Home > Artykuł > Najnowszy numer > Święty Jan Chrzciciel

11 września Cerkiew wspomina śmierć św. Jana, ostatniego proroka Starego Testamentu, którego zwiemy także „Zwiastunem” (cs. Priedtiecza) i Chrzcicielem Pańskim. Od strony formalnej ta śmierć była triumfem grzechu nad świętością – oto wielki prorok umiera, natomiast winni jego śmierci i godni politowania ludzie – triumfują. W istocie jest to iluzoryczny triumf zła, ponieważ sprawcy już wydali wyrok na samych siebie. Natomiast śmierć ostatniego starotestamentowego proroka była triumfem sprawiedliwości Bożej. Tej, która jednakowo postrzega i poddanego, i króla, która nie stara się przypodobać temu „światu”, która nie zna podwójnych standardów, ani nie pochwala „zdrowego rozsądku”, każącego podlizywać się możnym i wpływowym ludziom. Absurdalna śmierć?

Śmierć Jana Chrzciciela nosi znamiona niedorzecznej, absurdalnej, niewspółmiernej do jego osoby. Obrazowo można ją przyrównać do śmierci żołnierza, który po miesiącach ciężkich bojów na pierwszej linii frontu ginie podczas urlopu w wypadku samochodowym z winy pijanego kierowcy. Byłoby bardziej zrozumiałe, gdyby król kazał ściąć proroka za jego zuchwałość, ale w Ewangelii czytamy, że Herod (…) czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał (Mk 6,20). Tetrarcha Galilei i Perei był nie tyle „królem”, co niejako rzymskim gubernatorem – bez wielkiej władzy, lecz upoważnionym do zapobiegania buntom i usuwania niewygodnych ludzi. Z łaski rzymskich mocodawców wiódł biesiadno-próżniacze i dość rozwiązłe życie, co dla rodaków, żyjących wedle Prawa, było zgorszeniem.

Jan stał się ofiarą lekkomyślności tego nikczemnego człowieka, bezwolnego, bezmyślnego, władcy, który najpierw bez zastanowienia złożył obietnicę, a później w swej próżnej dumie bał się wycofać dane słowo. W jeszcze większym stopniu padł ofiarą intrygi dworskiej, stał się zakładnikiem zdeprawowanej, mściwej matki i jej córki, która swą nieświadomą, wyuzdaną zmysłowością zauroczyła podchmielonego władcę. Herodiada, wnuczka Heroda Wielkiego, najpierw poślubiła swego stryja Heroda Filipa, po dwudziestu latach małżeństwa rozwiodła się i poślubiła brata pierwszego męża, Heroda Antypasa, który z kolei rozwiódł się ze swą żoną, córką Aretasa IV, króla Nabatejczyków. Również dwuznaczne moralnie i dziwaczne były koligacje rodzinne jej zmysłowej córki Salome. Była pasierbicą tetrarchy Galilei, a jej dziadem ze strony ojca i pradziadem ze strony matki był ten sam Herod Wielki. Jej późniejsze życie to pogwałcenie wszelkich norm moralnych i obyczajowych. W świetle prawa żydowskiego wszystkie te związki małżeńskie były niedopuszczalne i kazirodcze. Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego będzie ukarany śmiercią, i cudzołożnik, i cudzołożnica. (…) Ktokolwiek bierze żonę swojego brata, popełnia kazirodztwo. Odsłonił nagość swojego brata będą bezdzietni (Kpł 20,10.21). Jan nie mógł postąpić inaczej, jak napiętnować grzeszny związek Heroda Antypasa z Herodiadą: „Nie wolni ci mieć żony brata twego”. Urażona w swej dumie zdeprawowana, bezwzględna rozpustnica uknuła zręczny spisek, doprowadziła do jego uwięzienia i ścięcia, znieważając jeszcze na ostatek jego głowę. Skoro nawet faryzeusze nie ośmielali się kwestionować autorytetu proroka i jego chrztu (por. Łk 20,4-7), to taka śmierć niezwykłego człowieka wydaje się absurdalna, całkowicie poniżej jego godności.

Absurdalność całej tej sytuacji polega na tym, że życie i śmierć proroka znalazły się nie tyle w rękach króla, co jego otoczenia. Tych, którzy umieli nim manipulować, umiejętnie grając na jego uczuciach i słabościach. Wielkie, znaczące wydarzenia często są konsekwencją czyjegoś kaprysu lub podłego charakteru. Nie należy doszukiwać się w decyzjach możnych tego świata jakiejś nadzwyczajnej głębi, strategii, dalekowzroczności i mocnych argumentów. Niekiedy ci „wielcy” ludzie kierują się małostkowymi pobudkami: tchórzostwem, głupotą, chciwością, zawiścią lub mściwością, których skutki są wielkie stosownie do rangi tych osób.

Największy z proroków

Chrystus osobiście i jednoznacznie potwierdził autentyczną wielkość Jana, jako doskonałe zwieńczenie całej przygotowawczej epoki Starego Przymierza. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana (Mt 11,13), ale zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on (Mt 11,11). Dlaczego? Gdyż Bóg-Słowo wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dał moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili (J 1,12-13). Ludzie w pełni gotowi do wypełnienia roli pośredników między Bogiem i ludem zdarzali się rzadko i należeli raczej do chlubnych wyjątków. Bóg powoływał proroków, aby ci przemawiali w Jego imieniu i oznajmiali Jego polecenia. Mieli za zadanie pomagać ludziom zrozumieć wolę Bożą w aktualnej teraźniejszości, uczyli rozpoznawać „znaki czasu”. Byli duchowymi przywódcami narodu wybranego, podtrzymywali go na duchu, przypominali o jego tożsamości, nawoływali do godnego życia, napominali, nierzadko grozili. Przylgnęło do nich określenie „widzących” (por. 1 Sm 9,8-9), jednak to miano stało się dwuznaczne, wręcz negatywne, za sprawą „zawodowych” jasnowidzów na usługach władców. Uzurpowali oni sobie zaszczytne miano proroków, lecz w istocie utrzymywali się z przepowiedni. Mówili to, co chciał usłyszeć ich mocodawca, toteż ich potępienie było surowe. I rzekł Pan do mnie: Prorocy ci głoszą kłamstwo w moje imię. Nie posłałem ich, nie dawałem im poleceń ani nie przemówiłem do nich. Kłamliwe widzenia, zmyślone przepowiednie, urojenia swych serc – oto co wam przepowiadają. (…) Nie posłałem tych proroków, lecz oni biegają; nie mówiłem do nich, lecz oni prorokują (Jr 14,14; Jr 23,21).

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk