Podróżując po różnych zakątkach świata miałam okazję przekonać się o sile prawosławnej społeczności. Gdziekolwiek bym nie pojechała, zawsze mogłam spotkać kogoś ,,swojego” i poczuć się jak w domu. Jestem z Podlasia, gdzie prawosławnych jest wielu i dla nikogo nie jest to zaskoczeniem, ale po wyjeździe do Małopolski okazało się, że nie każdy w ogóle wie, że takie wyznanie istnieje. W Krakowie znajduje się jedna cerkiew prawosławna, a w najbliższej odległości też jest ich niewiele. Pojawiały się więc pytania od znajomych ze studiów, czy obchodzę święta, w co tak naprawdę wierzę i czy chodzę do synagogi. Jednak nie o tym ten artykuł, chciałabym natomiast opowiedzieć o swoich doświadczeniach związanych z podróżowaniem w różne miejsca i odwiedzaniem cerkwi także w krajach, gdzie prawosławie nie jest dominujące.
Wyjeżdżając do Ameryki do pracy w samym środku USA – Kansas City, nie zakładałam, że spotkam tam prawosławnych. Szczególnie zważając na fakt, iż był to obóz chrześcijański – prezbiteriański. Ciężko było się tam odnaleźć, gdy wszystko było kompletnie nowe, ale pozostało mi cierpliwie pracować i czekać na zakończenie pracy, żeby móc wyruszyć w podróż i zacząć poznawać piękne miejsca i odwiedzać cerkwie. Jednak jednej cudownej niedzieli, kiedy zbieraliśmy się, aby rozpocząć nowy tydzień pracy, zobaczyłam nowego chłopaka – pracownika, który miał na szyi prawosławny krzyżyk! Moja radość była ogromna, minął już prawie miesiąc od mojego pobytu i ani razu nie miałam okazji nikogo spotkać czy pojechać do cerkwi. Poczułam nadchodzącą nadzieję, wiedziałam, że muszę z nim porozmawiać. Gdy tylko zostały rozdzielone zadania pobiegłam w jego stronę zwracając się niezręcznie: ,,Excuse me, I have to ask you this question, are you Orthodox?” (Przepraszam, ale muszę Ci zadać to pytanie, czy jesteś prawosławny?). Odpowiada: ,,Yes! (Tak!). You? (A Ty?)” i obejmujemy się, jakbyśmy byli starymi znajomymi. Cudowne uczucie i ciepło na sercu, poczułam wtedy siłę prawosławnych więzi. Nareszcie znalazłam swojego w tym obcym świecie. Spędziliśmy później cały wieczór, rozmawiając o tym, jak wygląda prawosławie w Polsce, a jak w USA i pokazując sobie różne zdjęcia. A w kolejnym tygodniu w sobotę i niedzielę udaliśmy się do cerkwi, najbliższa w Kansas City oddalona była o 40 kilometrów – cerkiew św. Piotra i Fewronii. Nareszcie poczułam się jak w domu. A w niedzielę po Liturgii poszliśmy na trapezę wraz z innymi parafianami, gdzie poznałam innych wspaniałych ludzi. Cudownych chłopaków – synów proboszcza o. Zacharego, którzy za każdym razem poprawiali nastrój i opowiadali śmieszne historie. Jeden z nich – Jonathan, wybierał się do seminarium duchownego – Monasteru Świętej Trójcy w Jordanville w stanie Nowy Jork i zapraszał do jego odwiedzenia. Jeździliśmy do cerkwi co tydzień, aż do zakończenia obozu, przynosiło mi to mnóstwo radości i dawało energię na cały tydzień. Jestem wdzięczna Gabrielowi, którego poznałam i który mi to umożliwił. Trudno było rozstać się z tym miejscem i ludźmi, którzy sprawili, że poczułam się jak u siebie.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Aleksandra Zinkiewicz, fot. autorka, Wikipedia.org