Home > Luty 2025 > Polska gminna Na ścianie wschodniej

Polska gminna Na ścianie wschodniej

Jest takie miasto w Polsce, w którym batiuszka chowa rocznie 19-20 osób, jeden był wyjątkowy, z dziewięcioma pogrzebami, a chrzci dwoje-troje dzieci. Nie tutejsze, przywiezione z Belgii czy Anglii. W szkole podstawowej jest 32 prawosławnych uczniów, a w zespole szkół średnich czternaścioro. Garstka. To miasto okazało się nieszczęśliwie położone. Gdzieś dziesięć kilometrów za jego plecami biegnie granica polsko-białoruska, dziś odstraszająca nawet turystów. Miasto topnieje. W 2017 roku liczyło ponad pięć i pół tysiąca mieszkańców. W latach 1956-1975 było powiatem. Po czym spadło do rangi gminnego w sokólskim powiecie. Byłoby jeszcze mniejsze, może takie jak sławny niegdyś Suraż, najmniejsze miasto w Polsce, ale jego demografię ratowali rolnicy z okolicznych wsi. Opuszczali swe gospodarstwa, zdawali ziemię „do państwa”, za co od czasów „późnego Gierka” otrzymywali rolnicze skromne emerytury i zasiedlali miejskie bloki, bezpieczne na starość, bo palić nie trzeba, woda ciepła w kranie, do doktora blisko, nawet do szpitala w swoim mieście, dziś bardzo skurczonego.

Niektórzy znajdowali pracę w POM-ie, mleczarni, a i prywatny zakład wyrobów z plastiku zatrudniał wtedy ze sto osób. Dziś ani jeden, ani drugi zakład nie istnieje, a prywatny daje pracę tylko kilku osobom. W dość jednak nieodległym Augustowie jest amerykańska fabryka wyrobów tytoniowych. Trochę pracy daje plantator porzeczek, aronii, czy wysyłanych do… Holandii tulipanów i róż, osiadły na polach Sokólszczyzny.

To Dąbrowa Białostocka, uroczo położona na Wzgórzach Sokólskich, w otulinie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Na tej ziemi obfitość piękna zachwyca. Jadę od strony Augustowa, ze trzydzieści kilometrów przez Puszczę Augustowską, nie mijając żadnych wsi, osad nawet. Jakaś dziewicza przestrzeń! Zwłaszcza po mojej świeżej wędrówce po Podkarpaciu, gdzie wsie jakby nanizane na jeden sznurek, ciągną się dziesiątkami kilometrów. Mijam trzy samochody. Przejeżdżam przez Lipsk, nazywany Lipskiem nad Biebrzą, rzeką wciąż piękną, dziewiczą, meandrującą, z rozlewiskami, ostoją ptactwa. I jeszcze z dziesięć kilometrów przez ziemię, która swe piękno, niczym na sztalugach, wystawia na wzgórzach, niektórych w koronach lasów.

Ale nie piękno jest teraz w cenie, a pieniądz. Ostatniego tu mało. Kiedy Dąbrowa traci swoich mieszkańców, Wrocław po przeciwległej stronie Polski niemal ich podwaja, stając się prawie milionowym miastem. Uznaliśmy, że rynek wszystko ureguluje i człowiek nie musi dbać o harmonijny rozwój danej mu pod opiekę ziemi. Skutki takiej polityki widzimy w Dąbrowie.

Od 2021 roku, po śmierci w 2020 długoletniego proboszcza i budowniczego cerkwi w Dąbrowie o. Mikołaja Dejneko służy tu o. Wiktor Tetiurka. Pamięta i inną Dąbrowę, z początku lat dziewięćdziesiątych. Przyjeżdżał tu z młodzieżą z Krynek – tam wtedy służył. Na spotkania przychodziło mnóstwo młodzieży, ze sto osób! A gdy objął tę parafię, pytał po pierwszej służbie swego wikariusza o. Marka – a gdzie dzieci i młodzież?

– Prawie nie ma ich w parafii – usłyszał.

– Jesteśmy daleko od centrum – mówi o. Wiktor. – Do Białegostoku mamy 60 kilometrów. Gdy służyłem w Michałowie, mającym od 2007 roku prawa miejskie i dziś liczącym trzy i pół tysiąca mieszkańców, do centrum Białegostoku miałem 37 kilometrów. Wielu moich byłych uczniów z Michałowa buduje domy w rodzinnym mieście, bo działki tam tanie. I codziennie dojeżdża do pracy do Białegostoku. Pół godziny. W Warszawie taki dojazd może zająć godzinę. Dlatego Michałowo ma szansę na rozwój, podłączając się pod oddech Białegostoku, Dąbrowa już nie.

Gdyby nie granica, Dąbrowa, aż do 1961 roku nazywana Grodzieńską, byłaby niemal przedmieściem Grodna, od którego dzieli ją zaledwie dwadzieścia kilometrów. Kiedyś się mówiło o położonym pod Grodnem monasterze krasnostockim. Dziś ta sama miejscowość, ale nazywana Różanystok i dawne monasterskie zabudowania – a było ich wiele, bo i z celami mniszek, i klasami szkolnymi, i apteką, i salami dla chorych, i dla pielgrzymów – mieszczą rzymskokatolicki klasztor. To ośrodek kultu. Latem hotelowe miejsca zajmują pielgrzymi, zimą wojsko, strzegące granicy i budujące nowy mur. To w tej pątniczej miejscowości, oddalonej od Dąbrowy osiem kilometrów, matuszka o. Wiktora Tetiurki jest dyrektorką szkoły podstawowej.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. Adam Matyszczyk, autorka

Odpowiedz