. Konstanty Bajko, poprosił Jurka, by przeczytał Czasy i Apostoła. Po nabożeństwie władyka zapytał go, czy nie chciałby studiować na ChAT. Biskup poprosił o spotkanie z rodzicami. Jurek nie był przeciwny nowym planom, a mamę Annę one uszczęśliwiły. Ale dyrektor Liceum Mieczysław Bajbor nie chciał wydać kolejnego formularza. Pomógł Jarosław Kostycewicz, dyrektor Białoruskiego Liceum, udostępnił potrzebne druki, wychowawca podpisał. I tak od jesieni 1960 roku Jerzy został jednocześnie seminarzystą i studentem Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Dwa lata później prof. Piotr Domańczuk wyznaczył go na dyrygenta dwóch chórów, seminaryjnego i akademickiego.
Jerzy chciał pozostać w Warszawie, marzył o doktoracie, ale śmierć mamy zmieniła plany. Wrócił do Bielska, żeby zająć się papą. Tu podjął pracę w Bielsko-Podlaskim Przedsiębiorstwie Budowlanym. Prowadził chór Białoruskiego Towarzystwa Kulturalno-Oświatowego. Po przeniesieniu się do Białegostoku zaczął kierować także zespołem estradowym „Lawonicha”. Często wyjeżdżali, występowali na rocznicowych akademiach, a z solistami TPPR w Białymstoku brali udział w Festiwalu Piosenki Rosyjskiej i Radzieckiej w Zielonej Górze.
W czerwcu 1968 roku przyśnił mu się sen, proroczy. Wieczór, nieznana cerkiew, blask łampad i świec. W ikonostasie nad carskimi wrotami maleńka ikonka Nierukotwornogo Spasa. W pewnej chwili Chrystus ożywa i z wyrzutem pyta: „Dlaczego za mną nie idziesz?”.
Jerzy obudził się z płaczem, osunął na kolana, zaczął się modlić. „Rzucam chóry i estradę, przyjmuję święcenia”, postanowił. Święcenia kapłańskie, po diakońskich i rocznym dyrygowaniu chórem w Orli, przyjął z rąk władyki, arcyb. Georgija Korenistowa w Łodzi, na Wozdwiżenije Czestnago i Żywotworaszczego Kresta w 1969 roku.
Z dekretem na wikariusza do Pasynek udał się do swojej pierwszej parafii. Proboszcza nie zastał, ale krzątający się po pogoście stróż otworzył mu drzwi do cerkwi. O. Jerzy wszedł i zamarł – to właśnie tę cerkiew i tę ikonę widział we śnie.
W 1970 roku władyka Wasilij został metropolitą warszawskim, wyjeżdżając do Warszawy przeniósł o. Jerzego do parafii św. Jana Klimaka na Woli. Jej proboszczem był o. Aleksy Znosko. Młody wikariusz i służył, i nieraz dyrygował chórem, w którym już wtedy śpiewali także zawodowi filharmonicy.
W 1971 roku w wolskiej cerkwi zjawiło się dwóch panów, Stefan Sutkowski, dyrektor Warszawskiej Opery Kameralnej, i prof. muzykologii Jerzy Gołos. – Ja księdza pamiętam – odezwał się na widok schodzącego z chóru o. Jerzego Stefan Sutkowski, któremu występ młodego Jurka w bielskim liceum na długo zapadł w pamięć.
Goście potrzebowali nagrań muzyki cerkiewnej do „Rewizora” Gogola w reżyserii Jitki Stokalskiej.
O. Jerzy skontaktował się z chórzystami, do wolskich dołączył kilku z Pragi i w takim składzie nagrali półgodzinny materiał. Spektakl przez dwa lata był wystawiany w Szczecinie.
Śpiew musiał się spodobać, bo Stefan Sutkowski zaproponował chórowi koncert. – Warszawska Opera Kameralna nie ma jeszcze sali koncertowej – objaśniał. – Część koncertów organizujemy w kościele ewangelickim przy placu Małachowskiego, może chcielibyście tam zaśpiewać?
Chórzyści chcieli, ale proboszcz nie krył obaw.
– Ojcze, przyjechałeś z Pasynek i chcesz w centrum Warszawy wystąpić z koncertem? – z niepokojem pytał. Wikariusz podjął wyzwanie.
Domu parafialnego na Woli nie było. Próby chórzystów odbywały się w malutkiej ryznicy w cerkwi. Po dwudziestu próbach byli gotowi na pierwszy koncert. W kościele ewangelickim na parterze, pierwszym i drugim piętrze czekało na nich tak ze dwa tysiące osób, około pięciuset odeszło od kas bez biletu.
Koncert, pierwszy z trzystu, z jakimi tu w przyszłości wystąpią, cieszył się ogromnym powodzeniem. A i odbił się szerokim echem.
– Aloszeńka, szto ty sdiełał? Otkuda u tiebia takije choristy – nie kryła swego zachwytu Nina Andrycz, wybitna aktorka dramatyczna, była żona premiera Cyrankiewicza, koleżanka z czasów brzeskich o. Aleksego Znosko.
Zadzwonił i Jerzy Waldorff, który zarządzał wydawnictwami muzycznymi.
– Wasz chór jest ewenementem stolicy, musicie kontynuować.
A to oznaczało także trudne decyzje.
– Jeżeli chcecie, żeby Warszawska Opera Kameralna firmowała wasze koncerty, musisz pozostawić wyłącznie profesjonalistów – postawił warunek dyrektor Sutkowski. O. Jerzy z bólem serca podjął taką decyzję. I do tworzonego Zespołu Muzyki Cerkiewnej przyjął 24 śpiewaków z Filharmonii. Znaleźli się w nim, w tym pierwszym składzie, też prawosławni, m.in. Borys Turowicz z Centralnego Zespołu Wojska Polskiego, Wowa Mularczyk – śpiewak operowy, Andrzej Wawrzeniuk – dyrygent, matuszka Maria Szydłowska, Włodzimierz Wołosiuk, obecny profesor śpiewu w PSD i na ChAT.
Skład zespołu się zmieniał, ale zawsze przeważali w nim katolicy, prawosławni byli w mniejszości.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Ałła Matreńczyk, fot. archiwum o. Jerzego Szurbaka