Książeczkę o kolorowej okładce wręczył trzyletniej dziewczynce o. Andrzej Busłowski z Dubin, znany wydawca literatury duchowej dla dzieci i młodzieży. – Nie działa – odrzuciła rzecz trzylatka, kilka razy przesuwając palcem po okładce książeczki. Obrazek nie ruszał się. Tablet zawładnął jej wyobraźnią i palcami. Tworzy jej świat – szybko zmieniających się obrazów, bez treści albo z infantylnym przekazem. Potem dowie się, że często przekłamanym.
Andrzej Minkowski założył w latach 90. „Skandale”. Pismo świetnie się rozchodziło, przynosiło duże dochody. Sprzedawano w nim fake newsy w skali przekraczającej nawet dzisiejsze możliwości sztucznej inteligencji. Dziennikarze świetnie się bawili. Przychodzili do redakcji i wymyślali najbardziej „odjazdowe” artykuły, o tym między innymi, jak odcięta głowa ludzka potrafiła przeżyć 20 dni. Reklamowali maść na porost …zębów. A ludzie to „kupowali”. Wprawdzie byli oswojeni ze sloganem, powszechnie obowiązującym w PRL, że „prasa kłamie”, ale czytelnicy potrzebowali kłamstwa brawurowego, atrakcyjnego, kolorowego, żeby zatykało dech w piersi, takiego do przekazania, jak dziś usłyszane: – Moja siostra dzwoniła z Kanady, że w tym roku w środku lata będzie 30-stopniowy mróz i spadnie śnieg – mówiła mi pani Ala.
Fake news z importu.
Ale tego czytelnik wciąż potrzebuje. Doświadczył takiego zjawiska znany pisarz Wojciech Kuczok. Parę lat temu zaproszono go eksperymentalnie na kilka godzin do redagowania internetowego serwisu informacyjnego. Czynił to najlepiej jak umiał – rzetelnie, ze sztuką pisania, trzymając się prawdy i ignorując zasady sprzedawania informacji. I co? Nastąpił błyskawiczny spadek słupków klikalności – a dziś to rzecz dla wydawcy „święta”. I przywołuje jeszcze pisarz świeży przykład podawania informacji (tygodnik Przegląd 17-23 marca 2025). Skalna grota niedaleko Krakowa. Penetruje ją kilku grotołazów. Jeden z nich utkwił w jaskini, bo wielki głaz osunął się i człowiek znalazł się pod skalnym korkiem. Koledzy wezwali na pomoc jurajski GOPR. GOPR-owcy odblokowali „korek” i chłopiec wyszedł bez szwanku o własnych siłach. A relacje medialne z tego wydarzenia? „W Małopolsce zawaliła się jaskinia, są liczni poszkodowani”. Kolejna wiadomość: „W jaskini zawalił się strop. Pod gruzami są nieprzytomni grotołazi”. Potem: „Uwięziona w czeluściach kobieta zakleszczona między skałami. Trwa akcja ratunkowa”.
To są tak zwane śmieciowe informacje. Gdy akcja zakończyła się bezkrwawo, media zamieściły sprostowanie, ale w nocy, gdy ich czytelnicy spali.
Z rana znów przygotowali im serię „sensacji”.
To dość niewinna manipulacja. Ale bardzo niebezpiecznie jest wtedy, gdy media tak zwanego głównego nurtu, czyli kreowane przez najbogatszych, dzielą świat na biały i czarny, wyznaczając oś zła, wskazując imperium zła, lokując u siebie imperium dobra – „obrony praw człowieka” czy „demokracji liberalnej”.
Wtedy, przy pomocy mediów, pozbywamy się możliwości dialogu. A dialog to usunięcie w cień własnego „ja” i własnych racji, a wsłuchanie się w głos innego. W mojej prawie półwiecznej praktyce dziennikarskiej media nigdy nie były tak głuche, jak dziś na racje innego. Politolog prof. Stanisław Bieleń zauważa, że władze Unii Europejskiej wolą monolog i podsycają przede wszystkim strach przed Rosją, co ma im służyć, bo odwraca uwagę od problemów własnych (migracja, tożsamość, terroryzm, pauperyzacja). Strzegą, by nic co tym władzom nie odpowiada, nie wpuścić do świadomości swoich społeczeństw, nawet myśli i sztuki.
Jeden z najwybitniejszych w świecie ludzi dialogu filozof, znawca cywilizacji, Libańczyk, prof. Suheil Farah, stwierdza, że żyjemy w środowisku surrealistycznym i niezwykle niebezpiecznym, zagrażającym nam wszystkim. Na naszych oczach niszczy się sztukę dialogu i wszystkie tradycyjne wartości, świętości i kultury. Na zmianę przychodzi coś, co jest zbudowane na zasadzie korzyści i uwielbienia rzeczy, jednocześnie obniża się znaczenie drukowanego słowa i narzuca obraz audiowizualny, wyzwala twórczość od dowolnych kanonów i ograniczeń i czyni się ją przedmiotem sprzedaży.
Takiej cywilizacji potrzebna jest tylko jedna rzecz – konsument – uzupełnia myśliciel, dodając, że żyjemy w czasach, w których bal urządzają burze emocji, głupota i smutek.
Poucza, że są dwie główne formy stosunków i związków między cywilizacjami. Wroga (hostile). Sięga po różne środki, by zniszczyć tradycyjne kultury dowolnego narodu, zmienić jej kod kulturowy poprzez narzucenie kultury z zewnątrz. I przyjazna (friendly). Ta dąży do wzajemnego zrozumienia i szacunku, uznania wolności wyboru przez każdą ze stron.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ Przegląd Prawosławny od początku swego istnienia broni różnorodności kultur i tożsamości oraz dialogu w duchu przyjaźni. W tę mapę wpisuje prawosławie, którego świat nie lubi, a nawet z nim walczy. Tak było w Jugosławii, o której rozpad zadbały siły zewnętrzne, potem te same siły przez 78 dni bombardowały w 1999 roku Serbię, opatrując akcję kryptonimem „Miłosierny anioł”. Tak jest teraz na Ukrainie. Stosując zasadę odpowiedzialności zbiorowej, władze traktują kanoniczną Cerkiew jak jednego z największych wrogów. Stosują siłową, nieraz brutalną walkę z prawosławiem, wzorowaną na walce komunistów z Cerkwią.
Przegląd pisał o Jugosławii, potem Serbii i innych rozbitych niczym lustro bałkańskich państewkach, w czasach, gdy obowiązywała jedna propaganda – diabolizowanie Serbów. Uciekaliśmy od tej narracji szukania „kozła ofiarnego” i zasady zbiorowej odpowiedzialności. Z inicjatywy redaktora naczelnego Przeglądu Prawosławnego Eugeniusza Czykwina wyruszyły do Serbii w latach 90. transporty z pomocą humanitarną. Pisaliśmy, kiedy inne media milczały, i o Pogromie Marcowym, kiedy w ciągu trzech dni – od 17 do 19 marca 2004 roku – Albańczycy wygnali z Kosowa ponad cztery tysiące Serbów, 561 domów spalili, 35 cerkwi zburzyli, siedem wsi zrównali z ziemią. Przedstawialiśmy łamanie praw człowieka podczas tak zwanej humanitarnej interwencji.
Nasza dziennikarka Ałła Matreńczyk regularnie pisze o łamaniu praw ludzi wierzących na Ukrainie, o odbieraniu świątyń i monasterów kanonicznej Cerkwi, o ich burzeniu, o pobiciach duchownych i wiernych.
Jako Przegląd nie godzimy się z teorią szukania wroga, wręcz kreowania go, tylko po to, by ten wróg – ruski, chiński czy islamski – mobilizował wewnętrzne siły państw wroga szukających, wzmacniał ich solidarność i popychał do wspólnych działań. Bo wtedy nie liczą się cierpienia „wrogów” ani tych, których popchnięto do walki z „wrogami”. Jest to neodarwinowska koncepcja rozpalania wojen i rewolucji, nawet jeśli nazywane są kolorowymi czy aksamitnymi, między państwami, religiami i cywilizacjami, czy wewnątrz państw, by upadały pod ruinami własnego chaosu. Mają zwyciężyć najsilniejsi, używając mocy wojennej i finansowej, dziś także technologicznej.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)