Śp. o. mitrat Anatol Ławreszuk. Dla mnie osobiście był batiuszką trochę z Szastał, a tak naprawdę od chwili zawarcia związku małżeńskiego z mieszkanką wsi Szastały Tatianą Wawulską.
Moje wspomnienia sięgają czasu, gdy rodzina Ławreszuków przyjeżdżała z Olsztyna na wakacje do Szastał. Ich synowie spędzali często całe wakacje u dziadków, Jana i Marii. Bawili się razem z innymi dziećmi na wsi. A kiedy byli już starsi, pomagali w pracach polowych.
Zapamiętałam jeszcze taką opowieść mego taty, że sąsiad państwa Wawulskich mówił często, że jego wnuki śpią do godziny 11, a wnuki Iwana (czyli dziadka Ławreszuków) bawią się już w piasku od godziny 5 rano.
Sam batiuszka był człowiekiem niezwykle skromnym i spokojnym. Kiedy przyjeżdżał do wsi swoich teściów, stawał się jednym z nas. Tak wychowywał swoich synów, niezwykle utalentowanych, zwłaszcza pod względem muzycznym.
Nasze losy zeszły się kilka lat temu w Białymstoku, kiedy mieszkał z matuszką Tatianą niedaleko soboru świętego Mikołaja.
Matuszka zaprosiła mnie na herbatę i opowiadała o swoich wspomnieniach z Szastał.
Opowiadała o wojnie, czasach powojennych, swojej nauce w szkole podstawowej w Bolestach. Batiuszka zachwycił mnie i wtedy tym niezwykłym spokojem i życzliwością. Z matuszką stanowili niezwykły przykład dobrej i kochającej się rodziny. Zapewne jak wszyscy mieli różne kłopoty i troski. Jednak potrafili ze spokojem i miłością je przezwyciężać.
15 stycznia przyszłam pożegnać Ojca Anatola. Odszedł tak jak żył, tak skromnie i spokojnie.
Jeden z jego synów powiedział mi, że Szastały to jego dzieciństwo, które wspomina bardzo dobrze. Może też i te poranne zabawy w piasku…
Wiecznaja pamiat’, ojcze Anatolu.
Iwona Zinkiewicz, fot. o. prot. Wiaczesław Perek (za orthodox.pl)