Z archimandrytą i dziekanem monasteru Świętego Ducha w Wilnie Antonim Gurinowiczem rozmawia Anna Radziukiewicz
Anna Radziukiewicz: – Ojcze, czy Wilno jest waszym rodzinnym miastem?
Archimandryta Antoni: – Tak. Ale sięgając do moich przodków, trzeba powiedzieć, że maja babcia i dziadek pochodzili z przeciwległych krańców ówczesnego ogromnego Imperium Rosyjskiego. Babcia przybyła tu z Dalekiego Wschodu, czyli krańców Azji, dziadek z Kaszyna, położonego koło Tweru, który rozsławia znana święta Anna Kaszyńska. Oboje wygoniła rewolucja. Schronienia więc szukali poza granicami imperium, budowanego przez Sowietów, w Wilnie leżącym w międzywojniu w granicach Rzeczypospolitej. Nie było to dla nich miasto obce. Znali je. To było miasto ich przodków.
– Dziadkowie należeli do grupy szczególnie naznaczonej przez rewolucjonistów?
– Bliscy babci byli oficerami carskiej armii, ojciec mojego dziadka też był oficerem. Walczył w armii Kołczaka na Syberii. Gdy ta armia została rozbita przez Czerwonych, udało mu się wrócić do swego Wilna. Znał je dobrze, także z rodzinnej pamięci, która dobrze „zapisała” i XIX-wieczną historię tego miasta. Mój dziadek skończył wileńskie prawosławne seminarium duchowne, które ulokowało się w budynkach monasteru Świętej Trójcy. Ale święceń duchownych nie przyjął. Poszedł na Uniwersytet Wileński. Uzyskał tytuł inżyniera rolnictwa. Był agronomem. Babcia po skończeniu prawosławnego prywatnego gimnazjum też studiowała na Uniwersytecie Wileńskim. Był to oczywiście polski uniwersytet.
– Ojcze Archimandryto, na początku grudnia przez tydzień przebywały w Wilnie wielkie świętości – cząsteczka Życiodajnego Krzyża Pańskiego i fragment szat Bogarodzicy.
– Dla nas decyzja Jego Eminencji Sawy, metropolity Cerkwi w Polsce, i jego błogosławieństwo na przewiezienie tych relikwii z Polski na Litwę, a przybyłych z Włoch, była radosnym zaskoczeniem. Zaczęliśmy szybko przygotowywać się do tego wielkiego wydarzenia. O obecności relikwii powiadomiliśmy wszystkie litewskie środki masowego przekazu, zapraszając do pokłonienia się im prawosławnych i katolików – uważaliśmy, że jest to nasz obowiązek. Naród litewski jest wciąż bardzo pobożny. Do współdziałania zaprosiliśmy wszystkich prawosławnych duchownych naszej litewskiej metropolii, a jest ich pięćdziesięciu czterech oraz diakonów. Określiliśmy ich obowiązki. Stworzyliśmy grafik – wierni jakich parafii, w którym dniu, powinni przyjechać, by pokłonić się relikwiom, przeczytać akafisty i razem się pomodlić.
– Relikwie przebywały tylko w wileńskiej cerkwi Świętego Ducha?
– Tak. To cerkiew katedralna, przy niej znajduje się monaster, tu jest nasze litewskie centrum prawosławia.
– Dużo przybyło w tych dniach ludzi do cerkwi Świętego Ducha?
– Ludzi szli nieustannie, a cerkiew była otwarta codziennie od godziny siódmej do dziewiętnastej. Relikwiom pokłoniło się bardzo wielu katolików.
– Stojąc w waszej cerkwi na Liturgii i po niej w zwykłą grudniową niedzielę widziałam wielu katolików, wchodzących do cerkwi nie z turystycznej ciekawości, tylko z pobożnością, przykładających się do relikwii świętych męczenników Jana, Antoniego i Eustachego, całujących ikony.
– Ludzie czują duszą prawdziwość prawosławia. W nim znajdują prawdę nawet niewierzący. Prawosławie dzieli się głębokim duchowym doświadczeniem, które jakże pomaga w tworzeniu dobrej, zgodnej rodziny, w wychowaniu dzieci. A my dzielimy się prawosławiem. Nie skrywamy go pod korcem. Wydajemy naszą gazetę „Prawosławna Litwa” w dwóch językach – po rosyjsku i litewsku. Tłumaczymy na litewski dużo literatury. Mamy swój kanał po litewsku na YouTube.
Jeśli zaś chodzi o kult wileńskich męczenników, jest na Litwie powszechny. Są oni najstarszymi lokalnymi świętymi, którzy zajaśnieli za panowania wielkiego księcia Olgierda i przez niego zostali skazani na śmierć. Byli jego dworzanami. Uwierzyli w Chrystusa. Kiedy umierali, świat chrześcijański już od trzech wieków był podzielony na wschodni prawosławny i zachodni rzymskokatolicki. Nieśli swój podwig jako prawosławni, bo za ich życia ten obrządek upowszechniał się od trzech i pół wieku w Wielkim Księstwie Litewskim. Chrześcijaństwo na Litwie w obecnych granicach wciąż musiało współistnieć z kultami pogańskimi. Oficjalny chrzest Litwy w obrządku zachodnim miał miejsce cztery dziesięciolecia po kaźni wileńskich męczenników. Dlatego męczenników czczą i katolicy jako najstarszych świętych naszej ziemi. Potem wielu męczenników, ale już współczesnych, zarówno prawosławnych jak i rzymskokatolickich, przyniosły czasy prześladowań komunistycznych.
– Ale mamy i św. Leoncjusza (Karpowicza), męczennika czasów wprowadzania unii brzeskiej.
– Oczywiście. To wyznawca wiary. Siedział przez kilka lat w „kamiennym worku”, czyli w więzieniu. Był archimandrytą monasteru Świętego Ducha i korektorem wileńskiego brackiego wydawnictwa. Kanonizowała go Cerkiew białoruska w 2012 roku, przy metropolicie mińskim i słuckim Filarecie. Współtworzy Sobór Prawosławnych świętych Ziemi Litewskiej. Mamy oficjalny dzień pamięci wszystkich litewskich świętych. Nasz metropolita Innocenty bardzo dba o zachowanie historycznej pamięci o naszych świętych, ale też i podwiżników, nie kanonizowanych, znanych natomiast ze świętości swego życia, którzy mogą być przykładem dla współczesnych. Dlatego gromadzimy wszelkie świadectwa o ich podwigach.
– Ilu świętych liczy wasz sobór?
– Trzydziestu czterech. Są to osoby na różny sposób związane z naszą ziemią. Mogli się tu urodzić, ale służyć gdzie indziej. Mogli u nas nieść choć przez lat kilka swój podwig, ale urodzić się poza naszą ziemią i żywot zakończyć gdzie indziej. Dlatego wśród świętych mamy i Jelisieja Ławryszewskiego, pochodzącego z litewskiego książęcego rodu, założyciela w połowie XIII wieku Monasteru Ławryszewskiego, dziś na Białorusi.Mamy Charitinę – księżną litewską, Dowmonda – księcia pskowskiego, Aleksego – metropolitę moskiewskiego, który tu przebywał, kijowskiego metropolitę Cypriana, który na przełomie XIV i XV wieku bardzo dużo uczynił dla Cerkwi także na naszych ziemiach, ze współczesnych – św. patriarchę Tichona (Bielawina). Sobór naszych świętych współtworzy też św. Gabriel Zabłudowski.
I druga grupa to podwiżniki błagoczestija nie kanonizowani. Czekamy na wolę Bożą.
– Wśród nich jest metropolita Józef Siemaszko, główny architekt zjednoczenia unitów z Cerkwią prawosławną?
– Oczywiście. Są też i dwudziestowieczni podwiżnicy, jak hieromnich Dawid Grusza, który służył w naszym monasterze, potem zginął w łagrze w Krasnojarskim Kraju, czy protoijerej Pontij z Michnowa.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
fot. Anna Radziukiewicz, Adam Zacharczuk