Katolicki metropolita białostocki całujący krzyż u wejścia do cerkwi. Siostra zakonna w głębokim i jakże naturalnym pokłonie przed ikonami. Władyka Jakub oklaskiwany przez powstałych z miejsca wiernych w kościele po przekazaniu na ręce metropolity Józefa Guzdka swego daru – nie tyle kosztownego, co z niesamowitą historią i potwierdzającego braterską pamięć. Sobór, w którym wbrew moim obawom było wielu ludzi, uczestniczących w wielkiej wieczerni z modlitwą ekumeniczną i kazaniem arcybiskupa Guzdka. I kościół, którego ławy wypełnione były ludźmi gotowymi do wspólnej modlitwy podczas nieszporów i wysłuchania kazania arcybiskupa Jakuba.
To były nabożeństwa inne niż oczekiwałem. Nie tylko pod względem liczby uczestników, dotychczas z roku na rok raczej spadającej – a tu zaskoczenie, ale też wyczuwalnej żywości i siły modlitwy, która w obu miejscach wznosiła się ku Niebu, wołając nawet jeśli nie od razu o jedność, to o błogosławieństwo i pomoc w trwaniu w szacunku, zrozumieniu, braterstwie. Do tego bardzo dobre kazania i później wzajemne podziękowania obu hierarchów, wcale nie lukrujące rzeczywistości i nie poklepujące się po ramionach – odnoszące się natomiast do istoty chrześcijańskiego życia: przykazania miłości do każdego bliźniego i nieustannej modlitwy o Bożą pomoc tam, gdzie wysiłek przez nas podejmowany już nie wystarczy.
Zdecydowanie wybrzmiały słowa ektenii wygłoszonej w soborze, a będącej częścią molebna o pomnożenie miłości:
O wykorzenienie w nas nienawiści, zawiści, wrogości i wszystkich pozostałych żądz, które niszczą miłość braterską, do Pana módlmy się…
O wykorzenienie w nas żądzy miłości własnej i rozwinięcie cnoty miłości braterskiej, sercem skruszonym do Pana módlmy się…
O to, abyśmy nauczyli się miłować nie tylko naszych przyjaciół i braci, ale także naszych wrogów prawdziwie miłowali i modlili się za wyrządzających nam krzywdy, do Pana módlmy się…
To mocne słowa – tym mocniejsze, że wygłoszone zostały w języku polskim, zrozumiałym dla wszystkich obecnych i nie mogły pozostawić żadnej wątpliwości co do tego, co jest naszą bolączką.
Braterstwo, bycie jedną rodziną, stanowiło ważny wątek w tegorocznych homiliach. Pierwsza mówiła o tym prof. Kalina Wojciechowska (teolożka ewangelicka, wykładowczyni m.in. Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej) w swoim kazaniu – wykładzie, wygłoszonym w kościele ewangelicko-reformowanym w Warszawie podczas nabożeństwa otwierającego Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan.
Tematem jej pięknych i głębokich rozważań była Modlitwa Pańska, a spojrzała na nią z perspektywy ekumenicznej, gdyż „chyba nie ma lepszego tekstu, który nie tylko byłby powszechnie znany, ale tak mocno łączył i włączał wszystkich do wspólnoty dzieci Bożych”. Wszyscy mamy jednego i tego samego Ojca – Boga. Jest On nawet nie tyle naszym Ojcem, co wręcz Rodzicem, idąc za myślą jednego z Ojców Kościoła, św. Klemensa Aleksandryjskiego, którego zdaniem to, co jest w Bogu niewypowiedziane, jest Ojcem, a to, co z nami współczuje, stało się matką. Jak dalej mówiła profesor, „często to, co ojcowskie i to, co matczyne splata się ze sobą tak mocno, że tworzy jedność. Taką rodzicielską jedność”.
Jesteśmy więc dziećmi jednego Boga, należymy do Jego rodziny. I tak jak w wielodzietnej rodzinie niekiedy zdarza się, że nie wszyscy z rodzeństwa darzą się wzajemnie równie silną miłością, to jednak nikt, żadne z dzieci, nie może zawłaszczyć rodzica dla siebie, nie może zakwestionować prawa rodzeństwa do bycia jego dzieckiem. A „idealny rodzic nie faworyzuje żadnego z dzieci, wszystkie kocha tak samo i wszystkim tak samo dobrze życzy. Wszystkie obdarza tak samo, chociaż nie tym samym. I w ten sposób daje przestrzeń do wzajemnego wymieniania się darami”. Ta wymiana różnych darów, które od Boga otrzymujemy w swoich tradycjach i Kościołach, jest niezwykle istotna z perspektywy ekumenicznej, gdyż „źle by było, gdybyśmy nie mogli czerpać z przebogatej prawosławnej teologii ikony czy z metodystycznego Czworoboku Wesleyańskiego1, czy z myśli Ojców syryjskich, greckich, łacińskich…”.
Jesteśmy jednak tylko ludźmi, najbliższe jest więc nam to, co jest nasze. Jak mówiła profesor, odnosząc się do wezwania z Modlitwy Pańskiej o przebaczenie win, „nie oszukujmy się – każdy z nas ma takie grzechy na sumieniu, kiedy np. uznawał swój Kościół za lepszy od innych; bardziej moralny; bardziej nowoczesny – albo bardziej tradycyjny; za bardziej racjonalny albo bardziej mistyczny, czy bardziej charyzmatyczny… Takie myśli trudno ukryć i często choćbyśmy nawet nie chcieli, to przekładają się one przynajmniej na słowa, intonację, znaczące spojrzenia, itd. Tutaj potrzebna jest zmiana myślenia o innych, czyli metanoia – nawrócenie. Dopiero wtedy, kiedy uczciwie i krytycznie przyjrzymy się najpierw sobie, uświadomimy sobie winy, uznamy innych za swoich braci i swoje siostry, za dzieci tego samego Rodzica (choć zdarzało się nam to podważać), to łatwiej nam będzie przebaczyć, a tym samym potem uzyskać przebaczenie od Rodzica”.
Miłość wzajemna chrześcijan wyraźnie wybrzmiała też w kazaniu abp. Jakuba wygłoszonym w kościele Zmartwychwstania Pańskiego w Białymstoku. Rozważania władyki oparte były na prologu Ewangelii św. Jana. Kaznodzieja zwrócił najpierw uwagę na związek tego fragmentu Ewangelii z Credo – wyznaniem wiary. Św. Jan wskazuje na boskość Jezusa Chrystusa, odwiecznie zrodzonego Syna Bożego, a nazywając Go Logosem – zdaniem św. Jana Chryzostoma – nawiązuje do rozumienia tego pojęcia przez antycznych filozofów. Dla nich Logos był zasadą wszelkiego bytu, zarodkiem wszystkich rzeczy, zawierał w sobie rozumność i inteligencję, i stanowił zasadę etyczną. Filozofowie Logosu poszukiwali, a św. Jan w swoim prologu po prostu Go wskazał – to Jezus Chrystus. Credo niejako rozwija koncepcję św. Jana, tak wiele w swej treści mówiąc o Chrystusie. Zdaniem władyki, zarówno Credo, jak i prolog są fundamentem dążenia do jedności, gdyż „Jezus Chrystus jest naszą wspólną nadzieją. To do Niego wszyscy kierujemy nasze prośby, to w Nim pokładamy nasze nadzieje, z Nim dzielimy nasze radości i smutki. Wszyscy chcemy mieć Go za swojego Nauczyciela, Zbawiciela, Ojca. Jeśli jesteśmy dziećmi jedynego Boga – a takowymi chcemy być – to czymże jak nie szacunkiem względem siebie i wzajemną miłością udowodnimy Mu, że jesteśmy dla siebie braćmi? Jeśli nie jestem bratem innych dzieci Bożych, to jakie mam prawo, aby nazywać siebie Jego dzieckiem?”.
Jak dalej stwierdził władyka, nasze codzienne relacje często podobne są do tych z przypowieści o synu marnotrawnym. „Starszy syn nie cieszył się z powrotu swego młodszego brata […], jednak ojciec kochał obu synów i to oni obaj byli jego dziećmi i dziedzicami”.
Jezus Chrystus, dając nam przykazanie miłości, wyraźnie zaznaczył, że jego realizacja jest znakiem przynależności do Niego (por. J 13, 35). „Wszystkie nasze relacje z innymi ludźmi muszą więc być budowane tak, by świadczyły, że jesteśmy sobie nawzajem braćmi. Tylko tak postępując, możemy pretendować do miana uczniów Chrystusa i dzieci Bożych”, mówił władyka.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Gabriel Szymczak, fot. Teresa Margańska (archibial.pl)
(1) Czworobok Wesleyański – metodologia refleksji teologicznej przypisywana Janowi Wesleyowi, przywódcy ruchu metodystycznego końca XVIII wieku. Metodologia oparta jest na czterech źród-łach, które stanowią podstawę refleksji teologicznej i doktrynalnej. Źródłami tymi są Pismo Święte, tradycja, rozum oraz doświadczenie chrześcijańskie (przeżycia empiryczne).