Home > Czerwiec 2025 > 15 laty temu zginął arcybiskup Miron – My o Was nie zapomnieliśmy

15 laty temu zginął arcybiskup Miron – My o Was nie zapomnieliśmy

Wieczór wspomnień o arcybiskupie hajnowskim generale Mironie (Chodakowskim) w piętnastą rocznicę smoleńskiej katastrofy, w której zginęło 96 osób, wśród nich nasz władyka, zorganizowała 13 kwietnia przewodnicząca hajnowskiego koła Bractwa św. św. Cyryla i Metodego Lucyna Ruszuk. Pani Lucyna jakby kierowała się słowami Czesława Piętasa, sekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, który po śmierci naszego arcybiskupa powiedział, że najlepszym wyrazem szacunku wobec władyki generała Mirona jest pielęgnowanie o nim pamięci.

Hajnowianie zgromadzili się w nowym domu parafii Świętej Trójcy, wśród nich o. Marek Jurczuk, proboszcz parafii św. Dymitra Sołuńskiego, Lucyna Smoktunowicz, wójt gminy Hajnówka, Włodzimierz Pietroczuk, były starosta powiatu hajnowskiego.

Obecność na spotkaniu wielu hajnowian była wyrazem dobrej pamięci o swoim władyce i ogromnego wobec niego szacunku.

Zostałam poproszona o przypomnienie losów naszego hierarchy jako redaktorka i współautorka książki-albumu „Nieść pokój, kochać ludzi. Arcybiskup generał dywizji Miron (Chodakowski) 1957-2010”, wydanej w rocznicę śmierci hierarchy. Przybliżyłam postać człowieka, którego najkrótsza charakterystyka brzmiałaby: ludzki, radosny, oddany Cerkwi, kochał śpiew cerkiewny i życie monastyczne, powszechnie szanowany i lubiany.

Co się dzieje w 1957 roku? Władze postanowiły rozebrać cerkiew św. Jana Teologa w Supraślu, a prawosławnych wyprowadzić do poewangelickiej kirchy, czyli zatrzeć ostatni ślad po półtysiącletnim istnieniu prawosławnego monasteru, słynnego na całą Słowiańszczyznę. I w tym samym roku rodzi się w Białymstoku w rodzinie Chodakowskich dziecko, któremu nadano imię Mirosław. I oto są już na świecie dwie osoby, od których mocno zależy to, że obitiel dziś istnieje, znów sławi się modlitwą i dziełami sztuki (wysoka sztuka zawsze jest sakralną). Upór o. Aleksego Mularczyka, proboszcza supraskiej parafii i całej wspólnoty, ostudził burzycielską zapalczywość włodarzy województwa. Świątynia bez dachu ocalała i przeszła na własność prawosławnych. Ale monasteru wciąż tu nie było.

I oto metropolita naszej Cerkwi, wtedy władyka białostocki i gdański Sawa, posyła w 1984 roku do Supraśla młodego mnicha – ma 27 lat, pierwszego po półwiecznej nieobecności prawosławnych mnichów w Supraślu. Jest nim Miron (Chodakowski). Służy tu czternaście lat i w wielowiekowej historii monasteru jest chyba najmłodszym jego przełożonym. Jest to czas wskrzeszania pod opieką władyki Sawy monasteru, napełniania go duchowym życiem, gromadzenia mnichów, których wtedy było tu najwięcej, bo dochodziło do siedemnastu. To czas rekonstrukcji szesnastowiecznej cerkwi Błahowieszczańskiej. Czas podwigu.

Przyszedł tu z innego monasteru, trwającego pół tysiąca lat – jabłeczyńskiego św. Onufrego. Miał zaledwie 22 lata, rok po mniszych ślubach, gdy uczyniono go namiestnikiem obitieli nad Bugiem i jednocześnie wykładowcą duchownego seminarium. Jakże musiał wcześnie dojrzewać! Bo tam remont, ogród, łąki, pola, dobytek, a jeszcze i obsługa parafii w Sławatyczach i Holeszowie. I mnisi staruszkowie. On jakby kondensował swe życie, jakby przewidział, że będzie urwane zaraz po pięćdziesiątce. I jakby chciał w tym krótkim życiu zrobić tyle, ile przewidziano na długie. I zrobił.

Gdy miał 41 lat przyjął chirotonię biskupią. Został mianowany władyką hajnowskim i w tym samym roku prawosławnym ordynariuszem Wojska Polskiego. W 2003 roku obronił rozprawę doktorską. Otrzymał wiele odznaczeń cerkiewnych i państwowych, wśród nich Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (pośmiertnie).

Mieszkał w Białymstoku, Warszawie, Jabłecznej, Supraślu. Wiele latał samolotami, m.in. do Kosowa, Czadu, Iraku, Afganistanu, na Wzgórza Golan i w ogóle podróżował, głównie jako ordynariusz. Ale dla niego mała ojczyzna rozpościerała się gdzieś nad Narwią w hajnowskiej ziemi – i o jej roli w życiu hierarchy mówiłam na spotkaniu. Związany był z tą ziemią przez rodziców i ciocię Marię. Tam żyli jego dziadkowie – w Kaczałach, pięć kilometrów od Narwi. Tam spędzał wakacje. Babcia uczyła go czytania po cerkiewnosłowiańsku. Miała księgi przywiezione z Poczajowa i Kijowa. Tam wiedział, gdzie się zbiera grzyby i gdzie wody Narwi są bezpieczne. Pewnie dlatego później bardzo bolał nad tym, gdy dzieci miejscowych sprzedawały swoją ojcowiznę, wybierając sobie klatkę w bloku. I zapewne dlatego, będąc już biskupem hajnowskim, tak chętnie współpracował z miejscowymi władzami, bo dalekosiężną troską otaczał swą małą ojczyznę i jej ludzi.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. Krzysztof Miszułowicz autorka

You may also like
Obchodziliśmy 40-lecie istnienia Przeglądu Prawosławnego
Zespół Katapetasma na 40 leciu Przeglądu Prawosławnego
PADLASKI WIANOK na 40 leciu Przeglądu Prawosławnego
Kocham Was jak swoje Dziecko

Odpowiedz