Home > Artykuł > Lipiec 2022 > Z monasteru w Monachium

Rozmowa z biskupem stuttgarckim Hiobem, wikariuszem diecezji berlińskiej i niemieckiej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej za Granicą. Chirotonia biskupia hierarchy odbyła się 10 grudnia 2021 roku w soborze Ikony Matki Bożej „Znak” w Nowym Jorku pod przewodnictwem metropolity wschodnioamerykańskiego i nowojorskiego Hilariona.

Ekscelencja pochodzi z rodziny niemieckiej?

– Tak, urodziłem się jako John Lionel Bandmann w 1982 roku w Berlinie, gdzie moi rodzice mieszkali prawie przez całe życie. Tam się wychowałem i dorastałem. Mój ojciec zajmował się tworzeniem reportaży i filmów dokumentalnych, dotyczących głównie motoryzacji. Pewnego dnia podczas wakacji poszukiwał ciekawych tematów do pracy i zabrał mnie w podróż do Ameryki. W późniejszym okresie moja mama także zaczęła robić filmy, ale o tematyce religijnej.

Mama była osobą wierzącą?

– Moja mama pochodzi z byłej NRD, potocznie zwanej Niemcami Wschodnimi, gdzie w szkołach uczono ateizmu. Wspominała, że od najmłodszych lat wierzyła w Boga, co jest naturalne dla dzieci, dopóki nie powiedziano jej, że nie można wierzyć w Boga, podobnie jak w świętego Mikołaja. Była tym zasmucona i zależało jej na znalezieniu odpowiedzi na pytania: gdzie jest Bóg? Gdzie jest prawda? Aktywnie szukała ich prawie przez całe życie.

W wieku około dwunastu lat również brałem udział w jej poszukiwaniach i razem z protestantyzmu przeszliśmy na rzymski katolicyzm, ale widząc, że nie dotarliśmy do korzeni chrześcijaństwa, kontynuowaliśmy nasze dążenia, a dzięki pielgrzymkom do Grecji i Ziemi Świętej ostatecznie przyjęliśmy prawosławie. Gdy miałem czternaście lat byłem pod ogromnym wrażeniem podróży do Ziemi Świętej. Postanowiliśmy udać się na pielgrzymkę bez konkretnego planu, z plecakami i na miejscu kierować się do miejsc, gdzie nas Bóg poprowadzi. Odwiedziliśmy także różne regiony Grecji. Była to ciekawa forma podróżowania, pomagająca dobrze poznać kraje i ludzi.

Podczas wyjazdu do Egiptu w monasterze św. wielkomęczennicy Katarzyny na Górze Synaj spotkaliśmy mnicha, który przeszedł na prawosławie z rzymskiego katolicyzmu. W monasterskiej bibliotece znalazł trzy książki po niemiecku i zrobił dla nas ich kserokopie. Otrzymaliśmy żywot św. Sergiusza z Radoneża i dwie pozycje wydawnicze o prawosławiu. Dał nam również adres monasteru św. Hioba z Poczajowa w Monachium, gdzie mieszka obecny metropolita berliński i niemiecki Marek (Arndt), który co roku przyjeżdża z pielgrzymami do Ziemi Świętej.

Po powrocie do Niemiec udałem się do monasteru w stolicy Bawarii, gdzie spędziłem dwa tygodnie. Pomagałem tam robić ładan, świece, uczestniczyłem we wspólnej modlitwie. Postanowiłem, że chcę być prawosławnym. Taką samą decyzję podjęła moja mama. Metropolita Marek opowiedział nam o parafiach prawosławnych w Niemczech w różnych jurysdykcjach – serbskiej, rumuńskiej, greckiej. Poradził nam, abyśmy poszli na nabożeństwa do różnych wspólnot i sami wybrali tę, która będzie nam najbliższa. Nie sugerował, żebyśmy chodzili do parafii Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej za Granicą. Jednakże moja mama i ja postanowiliśmy pójść właśnie tam, dokąd na początku Bóg nas przyprowadził.

W Berlinie w każdą niedzielę zaczęliśmy uczestniczyć w nabożeństwach w niewielkiej cerkwi, która mieściła się w zwykłym mieszkaniu. Nie było tam nawet stałego chóru. Od razu wszystko potraktowaliśmy poważnie i już wtedy zrozumieliśmy, że będziemy nie tylko modlić się, ale także pomagać wspólnocie. Parafia była rosyjskojęzyczna i początkowo nic nie rozumieliśmy, wszystko było dla nas trudne. Od razu zaczęliśmy uczyć się rosyjskiego, a jedna z parafianek pomogła nam w nauce języka cerkiewnosłowiańskiego, abyśmy mogli czytać podczas nabożeństw. Uczyliśmy się śpiewu cerkiewnego, a także porządku nabożeństw. Początkowo pomagałem duchownemu w części ołtarzowej świątyni, a potem zacząłem śpiewać na klirosie. Zrozumieliśmy, że prawosławie należy poznawać poprzez żywy kontakt z życiem cerkiewnym, a nie jedynie poprzez lekturę książek.

Jakie były plany po ukończeniu szkoły średniej?

– W tamtym czasie w Niemczech po ukończeniu szkoły istniał sześciomiesięczny obowiązek albo służby wojskowej, albo pracy socjalnej, którą wybrałem. Niosłem posługę w ośrodku dla niepełnosprawnych w pobliżu monasteru w Monachium, gdzie wówczas mieszkałem. W 2003 roku postanowiłem, że chciałbym wstąpić do monasteru. Wówczas w parafii w Berlinie przez pewien czas znajdowała się oryginalna Kursko-Korzenna Ikona Matki Bożej z XIII wieku. Miejscowy proboszcz dowiedziawszy się, że udaję się z mamą do Monachium poprosił nas, abyśmy wzięli ją ze sobą i tam zawieźli. Jechałem sześćset kilometrów w samochodzie jako pasażer i przez około osiem godzin trzymałem ikonę na kolanach. Wtedy uświadomiłem sobie, że Najświętsza Bogarodzica przywiodła mnie do monasteru. Następnego dnia zostałem wysłany do pomocy przy robieniu świec. W pomieszczeniu na ścianie ujrzałem także Kursko-Korzenną Ikonę Matki Bożej „Znak”. Po latach, 10 grudnia 2021 roku, podczas uroczystego nabożeństwa w dniu, kiedy Cerkiew wspomina liturgicznie tę ikonę, odbyła się moja chirotonia biskupia w soborze w Nowym Jorku, który jest stałym miejscem przechowywania tej ikony.

Gdzie Ekscelencja zdobył wykształcenie wyższe?

– Po wstąpieniu do monasteru metropolita Marek od razu powiedział mi, że powinienem rozpocząć studia w Instytucie Teologii Prawosławnej Uniwersytetu w Monachium. Poprosiłem wówczas, abym mógł przez pierwsze sześć miesięcy wdrożyć się do życia monastycznego i dopiero potem poszedłem na studia. W 2009 roku obroniłem pracę na temat: „Pojęcie nauki w dialogu teologii prawosławnej z naukami przyrodniczymi” (niem. Der Begriff der Wissenschaft im Dialog der Orthodoxen Theologie mit den Naturwissenschaften).

W związku z moją nauką dość późno przyjąłem święcenia. 6 lipca 2012 roku zostałem postrzyżony w riasofor z imieniem Józef, ku czci św. Józefa Oblubieńca. Po czterech latach, 6 lipca 2016 roku przyjąłem małą schimę i nadano mi imię Hiob, ku czci św. Hioba Poczajowskiego. 24 lipca tego samego roku otrzymałem z rąk arcybiskupa Marka święcenia diakońskie, a 10 września 2018 roku kapłańskie.

Jakie były główne prace w monasterze?

– Pełniłem funkcję dyrygenta monasterskiego chóru, byłem redaktorem prawosławnego czasopisma „Der Bote”, zajmowałem się przygotowywaniem do druku literatury prawosławnej, natomiast moim głównym zadaniem była praca w drukarni jako drukarz. W naszym wydawnictwie realizowany jest pełen zakres przygotowania i drukowania książek, z wyjątkiem wykonywania oprawy twardej. Publikujemy książki w języku niemieckim, rosyjskim i angielskim. Był okres, w którym jedynie wznawialiśmy pozycje wydawnicze m.in: podręcznik teologii dogmatycznej protoprezbitera Michaiła Pomazańskiego, książkę o. Serafina Rose „Dusza po śmierci”, a także zbiór wykładów w języku niemieckim autorstwa słynnego profesora Johna Ponagopoulosa. Książki rozprowadzamy w parafiach w Niemczech, a w ostatnich latach za pośrednictwem sklepu internetowego. W monasterze niestety nie mamy osobnego pomieszczenia na księgarnię. Nasz budynek od dawna stał się za mały jak na nasze potrzeby.

Proszę opowiedzieć o codziennym życiu monasteru św. Hioba Poczajowskiego w Monachium.

– Obecnie jest tam ośmiu mnichów i nowicjuszy z Niemiec, Rosji, Ukrainy. Jeden z naszych ojców mieszka w skicie we Francji. Monaster założono w 1945 roku, kiedy po drugiej wojnie światowej przybyli rosyjscy bracia i wynajęli budynek, w którym do dziś mieszkamy. W 1980 roku nowo wyświęcony biskup Marek wprowadził w monasterze porządek nabożeństw według reguły ze Świętej Góry Atos. Jest to jedyny męski monaster w Europie Zachodniej, gdzie Liturgia sprawowana jest codziennie. Zajmujemy się przede wszystkich działalnością wydawniczą. Wykonujemy świece, ładan, drobne prace jubilerskie, a także prowadzimy pasiekę. Modlitwę łączymy z pracą, czyli kontemplację z działaniem. Rano wstajemy około godziny wpół do trzeciej, od czwartej do ósmej odprawiana jest połunoszcznica, jutrznia i Liturgia. Po śniadaniu każdy zajmuje się wyznaczoną pracą, a po obiedzie jest czas na modlitwę indywidualną i odpoczynek. Wieczorem o osiemnastej rozpoczyna się wieczernia, a o dwudziestej powieczerze. Pomiędzy nabożeństwami czas jest przepełniony różnego rodzaju pracą. To dość trudny rytm dnia. Myślę, że najtrudniejszą rzeczą jest wstawanie wcześnie rano. Jednak nie stanowi to problemu dla metropolity Marka, naszego najbardziej sumiennego, gorliwego i niestrudzonego mnicha. Hierarcha potrafił po powrocie z wyjazdu o pierwszej w nocy już o czwartej nad ranem sprawować nabożeństwo. Dla mnie jest to wzór do naśladowania. Władyka wiele czasu poświęca na tłumaczenia. Przekłada przede wszystkim działa swego duchowego ojca, św. Justyna (Popovicia), z języka serbskiego równocześnie na niemiecki i rosyjski. Liczne tłumaczenia zostały już opublikowane przez nasze wydawnictwo.

Jak można scharakteryzować metropolitę berlińskiego i niemieckiego Marka?

– To prawdziwy asceta, surowy przede wszystkim wobec siebie. Jest przywiązany do tradycji, wymagający, ale wobec ludzi odnosi się z prawdziwą chrześcijańską miłością. Hierarcha to człowiek z innego pokolenia niż pozostali bracia. Ma teraz ponad osiemdziesiąt lat, a jako chłopiec przeżył drugą wojnę światową, widział socjalizm w NRD, zaznał głodu. Przyszło mu żyć w trudnych czasach i to wszystko na niego wpłynęło. Czasami nie rozumiemy, dlaczego reaguje stanowczo, jeśli coś wyrzucimy, gdyż sam przeżył głód. Jednakże metropolita rozumie, że jesteśmy różnymi pokoleniami i jest wobec nas dobrotliwy i wyrozumiały. Każdego z braci traktuje jak dorosłego człowieka, odpowiedzialnego za własną duszę i własne zbawienie. Ponieważ nadzoruje całą diecezję, liczne parafie i nie może kierować każdym naszym krokiem, więc zawsze na nas polega. W rzeczywistości to naprawdę bardzo pomocne. Wszyscy w monasterze wspierają się nawzajem.

Do monasteru w Monachium przyjeżdża wielu pielgrzymów?

– Bardzo dużo, prawie zawsze wszystkie pokoje są zajęte. Ostatnio nie jesteśmy w stanie przyjąć na nocleg wszystkich osób, które przybywają do nas, aby zasięgnąć duchowej porady, uczestniczyć w nabożeństwach, spędzić czas w ciszy i w modlitwie. Przez długi czas próbowaliśmy porozumieć się z władzami miasta Monachium, aby rozbudować monaster w obecnej lokalizacji. Niestety nie spotkaliśmy się ze zrozumieniem ze strony miejskiej administracji.

Początkowo monaster znajdował się w stosunkowo odosobnionym miejscu na wydzierżawionym terenie. Z czasem w okolicy wybudowano wiele domów, a młodzi ludzie zaczęli nocami gromadzić się w pobliskich parkach i przeszkadzać braciom, którzy mają czas na odpoczynek tylko od godziny dwudziestej drugiej do trzeciej nad ranem. Niejednokrotnie wyrzucano śmieci na plac monasterski, a także doszło do kilku podpaleń. W efekcie niegodziwych zachowań złoczyńców spłonął prawie doszczętnie nasz garaż.

Jednak udało się znaleźć nowe, odpowiednie miejsce, gdzie mógłby zostać przeniesiony monaster.

– Tak, znaleźliśmy idealne miejsce, położone w ustronnym miejscu, otoczone przyrodą. Jest to zamek Seyfriedsberg w rejencji Szwabia w Bawarii, który należy wykupić, aby stał się własnością monasteru. Zamek znajduje się w dogodnej lokalizacji, położony jest w miejscu oddalonym o około osiemdziesięciu kilometrów od Monachium. Będzie tam można wznieść wolnostojącą cerkiew, zamiast niewielkiej domowej. W nowej siedzibie oprócz monasteru będzie znajdowało się centrum diecezjalne, dom pielgrzyma, ośrodek pracy misyjnej z młodzieżą, centrum szkoleniowe dla duchownych. Stworzyliśmy specjalny fundusz, dzięki któremu zamierzamy pozyskać środki finansowe na zakup obiektu i przeprowadzenie niezbędnego remontu. Cena zamku wynosi dwa i pół miliona euro, a prace renowacyjne będą kosztować co najmniej kolejne półtora miliona lub nawet więcej. Dopiero wtedy możemy zaplanować przeprowadzkę, która nie będzie łatwa. Metropolita Marek powierzył mi to zadanie, nad którym pracuję równolegle z kończeniem pisania pracy doktorskiej.

Jaki jest temat rozprawy doktorskiej?

– „Teodycea w Nowym Testamencie” – dlaczego na ziemi jest zło i cierpienie”? Teodycea jest to zbiór religijno-filozoficznych przekonań, mających na celu usprawiedliwienie zarządzania wszechświatem przez dobrego Boga, pomimo obecności w świecie zła, czyli tzw. problem istnienia zła. Chciałem znaleźć odpowiedź na to pytanie w Nowym Testamencie, gdyż to zagadnienie znane jest mi od dzieciństwa, ponieważ to ulubione pytanie ludzi niewierzących. Doszedłem do wiary i dużo z innymi rozmawiałem, a także kłóciłem się na ten temat z moimi niewierzącymi przyjaciółmi. Zależało mi na tym, aby samodzielnie znaleźć odpowiedź i im ją wyjaśnić.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

tłum. Andrzej Charyło, fot. pravoslavie.ru