Home > Artykuł > Maj 2021 > Kosowski kapłan i wykładowca

Kosowski kapłan i wykładowca

Rozmowa z o. Dejanem Krsticiem z Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, duchownym parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Niszu, wykładowcą prizreńskiego seminarium duchownego św. św. Cyryla i Metodego

Co skłoniło Ojca do podjęcia decyzji, aby zostać kapłanem?

– Urodziłem się i wychowałem w typowej socjalistycznej rodzinie jugosłowiańskiej. W naszej rodzinie nie było duchownych ani mnichów. Mimo że moja siostra i ja zostaliśmy ochrzczeni czterdzieści dni po narodzinach i obchodziliśmy z bliskimi krsną slavę, czyli czciliśmy pamięć świętego patrona rodziny, to jednak w naszym domu nie praktykowano wiary, z wyjątkiem sfery obyczajów lub folkloru. Chwała Bogu, całe miasto Prizren, w którym dorastałem, było „nasycone” prawosławnymi tradycjami, co przejawiało się w zwyczajach ludowych, tradycyjnej edukacji domowej, a nawet miejskiej architekturze. Zatem w okresie, kiedy młodzi ludzie zaczynają zadawać sobie pytania o cel i sens życia, wiara i tradycje Cerkwi prawosławnej stały się dla mnie prawdziwym skarbem, który odkryłem dla siebie. W tym szczególnym wieku młodzież zwykle „wędruje” przez życie w duchowych poszukiwaniach. Wydaje mi się, że w tamtym okresie Bóg pokierował mną w odpowiedni sposób i uczynił mnie takim człowiekiem jakim jestem dziś. Za to jestem wdzięczny Bogu.

Wprawdzie w Prizrenie było seminarium, lecz nigdy nie myślałem, aby tam rozpocząć naukę. Pewnego wieczoru podczas nabożeństwa w naszym soborze katedralnym św. Jerzego Zwycięzcy duchowny, okadzający świątynię, nieoczekiwanie podszedł do mnie i spytał, w której klasie się uczę. Odpowiedziałem, że kończę ósmą. Wtedy rzekł: „Dlaczego nie pójdziesz do seminarium?”. Kapłan odszedł i kontynuował kadzenie, nie czekając na moją odpowiedź. Zamyśliłem się. Potem wstąpiłem do seminarium, które od tego momentu stało się najważniejszą „szkołą” w moim życiu.

Czyli słowa duchownego, wypowiedziane jakby w międzyczasie, tak mocno dotknęły serca i przyczyniły się do podjęcia tak ważnej decyzji?

– Tak.

Ojciec urodził się w Prizrenie w Kosowie. Dziś duchowa kolebka narodu serbskiego stała się miejscem jego narodowego bólu. Wystarczy wspomnieć smutne wydarzenia, które miały miejsce po ogłoszeniu niepodległości tych ziem i faktycznym zajęciu Kosowa przez albańskich separatystów. Dlaczego taki scenariusz stał się możliwy? Czy wynika to ze słabości państwa, czy też porażki polityków? Być może jest to duchowa kara dla narodu serbskiego?

– Święte tereny Kosowa i Metochii, kolebka narodu serbskiego, są paradoksalnie zarówno fundamentem, jak i koroną naszej tożsamości narodowej i duchowej. Kosowo to kolebka i grób narodu serbskiego. Grób, w którym jak ziarno pszenicy nasi wrogowie pochowali nas przed wiekami, a my z Bożą pomocą wychodziliśmy z tego grobu i zmartwychwstawaliśmy, przynosząc obfite owoce. Dlatego problem Kosowa jest bolesną kwestią dla każdego Serba. Książę Lazar wybierał między królestwem ziemskim a niebiańskim. Dokonał wyboru na korzyść drugiego.

Rzeczywistość, w której dzisiaj żyjemy, można bez wątpienia nazwać „Bożą pedagogiką”. Jestem pewien, że nic się nie dzieje bez woli Bożej, a przynajmniej bez pozwolenia Boga. W celach wychowawczych Bóg tymczasowo zabiera świętość od tych, którzy nie są tego godni, oczekując pokuty i poprawy ludzi. Boże, poganie przyszli do Twego dziedzictwa, zbezcześcili Twój święty przybytek… (Ps 78,1), a pozostałe słowa, które czytamy w tym psalmie wypełniły się. Serbowie bardzo zgrzeszyli przeciwko Cerkwi i swoim świętym przodkom. W czasach komunistycznej Jugosławii dystansowaliśmy się od Boga bardziej niż przez cały okres jarzma tureckiego. Wpłynęło to na poziom życia duchowego narodu. Przez dziesięciolecia ateistyczny rząd nie przywiązywał wagi do doniesień Cerkwi o przejmowaniu cerkiewnego mienia, cichym, ale nieustannym terrorze i silnej presji na ludność serbską w Kosowie i Metochii. Serbowie coraz bardziej tracili nadzieję na przetrwanie w tym regionie i stopniowo go opuszczali. Dziś wiemy, że cała ta historia była zaplanowana…

Kiedy Ojciec wyjechał z Kosowa? Czy często odwiedza Prizren po przeprowadzce?

– Opuściłem Prizren 16 czerwca 1999 roku, gdy po podpisaniu porozumienia w Kumanowie do miasta zaczął przybywać międzynarodowy kontyngent sił pokojowych. Od razu stało się oczywiste, że nie mają oni ani siły, ani woli, by zapewnić nam bezpieczne życie. Serbowie ze względu na własne bezpieczeństwo opuścili Kosowo, a ja wraz z ówczesnym biskupem diecezji raszko-prizreńskiej Artemiuszem (Radosavljeviciem) udałem się do monasteru Gračanica w centralnej części Kosowa, gdzie przebywałem do października 2000 roku. Zawsze kiedy mogę, z radością wracam do Prizrenu, ale niestety nie często.

Kto ze współczesnych przedstawicieli serbskiej Cerkwi wywarł na Ojca największy wpływ? Czy ktoś jest przykładem godnym do naśladowania?

Choćbyście mieli bowiem dziesiątki tysięcy wychowawców w Chrystusie, nie macie wielu ojców (1 Kor 4,15) – odpowiem w ten sposób. Uważam się za szczęśliwego człowieka, gdyż dane mi było żyć w czasach wielkich ojców Cerkwi prawosławnej, takich jak patriarcha Pavle (Stojčević), metropolita Amfilochiusz (Radović), biskup Atanazy (Jevtić), archimandryta Jovan (Radosavlević)… Każdy z nich wpłynął na mnie poprzez swe czyny i nadal wpływa na prawosławne, duszpasterskie, ascetyczne kształtowanie mojego sposobu myślenia.

Pierwszy z nich, patriarcha Pavle, był biskupem Prizrenu przez ponad trzy dekady. Jego skromny wygląd, modlitewność, cicha, spokojna mowa, proste i zawsze schludne ubranie robiły na nas wszystkich ogromne wrażenie. Hierarcha mówił nawet o najzwyklejszych, codziennych sprawach przez pryzmat Ewangelii. Każda rozmowa z nim była lekcją. Sprawowane przez niego nabożeństwa, zwłaszcza podczas Wielkiego Tygodnia, były tak wspaniałe, że można je porównać tylko do tych w Ziemi Świętej. Będąc na tych nabożeństwach utwierdziłem się w przekonaniu, że chcę być kapłanem.

Później, podczas studiów teologicznych, zapoznałem się z twórczością literacką dwóch czołowych, wybitnych teologów naszego kraju – metropolity Amfilochiusza i biskupa Atanazego. Miałem błogosławieństwo, aby mieszkać przez ponad rok w monasterze Gračanica i mogłem bezpośrednio poznać biskupa Atanazego, który przyjechał ze swej Hercegowiny. Teraz, po jego śmierci, mogę śmiało powiedzieć, że był prawdziwym wulkanem Boskiej miłości, współczucia i mądrości teologicznej.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

tłum. Andrzej Charyło

fot. pravoslavie.ru