Home > Maj 2025 > Siła ikony

Lucyna Smoktunowicz od 11 lat jest wójtem gminy Hajnówka. Do gminy należy trzydzieści wsi. Jako wójta wszyscy ją tu znają, bo odwiedza, opiekuje się swoimi mieszkańcami, ułatwia im życie. Są to głównie starsze kobiety, bo taka jest struktura wschodnich wsi. Lubią ją.

Ale pani wójt ma swoją pasję, misję raczej. Tworzy ikony. Bóg dał jej zdolności. Uczyła się w klasie plastycznej hajnowskiego białoruskiego liceum. W wojewódzkich plastycznych konkursach zajmowała wysokie lokaty. Ale codzienność, zwykły byt, przykrył jej talent, który jednak kilka lat temu znów wybił się na powierzchnię.

Zaczęła tworzyć ikony. Nie mówi „pisać”. Bo to inna metoda – transferowa. Dowiedziała się o istnieniu takiej metody i pojechała na kilka kursów jej uczących. Potem doskonaliła się, sięgając po instrukcje umieszczane w Internecie.

Obraz jest na papierze, ale w lustrzanym odbiciu. Na nim wszystkie kolory. I ten obraz, przy użyciu odpowiedniej technologii i klejów, należy przenieść na deskę, dobrze przygotowaną, oszlifowaną (najlepsze deski, mówi mistrzyni, są wycięte z bali starych stodół). Przy przenoszeniu obrazu mogą powstać uszkodzenia. Wtedy sięga się po farby i pędzel i uzupełnia się luki czy zatarcia. Taką przeniesioną ikonę można doskonalić, na przykład pewne partie pokrywać złotem. Na koniec trzeba ją zakonserwować.

Sześcioletni wnuk pani Lucyny Grześ dopytuje się: – Babciu, kiedy będziemy znów robić ikony? Św. Serafina Sarowskiego zrobił sam, prosząc babcię, by nic na niej nie poprawiała. Jakże mu się podobał miś na ikonie i ptaszek ukryty w gałęziach.

Ale nie tylko Grześ chce pochylać się nad ikonami. Panią Lucynę proszą ludzie o organizowanie warsztatów. Prowadzi je. Zwykle planuje cztery spotkania, piąte poświęca na zaproszenie duchownego i wyświęcenie ikon. Przy stole zasiada na przykład ponadosiemdziesięcioletnia babcia i jej prawnuk, czyli cały przekrój wiekowy, prawosławna i katoliczka z dwójką dzieci. Katoliczka wykonuje obraz w stylu typowo zachodnim, ale jej córeczka i syn wybierają wizerunki bizantyńskie. Sala zapełnia się ludźmi, którzy chcą mieć „swoją” ikonę. Szlifują deski, nanoszą na nie kleje, przenoszą obraz, doskonalą go, konserwują. I mogą czuć się, jakby byli posłańcami Pana Boga.

Lucynaczka, ja nikoli hetaj ikonki ne zroblu – mówiła ponadosiemdziesięcioletnia pani Maria.

Ja wsio zroblu, kob wy zrobili jeji sami – odpowiedziała pani wójt. – Tryte dosku – dała papier ścierny.

Potem wzruszona pani Maria mówiła: – Ja nikoli ne dumała, szto zroblu sobi ikonu.

Zaproszono panią wójt do poprowadzenia warsztatów ikony przy cerkwi św. Jana Teologa na białostockich Bacieczkach, tam, jak określa, gdzie stoi hajnowska cerkiew. Przyszli rodzice z dziećmi. Widziała ich zaangażowanie. Cieszyła się.

Ale chyba najbardziej cieszyła się, gdy poproszono ją o poprowadzenie wakacyjnych warsztatów tworzenia ikon dla dzieci i młodzieży. Wiedziała, że w ten sposób odklei je od wszelkich ekranów i wprowadzi w inny świat. Młodzi pytali ją o wszystko, a po zakończeniu warsztatów zasypywali jeszcze pytaniami na Messengerze.

Młodzi chcą na przykład mieć ikonę swojego patrona, przez siebie stworzoną, a niektórzy miewają rzadkie imiona jak Julianna, Patrykija. Pani Lucyna musi najpierw zdobyć rzadki wizerunek patrona.

Jaka czeka ją za to nagroda? Gdy młody człowiek powie: – Ikona, którą wykonałem na warsztatach, ma moc szczególną.

A może taką moc mają ślubne ikony, stworzone przez panią Lucynę?

Było tak. Rodzice chcieli, by młodzi wzięli ślub cerkiewny. Młodzi uparli się. Nie i nie. Rodzice poprosili panią Lucynę o wykonanie ikon. Otrzymali je i pobłogosławili nimi młodych. I oto pojawił się wpis panny młodej: „Jestem ateistką. Ale jestem zachwycona wykonanymi przez Panią ikonami. Chcę Pani za nie podziękować i powiedzieć, że one zawsze będą z nami, gdziebyśmy nie mieszkali. A ślub? Kto wie, może mi odbije i pójdę do cerkwi wziąć ślub”.

– Taka jest moc ikony – sumuje pani wójt. Może im „odbije”? Przygotowując tamte ikony ciągle myślałam, żeby przyniosły one młodym szczęście, duchową radość.

Inna opowieść: – Ten człowiek zmarł dwa lata temu. Ateista. W jego domu nigdy nie było ikony. I oto kilka lat przed śmiercią poprosił mnie, że chce przy mojej pomocy wykonać ikonę. Wykonał. Był to wizerunek św. Michała Archanioła. Powiesił go u siebie w domu. Zmarł dokładnie pod ikoną.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. z archiwum Lucyny Smoktunowicz

Odpowiedz