Home > Artykuł > Grudzień 2023 > Profeta z Krakowa

Nowosielski. Profeta z Krakowa – tak zatytułowano konferencję, zorganizowaną przez Akademię Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie między 10 a 11 października. Próbowano określić wielkość tego malarza, rysownika, scenografa, nauczyciela, filozofa religijnego myśliciela, uważanego za jednego z najwybitniejszych współczesnych twórców ikon.

„Moje malarstwo jest niemożliwe bez teologii” – napisał Jerzy Nowosielski i tę myśl przywołał ks. dr Henryk Paprocki, który pierwszy wystąpił na dwudniowej sesji. O bohaterze konferencji mówił, że to osoba wyjątkowa, o ogromnej wiedzy. Rzadko się zdarza – uświadamiał – że ikonopisiec tworzy jednocześnie wspaniałe malarstwo zwane świeckim – choć sam Nowosielski nie oddzielał malarstwa sakralnego od świeckiego, całą swoją sztukę umieszczając w sferze sacrum. A jeszcze rzadziej się zdarza, by taki malarz był jednocześnie teologiem i myślicielem o ogromnej wiedzy, także z zakresu literatury czy historii sztuki, co prowadziło do niezwykłego rozwoju talentu.

Skupił się na postrzeganiu przez Nowosielskiego zła w świecie. Zło towarzyszyło mu od młodości, zwłaszcza od 1943 roku, gdy z okien lwowskiego szpitala widział likwidację getta. Mówił, że im jest starszy, tym bardziej przerażony obecnością zła, bo młodość ma to do siebie, że percepcja zła jest inna. Samoczynnie usuwa ona wszystko, co jest dla niej niewygodne, w tym problem cierpienia.

Wizja rzeczywistości Nowosielskiego jest pesymistyczna – mówił prelegent. – Widzi on upadek i grzech, wygnanie z raju i chętnie cytuje słowa z Ewangelii: „Oto nadchodzi książę tego świata”. Im bardziej rozwija się nasza cywilizacja, tym bardziej ujawnia się dominacja zła. Nowosielski widzi proces satanizacji kultury. Na rzeczywistość patrzy jako na ukształtowaną w wyniku dwóch zasadniczych katastrof – upadku aniołów i wynikającego z tego upadku człowieka w wyniku grzechu pierworodnego.

Z tej perspektywy dla Nowosielskiego odkrycie ikony było szczególnym impulsem do odtworzenia perspektywy bytów przemienionych, namalowania rzeczywistości zbawionej, a więc tej, która uwidacznia się dopiero w eschatologii, czyli w końcu naszej rzeczywistości. Optymizm jest u niego możliwy jedynie jako nadzieja eschatologiczna.

Ale dla Nowosielskiego historia nie jest tylko ciemnym korytarzem, który prowadzi do nicości. Ona ma cel. A jej sens ujawnia się dopiero w paruzji. Chrystus powiedział, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Dlatego Prawda jawi się Nowosielskiemu jako osobowa. Stąd tytuł wywiadu-rzeki z artystą „Mój Chrystus”, czyli mój osobisty Zbawca. Mimo upadku człowieka, Chrystus przyszedł go zbawiać. W Zmartwychwstaniu Chrystusa ujawnia się moc, której nie może zgładzić żadna potęga świata, nic nie jest w stanie jej się przeciwstawić. Chrystus z największej klęski – śmierci na krzyżu – uczynił zwycięstwo. A to zwycięstwo wypełnia wszystkie czasy i przestrzenie. Daje nadzieję, która pozwala przeciwstawić się dramatowi naszej rzeczywistości.

Dlatego ks. Paprocki widzi paralele w myśleniu Nowosielskiego oraz dwóch wielkich myślicieli rosyjskich – Wasyla Rozanowa i Konstantina Leontiewa, którzy uważali, że w świecie nie ma miejsca na optymizm, poza optymizmem eschatologicznym. Wynika to z faktu, że materia sama w sobie jest zła, a sama rzeczywistość empiryczna jest wielkim piekłem i dlatego ona cierpi – cierpią ludzie i zwierzęta. Nowosielski przypomina, że podwójna tragedia kosmiczna – upadek aniołów, który dotknął cały kosmos i człowieka, pociągnął za sobą nie tylko cierpienie ludzi, ale i wszystkich istot żyjących.

Nieprzypadkowo wystąpienie ks. Henryka Paprockiego nosiło tytuł „Poprzez rozpacz do zmartwychwstania”. Potem w czasie dyskusji – każdy z czterech paneli kończył się dyskusją – ks. Henryk Paprocki doda, że cała twórczość Nowosielskiego jest przezwyciężaniem naszej rzeczywistości, podnoszeniem jej do sfery sacrum i dlatego w tej twórczości można wyczuć radość i optymizm, w eschatologii bowiem zło zostanie pokonane – takie jest przekonanie Jerzego Nowosielskiego.

Rozważania prawosławnego duchownego stały się dobrą bazą do wystąpień kilkunastu innych uczestników konferencji. Zatrzymam się tylko na niektórych.

Prof. Jerzy Uścinowicz, architekt, mówił o świetle w ikonach Nowosielskiego. Architekt czuje światło, „wprowadza” je do projektowanych przez siebie cerkwi. Bez światła nie ma życia, nie ma sztuki. Światło ma swoją metafizykę i przywołuje tu Sergiusza Awierincewa, który mówi, że światło „zachwyca duszę, wprowadza umysł w uniesienie i oślepia wzrok”.

Sztuka Nowosielskiego jest sztuką emanacji światła, bo jest sztuką kumulacji energii, wielkiej energii. To światło i energia budują duchową rzeczywistość czasu i przestrzeni jego ikony. One budują też jego teologię, jako sztuki namaszczonej, przebóstwiającej świat i wiodącej do jego zbawienia. Sztukę tę Nowosielski rozwinął genialnie ideowo – mówił Uścinowicz. I zaznaczył, że sztuka świątyni karmni się emanacją światła i kumulacją energii – Boskiego światła i Bożych energii.

Zauważył, że w interpretacji dwu tradycji chrześcijańskich – Wschodu i Zachodu – światło przejawia swoje odmienne zastosowanie. Zachód tworzy witraże i światło przez nie prześwituje, przeziera, jest przepuszczane, Wschód tworzy mozaiki, freski i ikony i światło jest w nich odbijane, powodują one zewnętrzne lśnienie.

Autor zwraca uwagę, że te obie „interpretacje” światła, ze swej natury rozdzielne, zbliżają się do siebie w artystycznej wizji emanacji światła u Nowosielskiego.

Uścinowicz analizuje między innymi sztukę (architekturę i ikonę) baptysterium św. Jana Chrzciciela w Bielsku Podlaskim i greckokatolickiej cerkwi Narodzenia Bogarodzicy w Białym Borze. O pierwszej mówi, że ma absolutnie niekonwencjonalne, abstrakcyjne rozwiązanie centralnej sfery liturgicznej, którą buduje czerwony, profilowany łuk ołtarzowy – znak Wrót Królewskich, a świadkami Eucharystii stają się tu ikony, pisane pod kopułą – Archaniołów, starotestamentowych Tronów oraz symbol-ikona Świętego Ducha. Cerkiew w Białym Borze w ponadkonfesyjnej – według referenta – purytańskiej formie jak na Zachodzie, kontemplatywnej w kolorach jak na Wschodzie. – Prostota i asceza w dialektyce znaku i ikony, ciągła zmienność czasu w odbiorze przestrzeni światła ikony – porażają. Zmuszają nieustannie do abstrakcyjnego myślenia. To genialne działo architektury i ikony, zespolone w jedną, wielką przestrzennie wyrzeźbioną światłem ikonę świątyni, do której chce się wejść i już z niej nie wychodzić – mówił prelegent.

Uświadamiał też, że ikony Nowosielskiego nie są łatwe – promieniują wewnętrznym światłem, gdy ślą Boże energie i zwyciężają w przebóstwieniu materii, promieniując jak światłość Zmartwychwstania. Ale jest i tak, że światło to gaśnie, topiąc się w otchłani cierpienia i grzechu. I jest tu ciągła walka przeciwieństw, w której nieustannie jesteśmy wzywani do przemienienia, do przebóstwienia, uwolnienia się z pierworodnego grzechu człowieka i tragicznej katastrofy kosmicznej upadłych aniołów.

Krystyna Czerni, pisarka, krytyk i historyk sztuki, badaczka twórczości Nowosielskiego, zastanawiała się nad problemem, na ile Nowosielski jest bohaterem, a na ile ofiarą popkultury.

Świat współczesny unieważnił ostry podział między „kulturą niską” i „wysoką”. Obie przemieszały się tak skutecznie, że często oddzielić ich nie sposób. Awangarda karmiła się kiczem, z którego wyrastał kubizm i surrealizm. Nowosielski według Czerni też prowadził flirt z popkulturą, inspirował się fotografią, cyrkiem i reklamą.

Z czasem sam artysta – skomplikowany i wielokulturowy, z niebanalną biografią – stał się kuszącym tematem dla innych twórców. Niedoszły mnich, rozdarty między słabością i wielkością, nadawał się idealnie na bohatera anegdot i legend, a także portretów. Nowosielski pozostaje jednym z najczęściej portretowanych polskich artystów, zarówno przez uczniów i wielbicieli, jak i amatorów. Tropem Nowosielskiego podąża gorliwe grono jego naśladowców, zarówno malarzy ikon, jak i artystów nawiązujących twórczy dialog z jego wizją. Nowosielski inspiruje malarzy i stylistów, jest bohaterem słuchowisk i sztuk teatralnych. Powstają inspirowane jego obrazami batiki, patchworki, kubki, puzzle, biżuteria, a nawet tatuaże. Chęć zarobienia na Nowosielskim powoduje, że „byty subtelne” zdobią apaszki i spinki do mankietów, trafiają na parasolki i notesy, podkoszulki i zakładki magnetyczne. Niepokoi przekształcenie sztuki w komercyjne logo, instrumentalizacja dzieła dla niewybrednego, ale snobistycznego, odbiorcy. Temu wszystkiemu sprzyja „Rok Nowosielskiego”.

Sprzyja jego pracom, które biją rekordy na krajowych aukcjach. A na rynku – oferowane przez oszustów i fałszerzy – pojawiają się tzw. lewe Nowosiele.

Popkultura promuje Nowosielskiego? Nie. Według Czerni zużywa i rozwadnia na swój użytek arcydzieła i powoduje, że nasz podziw i świeżość w spojrzeniu na oryginał ulegają stępieniu. I cytuje to co napisał Dwight Macdonald: „Nie ma nic bardziej wulgarnego, niż kicz na poziomie (…) z udaną głębią”.

Nastąpiło utowarowienie artysty. Nowosielski stał się modny. Jego prace stały się celem pożądania nowobogackich kolekcjonerów. Dobrze jest go mieć na ścianie. Ale głębia jego prac nie została odczytana.

Prelegentka zauważyła też, że skala przekłamań i pomyłek w mediach na temat krakowskiego artysty budzi irytację i grozę. A wszystko to dlatego, że kultura masowa służy nie tyle przekazowi informacji czy wiedzy, a rozrywce. Stąd ta trywializacja i dogadzanie niewybrednym gustom.

– Prawdziwy dramat zaczyna się wtedy, gdy wystarcza nam Nowosielski instant – z błyszczących albumów, medialnych spektakli i gadżetów. Łudząca popularność i uznanie malarza potrafią zastąpić kontakt z samym dziełem, usypiają sumienia instytucji i urzędników. W „Roku Nowosielskiego” jego nazwisko stało się pretekstem, marką, z którą łatwiej zdobyć finansowanie absurdalnych niekiedy inicjatyw – stwierdza Czerni.

I z wielkim niepokojem konstatuje, że w tym samym czasie oryginalne sakralne dzieło Nowosielskiego pozostaje bezbronne, narażone na zniszczenie i poniewierkę. Malowideł ściennych nie da się zdjąć ze ściany i zlicytować. I tak polichromia w Tychach porasta grzybem, narteks w Wesołej straszy liszajami wilgoci, w przedsionku cerkwi w Lourdes tynk odpada płatami. Z przyczółków fasady w Białym Borze polichromia praktycznie spłynęła.

Ostrzega: „Jeśli nie przywrócimy należnej hierarchii spraw – będziemy skazani na nędzne namiastki i pozory; obudzimy się pewnego dnia w ponurym świecie simulacrum, z wielkiego, natchnionego dzieła Nowosielskiego zostanie nam wzór na skarpetkach i ozdobne etui na okulary”.

Ale też podaje przykład prawosławnej cerkwi w Kętrzynie, gdzie polichromii Nowosielskiego przywraca się pierwotny wygląd oraz rozpoczyna się prace nad bardzo zniszczoną polichromią w greckokatolickiej cerkwi w Górowie Iławeckim.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz

fot. archiwum organizatora