Sympozjum naukowe w Rzeszowie i Gorlicach odbywało się 28 i 29 października pod hasłem 100-lecia autokefalii naszej Cerkwi, ale stało się ono płaszczyzną do dużo szerszych rozważań, niż ostatnie sto lat w jej życiu. Patronat nad sympozjum, podobnie jak nad wieloma innymi przedsięwzięciami związanymi ze stuleciem, objął Prezydent Rzeczypospolitej.
Arcybiskup przemyski i gorlicki Paisjusz – to ze słowa wstępnego – mówił o szansach uzyskania autokefalii dużo wcześniej niż sto lat temu. Najpierw wspomniał o błędzie króla Jana III Sobieskiego. – Jesteście Moskalami – nieświadomi historii rzucają w naszą stronę. Ale Cerkiew w Rzeczypospolitej, która przez siedem wieków pozostawała pod zwierzchnictwem patriarchy Konstantynopola, nie prosiła w XVII wieku o zmianę jurysdykcji i przejście pod zwierzchnictwo Moskwy. To król, którego kojarzymy przede wszystkim jako zwycięzcę w bitwie z Turkami pod Wiedniem (1683), zresztą z dużym udziałem pułków ruskich, pchnął nas w ręce Moskwy. Uczynił to zgodnie z postanowieniami Traktatu Grzymułtowskiego, zawartego w 1686. Zerwał związki naszej Cerkwi z Konstantynopolem. Całą metropolię kijowską oddał pod zwierzchnictwo patriarchatu Moskwy.
Dodajmy, że wtedy kiedy Kościół unicki zbierał już od dziewięćdziesięciu lat obfite żniwo wyłącznie kosztem prawosławnej Cerkwi, monarchowie uważali, że wydaje ona ostatnie tchnienie i nie będzie miało większego znaczenia, w czyjej pozostanie jurysdykcji.
Sprawa autokefalii Cerkwi prawosławnej pojawiła się ponad sto lat później – uświadamiał władyka – podczas obrad Sejmu Wielkiego w 1791 roku. Jednak drugi i trzeci rozbiór Rzeczypospolitej, powstanie kościuszkowskie zaprzepaściły zarówno postanowienia Sejmu, jak i plany autokefalii.
– Nie mieliśmy z kim rozmawiać – mówił władyka. – W jednym państwie rządził sułtan, w drugim car, w trzecim cesarz. A nasi wierni doświadczali w XX wieku Talerhofu, deportacji na wschód, pierwszej i drugiej wojny, Katynia, Akcji Wisła, powojennych czystek, przeprowadzanych na prawosławnych, które zrodziły męczenników chełmskich i podlaskich.
– Męczennicy, święci są naszą siłą. Oni nieśli krzyż świętej prawosławnej wiary. W naszej niemocy Pan Bóg objawił swą siłę w świętych.
Żeby na razie pozostać w duchu sięgania w głąb historii, przywołam wystąpienie o. Jerzego Mokrauza, proboszcza parafii w Przemyślu, kapelana w randze pułkownika, który zdaje się traktować historię jak osobistą nauczycielkę. Sięgnął, w czasie dyskusji, do XVII wieku, czyli unii hadziackiej z 1658 roku. Na jej mocy miał powstać trzeci organizm państwowy – Wielkie Księstwo Ruskie na bazie województw kijowskiego, bracławskiego i czernihowskiego. Unię ratyfikował Sejm i król. Nie weszła w życie, ponieważ Kozacy, podburzeni przez Moskwę, wszczęli powstanie. A była wtedy wielka szansa na inną historię.
I chociaż tematem wystąpienia o. Mokrauza było przedstawienie prawosławnych kapelanów, męczenników katyńskich, zaproponował kilka „historycznych wycieczek” – jedną pod Wiedeń. W bitwie pod Wiedniem – informował – walczyło pięć tysięcy Kozaków. Udział brał też prawosławny biskup lwowski Józef Szumlański (akt konwersji całej diecezji lwowskiej na unię nastąpił dopiero w 1700 roku). Pod Wiedeń przyszedł z własną drużyną w sile 88 żołnierzy i tam został ranny.
Koloryt ówczesnej Rzeczypospolitej oddaje Jerzy Kulczycki. O sobie pisał: „Polak z królewskiego miasta Sambora” – wtedy sprawy nacjonalne były zupełnie inaczej rozumiane niż dziś. Pochodził ze wsi Kulczyce spod Sambora. Był Rusinem, na pewno prawosławnym. Z tej samej wsi pochodziło aż trzech kozackich hetmanów, m.in. Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny. Kulczycki wsławił się w bitwie pod Wiedniem. Przebrał się za osmańskiego żołnierza i z Polakiem Jerzym Michałowskim, którego wyciągnął z tureckiej niewoli, przeszedł przez turecki obóz, podśpiewując wojskowe pieśni tureckie. Dotarł do księcia Karola Rotamińskiego, dowódcy wojsk przybyłych na odsiecz Wiednia. Tą samą drogą wrócił, przynosząc wiedeńczykom i cesarzowi wiadomość, że odsiecz nadeszła. Ważne? Bardzo, bo wiedeńczycy przygotowywali się do poddania Wiednia. Dzięki tej wiadomości zmienili taktykę. Kulczyckiego cesarz ogłosił bohaterem. Wręczył mu sto dukatów i zwolnił na dwadzieścia lat z podatku. (Kto dziś kogo zwolni?) Zaś Jan III Sobieski pozwolił mu wziąć po zwycięstwie z obozu tureckiego to, co mu się spodoba. Kulczycki wziął… 300 worków kawy. I otworzył pierwszą w Wiedniu kawiarnię. Kawę zaczął przyprawiać miodem, później i mlekiem.
Anna Radziukiewicz, fot. autorka