Home > Artykuł > Listopad 2022 > Nie osądzajmy

Śmierć starca Efrema z Arizony, nazywanego Apostołem Ameryki, w grudniu 2019 roku odnotowała prasa prawosławna chyba na całym świecie. Jego kielejnikiem przez dwadzieścia lat był hieromnich Efrem, którego już po raz drugi gościliśmy w Polsce. I po raz drugi na spotkanie z nim do Centrum Kultury Prawosławnej w Białymstoku, przyszło bardzo wiele osób. Hieromnich Efrem przybył do nas z dalekiej Alaski, gdzie z błogosławieństwa starca Efrema został kapłanem i duchownikiem małego żeńskiego monasteru na mikroskopijnej wyspie, ukrytej między wyspami Kodiak i Jodłową (nazywaną także św. Germana). Przejście z jednego końca wysepki na drugi zajmuje tylko dziesięć minut. Do najbliższego sklepu trzeba płynąć piętnaście kilometrów łódką, zimą, podczas burz, nawet przez kilka, kilkanaście dni nie sposób wypłynąć w morze. Siostry, a są ich cztery, nie mają bieżącej wody, ani wystarczająco dużo prądu by korzystać z lodówki, zamrażarki czy pralki, drewno na opał też muszą sobie przygotować same.

– Te trudne warunki są pomocne w modlitwie – przyznał prelegent. – A starzec Efrem z Arizony, podkreślał, że powinniśmy się jak najwięcej modlić w ciągu dnia. Także podczas pracy, najłatwiej wtedy, gdy jest prosta. Nauczył się tego od swego starca, św. Józefa Hezychasty. Starzec Józef, żeby pomóc sobie w modlitwie rzeźbił proste drewniane krzyże.

Przechodząc do tematu spotkania „Zagrożenia życia chrześcijańskiego w obliczu przemian globalnych na świecie” hieromnich Efrem skupił się na grzechu osądzania.

Ta pokusa jest bardzo silna zwłaszcza w dzisiejszych czasach, częsta u ludzi, którzy o życiu duchowym wiedzą więcej. Prelegent sięgał do przykładów z życia Świętych Ojców.

W jednym z monasterów był bardzo leniwy mnich. Gdy nadszedł czas jego śmierci, zebrani wokół jego łoża bracia zauważyli, że jest bardzo szczęśliwy. – Dlaczego jesteś taki radosny, przecież nie prowadziłeś skrupulatnego życia mniszego, a teraz czeka ciebie Sąd Ostateczny – zapytał jeden ze zgromadzonych wokół łoża braci.

–Tak, bracia macie rację, nie byłem zbyt dobrym mnichem, ale odkąd przeczytałem w Piśmie Świętym, że jeżeli nie będę osądzał, nie będę osądzony, nigdy nikogo nie osądzałem. Dlatego teraz spokojnie czekam na spotkanie z Chrystusem.

Bracia byli w szoku, że znalazł taką prostą drogę do zbawienia. I teraz w kalendarzu prawosławnym jest dzień poświęcony mnichowi, który nigdy nikogo nie osądził.

Inną historię, o dwóch dziewczynkach niewolnicach, hieromnich Efrem przytoczył za św. Doroteuszem z Gazy (VII wiek). Pierwszą kupiła mniszka i przygotowała do życia w monasterze, drugą prostytutka i wychowała na prostytutkę. Gdy dorosły, obie wpadły w ten sam grzech. Czy Bóg je osądzi za ten grzech tak samo? Św. Doroteusz mówi, że nie. Jedna z nich bowiem miała dobry przykład, druga tylko zły. Tak więc, mimo że popełniły ten sam grzech, Bóg będzie je sądzić w odmienny sposób.

– A my, kiedy widzimy ludzi, którzy grzeszą, nie zastanawiamy się, jakie było ich życie do tej pory – podkreślił prelegent. – Tak więc nasze postrzeganie kogoś, kto zgrzeszył, może być bardzo różne od tego, jak będzie go oceniał Bóg.

I kolejna historia. Pewien mnich zobaczył człowieka, który grzeszył i miał na ten temat osądzające myśli. Wkrótce ta osoba zmarła. Wtedy Bóg wysłał anioła do mnicha z duszą zmarłego, by zadecydował o jej wieczności. Mnich był przerażony tą propozycją. – Dobrze, Bóg ci wybacza, ale bądź uważny i więcej nie osądzaj – powiedział anioł.

Jak unikać osądzania?

Pomocne jest kultywowanie dobrych myśli. Św. Doroteusz z Gazy podaje przykład jak to robić. – Jeśli widzisz mnicha, który ma bałagan w swojej kielii, możesz pomyśleć: „on jest tak zajęty, tyle się modli, tyle pracuje, że nie ma czasu posprzątać”. A kiedy widzisz mnicha, który ma czystą kielię, pomyśl: „ten mnich jest bardzo dokładny i troskliwy, pewnie tak samo troszczy się o swoją duszę”.

Św. Paisjusz ze Świętej Góry Atos mówi o tym, że ludzie zachowują się jak muchy i pszczoły. Mucha znajduje zawsze to co brzydkie, cuchnące, pszczoła to co piękne i pachnące. Święty Paisjusz radzi, byśmy byli tylko jak pszczoły i widzieli dobre rzeczy.

Jeżeli zauważymy w sobie takie osądzające myśli, musimy zrozumieć, że nie ma w nas miłości do danej osoby. Tu prelegent podał kolejny przykład.

Stoimy w kolejce w banku, w tej kolejce stoi też święty. Nagle wbiega ktoś z bronią, okrada bank i ucieka.Myślimy: to jest zły człowiek, trzeba go złapać i ukarać. Święty myśli inaczej: święty poczuje ból serca, współczucie do tej osoby, która to zrobiła, ponieważ rozumie jak wielki grzech popełniła. Pomyśli, że człowiek ten zapewne miał wielkie problemy, ciężkie życie, może nikt nie uczył go o wartościach. I zacznie modlić się o tę osobę, może nawet się rozpłacze, bo tak mu będzie na niej zależeć. Święty doskonale rozumie, że to co zrobił złodziej, jest grzechem, ale ma w sobie tak dużo miłości, że jego myśli nie zawierają osądu.

Być może doświadczyliśmy tego w życiu.

Jeżeli ktoś z naszych bliskich kogo kochamy, popełnił jakieś przestępstwo, zamiast go osądzać, współczujemy mu, próbujemy go zrozumieć i jeśli pojawią się myśli osądzające to nie znaczy, że winny jest ktoś kto to zrobił, tylko my, bo nie kochamy go wystarczająco.

Możemy takie myśli osądzające porównać do lampki, która zapala się w samochodzie, kiedy zaczyna brakować paliwa. Kiedy się więc pojawiają, oznacza to, że brakuje nam miłości do danej osoby i rozwiązaniem jest znalezienie sposobu, w jaki można ją pokochać.

– Wydaje się, że najprostszym sposobem, żeby kogoś pokochać, jest spróbować popatrzeć na niego w taki sposób jak Bóg, ponieważ Bóg za każdym razem kiedy człowiek robi coś złego, nie chce go osądzać, tylko mu współczuje – podkreślił o. Efrem. – Św. apostoł Paweł mówi, że wszyscy jesteśmy członkami tego samego ciała. Jeśli jeden członek cierpi, cierpią także pozostałe.

Do prelegenta skierowano bardzo wiele pytań.

– Jak prawidłowo postrzegać przedwczesną śmierć?

– Śmierć jest smutną i trudną częścią życia, nawet sam Chrystus płakał na wieść o śmierci Łazarza. Ale my, którzy wierzymy w zmartwychwstanie, nie powinniśmy być nadmiernie smutni, wiemy bowiem, że śmierć nie jest końcem, lecz początkiem prawdziwego życia.

Wielu Ojców Cerkwi porównuje śmierć do przejścia z łona matki na świat. Kiedy dziecko się rodzi, płacze, ponieważ traci wszystko co zna i nie zdaje sobie sprawy z tego, że prawdziwe życie dopiero się zaczyna. Należy pamiętać, że ten świat, mimo że piękny i fascynujący, jest jedynie tymczasowy.

Jeżeli ktoś umiera w młodym wieku, jesteśmy smutni, pamiętajmy jednak, że jest to naturalna kolej rzeczy, a może to być dobre dla jego duszy.

Opowiem taką historię. Pani Wassa i jej chory syn bardzo czcili pewnego świętego. Ciężko pracowali, by zbudować pod jego wezwaniem cerkiew, zaprosili wiele ludzi na jej wyświęcenie, przygotowali im poczęstunek. Następnego dnia po uroczystościach chłopak zmarł. Matka była bardzo rozżalona, płakała, pytała Boga dlaczego tak się stało. Któregoś dnia miała widzenie, ujrzała syna i tego świętego w przepięknej scenerii, w chwale. – Czemu płaczesz – zapytał syn. – Twój szloch zakłóca mi spokój w raju. Matka się obudziła, zrozumiała, że jej syn trafił do nieba, że jest mu dobrze. Pozwoliło to jej pogodzić się z jego odejściem.

– Jak odczuć miłość Bożą tam, gdzie znajduje się wasz monaster, na Alasce, gdzie ciemno i zimno?

– To prawda, że na Alasce słońce świeci zaledwie sześć godzin dziennie. Prawdą jest również to, że niektórzy ludzie, kiedy dłuższy czas nie widzą słońca, popadają w depresję.

Ale mamy tam tyle rodzajów piękna. Nasza wyspa znajduje się na Oceanie i mimo że często jest burzowo, deszczowo, ocean ma w sobie dzikie, niezgłębione piękno. Piękno dostrzegamy też w każdym drzewku, w każdym listku, wiele piękna można też dostrzec w drugim człowieku. Jak mówił ojciec Paisjusz, trzeba być pszczołą.

Znam pewien wiersz, w którym autor dziękuje Bogu za wszystkie piękne rzeczy, które stworzył. Ich lista jest tak długa, że wydawałoby się, że znajduje się on w urokliwym miejscu. A tak naprawdę autor przebywał w wiezieniu, mało tego, bywał torturowany. To jest taki ekstremalny przypadek, jak można być pszczołą w trudnych warunkach.

– Czy rozmowa między rodzicami o zachowaniu dorosłych i dzieci, analiza ich zachowania jest osądzaniem?

– Jeżeli mówimy o czyichś grzechach czy błędach, to bardzo prawdopodobne, że będzie to osądzanie. Ale wszystko zależy od tego, co się dzieje w naszym sercu. Jeżeli mówimy, że kochamy tę osobę i staramy się znaleźć rozwiązanie problemu, nie jest to osądzanie. Ale gdy mówimy o tym ze złością, frustracją, jest to osądzanie.

Jest jeszcze jeden sposób rozróżnienia, czy to co mówimy jest osądzaniem czy nie.

Możemy sobie zadać pytanie, czy gdyby osoba, o której mówię weszła do tego pomieszczenia, poczułbym się zawstydzony, czy zachowałbym spokój. Kiedy mówilibyśmy o tej osobie z miłością i szacunkiem, jej wejście nie zaniepokoiłoby nas. Generalnie rzecz biorąc, złota zasada polega na tym, żebyśmy postępowali z ludźmi tak, jakbyśmy chcieli, żeby oni z nami postępowali.

Innymi słowy, jeśli narzekamy lub osądzamy innych ludzi, najlepszym sposobem będzie starać się być wyrozumiałym i cierpliwym w stosunku do nich.

W miarę możliwości należy porozmawiać z tą osobą, powiedzieć, że mamy problem z tym co ona robi, zaproponować znalezienie rozwiązania.

– Jak wychować małe dziecko w miłości do Boga? Jak rodzice powinni postępować, żeby dziecku pomóc?

– Jeżeli mamy miłość do Boga, to w naszym życiu wszystko będzie iść tak, jak należy.

Jeden ze świętych ojców zrobił zabawną rzecz. W trakcie Liturgii, kiedy przyszedł czas na kazanie, zamiast mówić długo, powiedział: „Kochajcie Boga i możecie robić co chcecie”. Ponieważ jeżeli naprawdę będziemy kochać Boga, będziemy posłuszni jego przykazaniom i będziemy kochać innych ludzi. Jeżeli mamy miłość do Boga i miłość do ludzi, wszystko będzie się znajdować się na swoim miejscu. Dlatego najważniejszą rzeczą w wychowaniu dzieci jest nauczyć ich miłości do Boga. I jak dobrze wiemy, dzieci najlepiej uczy się przez przykład a nie jedynie przez słowa.

Kiedy dziecko jest bardzo małe, możemy je zmusić, żeby poszło do cerkwi, ale pewnie dobrze wiecie, że kiedy dziecko rośnie i my nadal zmuszamy je żeby chodziło do cerkwi, osiągamy rezultat odwrotny od zamierzonego.

Dlatego św. starzec Porfiriusz i starzec Paisjusz mówili „niewiele trzeba mówić dzieciom o Bogu ale wiele trzeba mówić Bogu o dzieciach”.

– Mam małe dziecko i brakuje mi czasu na modlitwy poranne i wieczorne, czy powtarzanie modlitwy Jezusowej może je zastąpić?

– Wielu mnichów na Atosie zamiast odprawiać nabożeństwa cyklu dobowego zamienia je na modlitwę Jezusową. I jest to czasami silniejsze niż wyczytywanie całego modlitewnika. Święci Ojcowie mówią, że na krótkiej modlitwie Jezusowej łatwo się skupić. Kiedy wyczytujemy wiele modlitw z modlitewnika, nasz umysł może łatwo uciec w marzenia. A w modlitwie ważna jest nie ilość, lecz jakość. Jeżeli modlę się pięć minut całym sercem, to w oczach Bożych jest to bardziej wartościowe niż modlitwa godzinna bez uwagi.

Jak przygotować się do modlitwy?

– Potrzebujemy na to skupienia, musimy zwolnić, uspokoić nasz umysł. Mój starzec mówił: zanim zaczniemy się modlić, powinniśmy pomyśleć o czymś takim, co sprawi, że zechcemy się modlić, np. możemy pomyśleć o niebie, piekle, Sądzie Ostatecznym, możemy pomyśleć o naszym ulubionym świętym albo o czymś o czym przeczytaliśmy w prawosławnej literaturze. Wystarczy na to poświęcić pół minuty, zmiękczy to nasze serce i zachęci nas do modlitwy. Starzec nazywał to rozgrzaniem serca przed modlitwą.

– Jak pomóc osobie, która jest uzależniona od alkoholu?

– Uzależnienia są niezwykle trudne, bo jest to słabość nie tylko duchowa, ale także cielesna. W związku z tym, że jest to problem i duchowy i cielesny, to i pomocy trzeba szukać zarówno u osób duchowych, jak i specjalistów świeckich.

Święci Ojcowie uczą, że wszystkie namiętności są ze sobą połączone. Tak samo jak wszystkie cnoty są ze sobą połączone, więc jeżeli umacniam się w jednej cnocie to pomaga mi to zdobywać kolejne.

Tak samo jak zaczynam coraz bardziej pogrążać się w jakiejś namiętności, dołączają się kolejne. Tak więc jeśli mam jakąś namiętność, której nie mogę się przeciwstawić, np. alkohol czy papierosy, powinienem znaleźć jakąś cnotę, ją rozwinąć, żebym stał się silniejszy, a to mi pomoże zwalczyć tamtą namiętność. Czyli np. jeżeli nauczę się kontrolować w poście, będzie mi łatwiej kontrolować się w gniewie czy w innych namiętnościach czy w uzależnieniach. Jeżeli osoba uzależniona spróbuje rozwinąć jakąś cnotę, to zauważy, że Bóg daje jej wewnętrzną siłę do tego, żeby pokonać swoje uzależnienie.

Ale uzależniony może zainteresować się też organizacjami, które pomagają w rzuceniu palenia czy piciu alkoholu. Tam może spotkać ludzi, którzy są na takim samym etapie wychodzenia z nałogu albo zakończyły ten proces, mogą więc mu pomóc.

– Jak pogodzić się z samobójstwem bliskiej osoby?

– Samobójstwo jest ogromną tragedią, szczególnie jeśli popełnia je ktoś nam bliski. Mogą nas wtedy męczyć wyrzuty sumienia, że nie byliśmy wystarczająco mili, pomocni, albo że to może nasze zachowanie sprowokowało do takiego kroku.

Kiedy przetestujemy swoje sumienie i zauważymy, że było jakieś nieprzyjemne zajście, wtedy najlepiej pójść się wyspowiadać, ponieważ tylko Bóg może nam wybaczyć. A kolejną rzeczą, którą możemy zrobić, to modlić się za samobójcę. Modlitwa bowiem jest niezwykle silnym narzędziem i bardzo pomaga osobom zmarłym. Opowiem historia z życia św. Józefa Hezychasty. Jego siostrzenica wpadła w złe towarzystwo, które zajmowało się wróżeniem, czarami. Zmarła w bardzo młodym wieku. Św. Józef miał widzenie, że dziewczyna znajduje się w piekle. Bardzo go to zasmuciło, postanowił za nią mocno się modlić. W końcu miał widzenie – zobaczył ją wychodzącą z piekła i zmierzającą do nieba ze słowami „dzisiaj jest mój wielki dzień”. Święty zrozumiał, że ten wielki dzień jest dniem, w którym Bóg wysłuchał jego modlitw i przeniósł jej duszę z piekła do nieba.

Św. Józef Hezychasta miał też inne widzenie – widział w niebie batiuszkę, który go ochrzcił. Ten batiuszka mu powiedział: „Kiedy żyłem, myślałem, że tylko pominanije ludzi na Liturgii pomaga wydostać się z piekła, a teraz widzę, że modlitwy ludzi, którzy nie są duchownymi, pomagają takim duszom”. Św. Józef Hezychasta nie miał święceń kapłańskich, był tylko mnichem. Dlatego też mój starzec Efrem bardzo często powtarzał, że powinniśmy znajdować czas, aby się modlić za dusze zmarłych, bo ci ludzie sami nie są w stanie sobie pomóc.

– Jak prawosławni postrzegają kremację ciał po śmierci?

– Cerkiew uczy, że nie powinniśmy kremować ciał, a to dlatego, że szanujemy ludzkie ciało, a szanujemy ludzkie ciało, bo podczas drugiego przyjścia Chrystusa, podczas Sądu Ostatecznego Bóg zjednoczy nasze ciała z naszą duszą. I nasze ciało przybierze nową formę, będzie to nowy rodzaj życia.

W związku z tym kremacja jest okazaniem braku szacunku dla ciała, które czeka na zmartwychwstanie.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Zrelacjonowała

Ałła Matreńczyk

fot. Anna Radziukiewicz, pravoslavie.ru