Home > Artykuł > Najnowszy numer > W kolejce do Pana Boga

Makówka to jak przedmieścia Narwi. W Narwi zbiegają się drogi (coraz lepsze) z Białegostoku i Hajnówki, Bielska Podlaskiego i różnych gminnych miasteczek – Gródka, Michałowa, Narewki, Zabłudowa. To ważne. Bo tu w Makówce rośnie kompleks budynków o funkcji zupełnie nietypowej dla wsi i to w skali kraju – hospicjum. I to z jakim rozmachem! A wszystko dla komfortu chorych!

Po dziesięciu latach prowadzenia hospicjum domowego w gminach Michałowo, Gródek, Zabłudów, Narew i Narewka, Fundacja Hospicjum Proroka Eliasza z siedzibą w Michałowie podjęła się zadania niewykonalnego – tak mi się zdawało na początku. Bo i skąd pozyskać piętnaście milionów złotych potrzebnych na inwestycję? Prezes Fundacji, doktor nauk medycznych Paweł Grabowski, jednocześnie poeta, uruchomił intuicję poetycką, zamiast pochylić się nad praktyczną kalkulacją – myślałam. Pomyliłam się. Dziś na skraju Makówki stoi pod dachem – „blachy na dachy” ofiarowała spółka Pruszyński – z wstawionymi oknami i drzwiami parterowy budynek, którego długie skrzydła przecinają się w kształcie krzyża. W nim dwuosobowe sale dla 36 chorych, z łazienkami. W razie potrzeby można do tych pokoi dostawić trzecie, a nawet czwarte łóżko. I tu – uwaga! – przewidziano sytuację absolutnie wyjątkową. Sąsiednie łóżko obok chorej, umierającej, żony może zająć jej mąż, czy na odwrót. Jakże często pracownicy domowego hospicjum słyszą od małżonków: „My do końca życia razem”. I to ich pragnienie bycia razem do ostatniego tchnienia tylko w Makówce będzie spełnione.

W każdej sali duże okno, właściwie drzwi prowadzące na zadaszony taras, ciągnący się wzdłuż wszystkich skrzydeł kompleksu. Przez nie można będzie wywozić chorych nawet na łóżku na świeże powietrze.

– Nasi chorzy pochodzą z niewielkich miejscowości – mówi dr Ewa Stankiewicz, pracująca w Fundacji. – Są zrośnięci z przyrodą. Niech więc zatopią swój wzrok w błękicie nieba, a nie tylko w bieli sufitu. Wśród pacjentów mamy i tych, którzy poruszają się o własnych siłach. Dla nich będzie duży ogród, okalający kompleks, położony na skraju lasu. W nim będą mogli pielęgnować kwiaty i warzywa.

Obok, scalony łącznikiem w jeden kompleks, piętrzy się wyższy budynek. W nim będzie kuchnia, wypożyczalnia sprzętu rehabilitacyjnego i sala rehabilitacyjna. Będzie, jak tu określają, „przedszkole dla chorych”. Ci, którzy korzystają z domowego hospicjum, a w tej chwili jest takich osób około czterdziestu w pięciu gminach, będą mogli przybywać na dzień – by być z innymi, ćwiczyć, czegoś się nauczyć i dać kilka godzin wytchnienia swoim domowym opiekunom.

W hospicjum są szerokie korytarze, niczym nawa cerkwi czy kościoła. I taką funkcję też będą pełnić. Powstanie tu ekumeniczna kaplica. Gdy będą w niej sprawowane nabożeństwa – prawosławne czy katolickie – ci z niemocą będą wywożeni na korytarz na wózkach, a nawet łóżkach i przy otwartych drzwiach kaplicy brać udział we wspólnej modlitwie albo śledzić ją na monitorze w sali.

Doktor Ewa – cicha, skupiona, drobna, porusza się między narodzinami i śmiercią. Jest pediatrą. W Białymstoku przyjmuje dzieci, po czym jedzie na wschodnią Białostocczyznę, by ulżyć pacjentom, pogrążonym nieraz w ogromnym cierpieniu.

– Z wiarą? – zagaduję delikatnie.

– Bez wiary w Boga, bez perspektywy życia wiecznego nie wyobrażam sobie towarzyszenia umierającym. Dla nas, wierzących, śmierć jest elementem życia. I nic nie jest na świecie tak pewne, jak to, że każdy z nas umrze. Ja też. Jestem na tej samej drodze co mój pacjent, tyle że każda z dróg ma inną liczbę zakrętów i długość przed sobą. To stwarza jakąś płaszczyznę uczciwości w rozmowie z pacjentem i towarzyszenia mu, a nie realizacji li tylko procedur.

– Nie proszą cierpiący o śmierć? – pytam.

– O eutanazję? Nikt – odpowiada dr Ewa. Nikt, kto jest kochany i kim się opiekuje rodzina i my – lekarze, pielęgniarki, opiekunki z hospicjum. Bo ich życie ma sens, tak samo jak i cierpienie. Chcą je przeżyć godnie do końca. Oczywiście mamy pacjentów, starszych, przygotowanych na śmierć, nawet jej oczekujących. Pokazują węzełki, w których złożone jest ubranie do trumny.

Piękne jest towarzyszenie chorym, nieraz niedołężnym, nieporadnym, pomarszczonym. Obserwowałam pewnego dziadka, cicho odchodzącego, otoczonego wnukami, bawiącymi się obok niego puzzlami na podłodze. Patrzył na nie. One były blisko dziadka. Ileż było tam wzajemnej miłości!

– Widziałam i odchodzenie matki pięciorga dzieci. Najmłodsze miało siedem, najstarsze osiemnaście lat. Ta matka pięknie przygotowała dzieci na swoją śmierć. Mówiła im, że ich nie porzuca, że przeniesie się tylko do innej rzeczywistości, doskonalszej i tam będzie na nie oczekiwać. Był płacz? Tak. Ale i ciche ukojenie. Widzi pani – zwraca się do mnie doktor Ewa – bez perspektywy Boga nie da się przyjąć cierpienia i śmierci.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz, fot. autorka

Główne konto Fundacji

Dokonując wpłaty na ten rachunek wspieramy opiekę nad pacjentami Hospicjum Domowego oraz zapewniamy funkcjonowanie Fundacji.

Bank Spółdzielczy w Białymstoku

oddział w Michałowie

52 8060 0004 0551 0139 2000 0010.

dla wpłat z zagranicy:

SGB-Bank S.A. SWIFT/BIC

CODE: GBWCPLPP,

PL 52 8060 0004 0551 0139 2000 0010.

Konto budowy Hospicjum

Stacjonarnego w Makówce

ING Bank Śląski

oddział w Białymstoku

81 1050 1953 1000 0090 3150 6141

dla wpłat z zagranicy

ING Bank Śląski SWIFT/BIC

CODE: INGBPLPW

PL 81 1050 1953 1000 0090 3150 6141.