Białowieżę w XX wieku zamieszkiwało wiele barwnych, oryginalnych postaci. Jedną z nich był Sergiusz Buszko. Znajomi nadali mu przydomek „Wicherek”, tak jak nazywano dziennikarza Czesława Nowickiego, który w latach 1958-1972 prezentował pogodę w programie I Telewizji Polskiej. Białowieski „Wicherek” pracował natomiast jako obserwator meteorologiczny, w randze laboranta. Białowieżanie, spotykając go na ulicy, często zagadywali o prognozę pogody. Pan Sergiusz odpowiadał żartobliwie, do śmiechu, czym zjednywał sobie sympatię wszystkich.
Urodził się 10 marca 1905 roku w Białowieży, w chłopskiej rodzinie Trofima i Olgi. Miał pięcioro rodzeństwa. Kiedy ukończył dziewięć lat, cała jego rodzina, podobnie jak większość białowieskich, została zmuszona do ucieczki przed Niemcami w głąb Rosji. Buszkowie trafili do guberni saratowskiej. Przemieszkali tam siedem lat. Sergiusz w tym czasie nauczył się czytać i pisać, a potem zaczął uczyć innych. Dzięki niemu alfabet poznało aż trzydzieści osób. Do Białowieży rodzina powróciła w 1921 roku.
Do wybuchu II wojny światowej Sergiusz pracował na ojcowskiej gospodarce. Jesienią 1939 roku, gdy Białowieża znalazła się w granicach ZSRR, podjął pracę na poczcie. Ponieważ był pilny i zdolny, dość szybko awansował na starszego agenta pocztowego. Nastał jednak czerwiec 1941 roku. Podczas pierwszych dni okupacji niemieckiej omal nie stracił życia. Już widział wycelowany w siebie pistolet, na szczęście wyratował go od śmierci w ostatniej chwili kasjer Kościelecki. Sergiusz był zmuszony porzucić rodzinną miejscowość. Okupację spędził w Brześciu nad Bugiem. Do domu powrócił w 1945 roku i znów podjął pracę na poczcie. Jako pocztowiec pracował do końca 1950 roku.
W 1951 roku Instytut Badawczy Leśnictwa poszukiwał kandydata na stanowisko obserwatora w miejscowej stacji meteorologicznej, mieszczącej się na terenie Parku Pałacowego. Pan Buszko postanowił spróbować swych sił w nowej dziedzinie. Przyjęli go chętnie, bo w swym środowisku miał opinię pracownika uczciwego i solidnego. Przełożeni Buszki nigdy nie żałowali swojej decyzji. Pan Sergiusz bardzo polubił nowe obowiązki, starał się wykonywać je wzorowo. Przez dłuższy czas pracował także w kasie pożyczkowej swego zakładu. I tak minęło dwadzieścia siedem lat. Trudno uwierzyć, ale w tym czasie Sergiusz Buszko nie opuścił ani jednego dnia pracy. A charakter obowiązków był taki, że trzeba było jeździć na stację meteorologiczną każdego dnia, także w niedziele i święta, bo o wolnych sobotach wówczas jeszcze nikt nawet nie marzył. Każdego dnia, trzy razy o wyznaczonej godzinie, pan Sergiusz musiał stawić się na stacji i spisać z przyrządów dane meteorologiczne. Ludzie w Białowieży twierdzili, że na podstawie jego przejazdów na stację można było regulować zegarki.
Białowieski „Wicherek” wykonał łącznie 29 646 obserwacji. – Swoje termometry i inne przyrządy – mówiła mi jego żona Wiera – cenił bardziej niż pług i kosę. – Czasami prosiłam go: „Chodź zwieziemy zboże. Jak się spóźnisz o jedną godzinę, nic się złego nie stanie”. Ale gdzie tam! Tylko burknie na mnie i już nic nie mówiłam. On nigdy nie chodził do lekarza, nie brał żadnych zwolnień. Gdy trzeba było sporządzać miesięczne czy innego rodzaju sprawozdania, mógł siedzieć do godziny drugiej w nocy. Meteorologii oddał całego siebie.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
Piotr Bajko