Home > Artykuł > Grudzień 2021 > Skarby górnej Raty

Roztocze Wschodnie, styk Lubelszczyzny i Podkarpacia, Polski i Ukrainy. I tu właśnie płynie sobie malutka rzeczka Rata, która w naszej opowieści odegra rolę kluczową. Tuż bowiem obok jej źródła powstała ongiś ruska wieś. Pierwsze o niej wzmianki pochodzą wprawdzie z roku 1444, ale wiadomo, że metrykę ma dużo starszą, co najmniej XII-wieczną. Wioska, leżąca współcześnie (dosłownie i w przenośni) na samym końcu naszego kraju, odegrała niegdyś niezwykle ważną rolę w historii państwa Wiślan, Rusi Kijowskiej, potem Ukrainy, a także prawosławia.

Werchrata (ukr. Верхрата) nazwę wzięła od wspomnianego górnego biegu rzeczki Raty, bo przecież po rusku werch to góra. Zachowana tu, pomimo tylu kataklizmów i polonizacji, tradycja jednoznacznie wiąże ją z prawosławiem, wywodzącym się od świętych Cyryla i Metodego oraz z pobliskiej Rusi. A wszystko to za sprawą monasteru, który powstał na wierzchołku pobliskiego wzniesienia. Od niepamiętnych czasów nosi ono nazwę Monastyr, choć miejscowi wymawiają to jako Monastyrz. Jak zwał tak zwał, ważne, że nazwa oznacza to co oznacza i nikt nie próbuje twierdzić inaczej. Choć jeśli chodzi o szczegóły, to już żadnego konsensusu pomiędzy chrześcijanami wschodnimi i zachodnimi tu nie ma. Ale po kolei.

Zgodnie z tradycją, prawosławny oczywiście monaster powstał już w XII wieku. Jakie wezwanie nosił, trudno ustalić. Za to z pewnością wiemy, że na początku XIV późniejszy prawosławny metropolita kijowski Piotr założył w Werchracie monaster Przemienienia Pańskiego. Monaster zwany „Piotrowym” był znaczącym centrum ikonograficznym i odegrał ważną rolę w rozwoju życia zakonnego Księstwa Halicko-Wołyńskiego.

Ale zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy samym metropolicie Piotrze, gdyż postać to nietuzinkowa, zasługująca z pewnością na baczniejszą uwagę. Urodził się na pobliskim Wołyniu w drugiej połowie XIII wieku, z pobożnych rodziców Teodora i Eupraksji. Według żywota świętego, jeszcze przed narodzinami syna w sennej wizji Pan objawił Eupraksji szczególną łaskę dla jej potomka. Mówią, że mały Piotruś był bardzo nierozumny, ale dzięki cudownemu pojawieniu się pewnego świętego męża „usta Piotra otworzyły się, a myśli rozświetliły”. W wieku dwunastu lat wstąpił do monasteru. Przyszły święty uważnie studiował Pismo Święte i nauczył się ikonografii. Napisane przez niego ikony były rozdawane braciom i pielgrzymom odwiedzającym klasztor. Wiadomo, że to właśnie on napisał pierwszą cudotwórczą ikonę moskiewską, nazwaną Petrowskaja. Ale to będzie kiedyś, w przyszłości. A na razie za cnotliwe życie ascetyczne ihumen klasztoru wyświęca mnicha Piotra na hieromnicha, który po wieloletnich podwigach prosi o zgodę na opuszczenie klasztoru i możliwość osiedlenia się w pustelni. Zgodę otrzymuje.

Udaje się więc do leśnej głuszy nad źródła Raty (stąd jego przydomek Piotr Rateński) i tam buduje swą pustelnię. Bliskość posadowionego nieopodal na wzgórzu monasteru z pewnością pomaga mu w prowadzeniu prawidłowego życia duchowego oraz w wykonywaniu posługi kapłana. Na co dzień zaś, oprócz modlitwy, zajmuje się działalnością ikonopisarską. I tu właśnie napisze swą łaskami słynącą ikonę Bogarodzicy, do dziś zwaną Werchracką. Wizerunek ten przez całe wieki przyciągał tutaj tłumy wiernych, chorych i potrzebujących.

Monasteru dawno już nie ma, ale pamięć o ikonie w narodzie się przechowała. Jaką więc cudotwórczą moc musiała mieć, skoro nadal się o niej pamięta? Co się z nią stało, nie wiadomo. Ukraińcy twierdzą, że mają ją u siebie, w monasterze św. Mikołaja w Krechowie. Czy jest to oryginał, czy któraś z wielu cudotwórczych kopii, trudno orzec. Nie trzeba jednak jechać aż na Ukrainę, by się jej pokłonić. Ale o tym poniżej, a teraz wróćmy jeszcze do Piotra Rateńskiego.

Niedługo było mu dane cieszyć się samotnością. Wybrano go bowiem ihumenem monasteru z pobliskiego wzgórza. Zawsze łagodnie pouczał swoje duchowe dzieci, nigdy nie gniewał się na winnego brata, nauczając wyłącznie słowem i przykładem własnym. O cnotliwym ascecie stało się więc głośno daleko poza jego siedzibą. Nawet książę halicki Jurij Lwowicz często przychodził do klasztoru, aby posłuchać duchowych pouczeń.

Pewnego dnia werchracki monaster odwiedził metropolita Maksym, który objeżdżał ziemię ruską z arcypasterskim słowem. Przyjmując błogosławieństwo, ihumen Piotr ofiarował mu swoją ikonę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, przed którą św. Maksym do końca życia modlił się o zbawienie powierzonej mu przez Boga Rusi.

W 1299 metropolita Maksym opuścił Kijów i osiadł we Włodzimierzu nad Klaźmą. Niezadowolony z tego wielki książę Jurij Lwowicz postanowił powołać własnego metropolitę. W tym celu wybrał Piotra i wysłał go do Konstantynopola, by został wyświęcony. W międzyczasie zmarł metropolita Maksym. Wtedy patriarcha Atanazy na prośbę kniazia Jurija wyświęcił Piotra już nie jako metropolitę halickiego, ale całej Rusi.

Po powrocie do domu nowy władyka przez rok przebywał w Kijowie, ale niepokoje zagrażające miastu zmusiły go, jak i jego poprzednika, do zamieszkania we Włodzimierzu nad Klaźmą, skąd w 1325 na prośbę wielkiego księcia Iwana Kality przenosi katedrę metropolitalną do Moskwy. Jest to więc epokowe wydarzenie w dziejach ziemi rosyjskiej, gdyż właśnie od czasów metropolity Piotra Moskwa stanie się siedzibą zwierzchnika ruskiego prawosławia.

Piotr umiera rok później i zostaje pochowany w ścianie soboru Zaśnięcia Matki Bożej, w trumnie, którą sam sobie przygotował. Po trzynastu latach zostaje zaliczony do grona świętych. Od tego czasu przy jego trumnie książęta ruscy całowali krzyż jako znak wierności Wielkiemu Księciu Moskiewskiemu. Przy jego grobie wybierano moskiewskich arcypasterzy, a kroniki podają, iż żadne znaczące przedsięwzięcie państwowe nie było wówczas realizowane bez modlitwy przy moszczach św. Piotra. Przypominam świętego Piotra Rateńskiego, który przez wiele lat prowadził podwig na polskim dziś Roztoczu, w monasterze, którego już nie ma, ale we wsi, która – sława Bogu – nadal istnieje.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Paweł Krysa

fot. Autor