Home > Artykuł > Czerwiec 2023 > Cerkiew pełna świętych

Chociaż cerkiew Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja w Rzeszowie jest oddalona od centrum, łatwo do niej dojechać. Parafialna posesja przy ul. Cienistej sąsiaduje z cmentarzem komunalnym na Wilkowyji, obok jest pętla autobusowa. Świątynię, która swą architekturą nawiązuje do gorlickiej, zaczęto budować w 2010 roku, wyświęcono trzy lata później. Obok stoi, postawiona w 2007 roku, kapliczka. Obie służą tutejszym wiernym.

Prawosławie ma tu średniowieczną metrykę. Miasto zostało lokowane na prawie niemieckim jeszcze przed 1340 rokiem. W okolicach obecnej ulicy Kochanowskiego położona była Ruska Wieś, przyłączona w 1904 roku do miasta. Według zapisków Sądu Grodzkiego w Przemyślu z 1499 roku, w Rzeszowie przed unią stały trzy cerkwie prawosławne i dwa monastery – św. Mikołaja oraz św. Jana Chrzciciela na Staromieściu. Ale prawosławia nie chciała w swych dobrach Katarzyna Wapowska, kasztelanka przemyska. Około 1580 wydała nakaz, aby w jej dobrach wszystkich ruskich popów zmienić w łacińskich księży.

Nastał wiek XXI. Arcybiskupowi przemyskiemu i nowosądeckiemu Adamowi bardzo zależało na restytuowaniu tutejszej parafii. I z woli Bożej, dzięki wstawiennictwu świętego Mikołaja, w 2004 roku, po kilkuwiekowej przerwie, parafia powstała. Trud budowania wspólnoty powierzono o. Jerzemu Mokrauzowi, który dojeżdżał siedemdziesiąt kilometrów z Przemyśla. Po nim obowiązki przejął o. Jarosław Kadyło, dojeżdżający też siedemdziesiąt kilometrów z Zapałowa. Modlono się w różnych miejscach, wynajmowanych pomieszczeniach, mieszkaniach prywatnych. Jednocześnie szukano działki, na której cerkiew można by było zbudować. Problemów nie brakowało, dzięki Bogu, wiary też nie. I tak w 2007 roku, już na działce przy Cienistej, powstaje cerkiewka.

W 2009 roku opiekę nad wspólnotą obejmuje o. Dariusz Bojczyk. To jego pierwsza parafia, wraz z matuszką Martą nie szczędzą sił. To daje owoce. – Kiedy tu przyszliśmy, na nabożeństwa przychodziło osiem osób – mówi batiuszka. Służył Liturgie, a także akafisty do św. Mikołaja i św. Spirydona. Przychodziły jednostki, ale w uszach brzmiały mu słowa władyki Jeremiasza: „Służ, nie ustawaj, ludzie przyjdą”. I tak się stało. Ludzie przyszli na nabożeństwo i zostali „na herbatę”. To pomysł podpatrzony z Podwala, wyjaśnia o. Dariusz. Takie spotkanie jest jak przedłużenie nabożeństwa. I choć na plebanii jest sala przewiedziana na takie spotkania, to nieraz była za mała. Spotkania po nabożeństwach odbywają się w tymczasowej cerkiewce, która nadal służy wiernym. Tu odbywają się chrzty, wykłady i dyskusje, rozmowy na nurtujące wiernych pytania i przysłowiowa kawa z ciastkiem. To wciąż cerkiew, więc nie je się tu mięsnych potraw. Jest już stała grupa ludzi, którzy zajmą się przygotowaniem wody, naczyniami, sprzątaniem, tak jak i drobnymi naprawami przy głównej cerkwi, dbaniem o jej otoczenie. To pozwala choć trochę obniżyć wydatki, których jest wiele. Ale najważniejsze, że takie prace budują poczucie, że parafia i cerkiew nie należą do tylko proboszcza. Jak wiele znaczy wspólnota, okazało się zwłaszcza przed rokiem, kiedy wojna wygnała tysiące ludzi z domów. W cerkiewce zebrano środki czystości, ubrania, żywność dla dzieci. Tutaj, przy Cienistej, ludzie otrzymywali pokrzepienie duchowe, ale też wpierali się wzajemnie w załatwianiu formalności, szukaniu pracy, organizowaniu życia na obczyźnie. O. Bojczyk, jako kapelan straży granicznej, był na granicy kiedy tylko mógł, a wspomnienie wycieńczonych, brudnych i chorych uciekających czy ojców żegnających żony i dzieci, sprawia że jego oczy stają się wilgotne. Podporą duchową w tych dniach, ale i we wszystkich innych trudach, jest arcybiskup przemyski i gorlicki Paisjusz.

– Staraliśmy się mieć czas na rozmowę z każdym – opowiada o. Dariusz. – Parafia różni się od innych na Podkarpaciu, jest międzynarodowa. Są Polacy, Białorusini, Ukraińcy, Rosjanie, Mołdawianie, Gruzini, Francuzi, jest rodzina romska. To studenci, emigranci wojenni i ci, którzy do Rzeszowa czy okolic przyjechali za pracą. Są różne mentalności, trzeba je uszanować, ale przede wszystkim pilnować porządku. – To pozwala budować jedność. U nas każdy będzie przyjęty, miejsca na nacjonalizmy czy podziały nie ma – podkreśla batiuszka. Katecheza nie tylko dzieci, ale i dorosłych jest bardzo potrzebna. Ludzie ze Wschodu często są przesiąknięci różnymi zabobonami. Na przykład udało się nauczyć wiernych, że nie ma spowiedzi w czasie Liturgii. Można przyjść na nabożeństwo w sobotę, umówić się z duchownym w tygodniu.

Są i konwersje z katolicyzmu na prawosławie. Na taki krok batiuszka daje rok. Trzeba poznać Cerkiew, posty, przeżyć roczny cykl życia liturgicznego.

Rzeszów to miejsce cudów. Bo jak nie cudem nazwać jeden z pierwszych chrztów, jakie przyszło udzielać o. Dariuszowi? Prawosławnym chrześcijaninem chciał się stać dotąd niewierzący osiemdziesięcioparolatek.

Tutaj czuje się obecność i pomoc wielu świętych. Jest święty Mikołaj Cudotwórca, jako opiekun cerkwi obecnej i tej sprzed wieków, spina dzieje rzeszowskiego prawosławia. Od samego początku modlitwy były ku niemu kierowane. Jest święty Spirydon Cudotwórca. Jego kult rozwinął się tutaj, jeszcze zanim w 2015 jego relikwie przybyły do Polski. Kiedyś, w listopadzie 2009 roku, przyszedł mężczyzna ze Wschodu z prośbą o modlitwę „za biznesy”, potem był film, a w nim informacja, że właśnie święty z Korfu jest opiekunem przedsiębiorców. Już w grudniu, w dniu jego pamięci była Liturgia. Teraz po kilku latach, odprawiane są akafisty, a świąteczna Liturgia, mimo że zbiega się z katolickim Bożym Narodzeniem w większości gromadzi właśnie katolików. Z radością opowiadają oni o pomocy świętego, bliskości, jeżdżą na Korfu. Są i inne owoce pielgrzymowania. Kiedyś na pielgrzymkę na Świętą Górę Atos pojechał pewien rzymski katolik, lekarz. Po trzech miesiącach rzeszowski proboszcz organizował kolejną, bo wspomniany pielgrzym zachęcił swoich kolegów.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Natalia Klimuk, fot. autorka