Home > Artykuł > Luty 2024 > Światło dla świata

W połowie lutego celebrujemy bogate w symbole i znaczenia Spotkanie Pańskie. To święto zamyka bożonarodzeniowy cykl, symbolizuje koniec Starego i początek Nowego Przymierza. Było to zgodne z Prawem poświęcenie Bogu czterdziestodniowego pierworodnego syna, rytualne oczyszczenie matki po połogu i złożenie ofiary wdzięczności Bogu za dar rodzicielstwa. Dziś czynimy podobnie w akcie wprowadzenia (wwodu), które oznacza: „Boże! Ty nam dałeś to dziecię i jest Twoje, więc poświęcamy je Tobie i przyrzekamy, że będziemy je wychowywać w wierze w Ciebie, bojaźni Bożej i wierności Twym przykazaniom”.

Nie mniej głębokie i symboliczne były prorocze słowa natchnionego starca Symeona, który jako pierwszy rozpoznał w dziecku wyczekiwanego Zbawiciela. Biorąc je na ręce z ulgą oznajmia on, że teraz już może w spokoju odejść z tego świata, bo na własne oczy ujrzał zbawienie, które Bóg przygotował wobec wszystkich narodów, światło na oświecenie pogan i chwałę Izraela. Jezus przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą, natomiast duszę matki Bożej miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu (por. Łk 2,39-35).

Prawdopodobnie przynosząc po czterdziestu dniach od urodzenia, przeważnie już ochrzczone, dziecko do cerkwi w celu ofiarowania, przedstawienia, poświęcenia go Bogu, nie wszyscy rodzice widzą w tym akcie coś więcej niż pobożny zwyczaj. Tymczasem to dziecko jest prawdziwym darem Bożym, bo mogło się w ogóle nie urodzić. Ochrzczone w imię Trójcy Świętej i ofiarowane Bogu staje się Jego dzieckiem – ze wszystkimi przywilejami i obowiązkami płynącymi z tego wybraństwa.

Podniosłe słowa pobożnego Symeona powinny brzmieć w naszych uszach jak natarczywe pytanie: a jaki jest twój stosunek do Chrystusa? Za kogo ty uważasz Jezusa (por. Mt 16,15)? Czy stał się dla ciebie światłem życia, czy tkwisz w ciemności? Czy posłużył twemu wywyższeniu, czy może upadkowi?

Ku upadkowi i powstaniu wielu

Proroctwo Symeona zaczęło się spełniać od razu po narodzeniu Chrystusa. Aniołowie, pasterze i dobrzy ludzie spotkali Zbawiciela z radością, widząc w Nim wybawienie dla Izraela. Od stosunku do osoby Jezusa Chrystusa, wiary lub odrzucenia Go, zależy los człowieka w wieczności: Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony (Mk 16,16; por. Mt 25,34-46; J 3,18; 5,24; 12,44; 20,31; 1 J 5,13). Słowa Chrystusa spowodowały opamiętanie i przyniosły zbawienie jednych, natomiast innych doprowadziły do zguby z powodu ich zawziętego sprzeciwu. Odbyło się tak, jak w momencie Zwiastowania oznajmiła przyszła Bogarodzica: Bóg okazuje miłosierdzie tym, co się Go boją, przejawia moc ramienia swego, rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia (por. Łk 1,50-53). Chrystus dowartościował i obiecał nagrodę „ubogim, głodującym, płaczącym, znienawidzonym” (por. Łk 6,20-22). Jednocześnie ostrzegł: biada bogaczom, bo ci już odebrali swą nagrodę, biada sytym, bo zaznają głodu, biada teraz śmiejącym się, bo będą smucić się i płakać (por. 6,24-26). Całkowite odwrócenie istniejącego porządku – z Herodem Antypasem Jezus nawet nie chciał rozmawiać (Łk 23,9), elity duchowe nazwał ślepymi przewodnikami ślepych (Mt 15,14). Natomiast obcował z kolaborantami i grzesznikami, nie odtrącał wzgardzonych przez społeczeństwo, jak nierządnice (np. Łk 7,36-50). Chciał przede wszystkim uratować tych, którzy byli zagubieni i straceni.

Do dziś Chrystus i jego przesłanie zajmują w człowieczych losach szczególne miejsce i wciąż są przedmiotem kontrowersji. W zetknięciu z Nim ludzie albo się podnoszą, wstają, szlachetnieją, albo potykają się i upadają. Wiara zainspirowała wielkich twórców do stworzenia wiekopomnych dzieł, natomiast niewiara stała się usprawiedliwieniem i pchnęła ku przemocy, zniszczeniu, śmierci i złu. Jedni przejmują wzór życia Chrystusowego i osiągają świętość, natomiast inni gotowi są Go ukrzyżować po raz drugi. Na tę zdumiewającą wyjątkowość założyciela religii, którą przez dłuższy czas postrzegano jako religię „wdów i niewolników”, zwrócił uwagę jeden z najsławniejszych konwertytów: „O Cezarze, w jego epoce, było o wiele głośniej niż o Chrystusie, zaś Platon przekazywał więcej wiedzy niż Jezus. I chociaż dyskutuje się o jednym i drugim, to któż się zacietrzewia w dyskusji za lub przeciw Cezarowi? I gdzie są dzisiaj platończycy i antyplatończycy? Tymczasem Chrystus żyje w nas. Jedni Go kochają, inni nienawidzą. Jedni miłują mękę Chrystusa, inni zniszczenie. A to, że wszyscy atakują Go zajadle, dowodzi, że On jeszcze nie umarł” (Giovanni Papini).

Chrystus znakiem sprzeciwu i podziału

Proroctwo Symeona o „znaku sprzeciwu” spełniło się natychmiast, bo Herod ujrzał w Jezusie zagrożenie dla swojej władzy i chciał go zgładzić. Zanim ostatecznie został skazany na śmierć, Chrystus wielokrotnie wzbudzał gniew i nienawiść ze strony licznych przeciwników. Chrystus sam przyznał, że stosunek do Jego Osoby nie wywoła powszechnego aplauzu, lecz przeciwnie, podział i rozłam, nawet wśród najbliższej rodziny (por. Łk 12,49-53; Mt 10,34-37). On sam stał się powodem rozłamu w swojej rodzinie. Prócz Matki i Jakuba, nazywanego „bratem Pańskim”, inni jego krewni byli wobec niego sceptyczni i wręcz uważali, że odszedł od zmysłów (por. Mk 3,21). Chrystus wyraźnie odciął się od ich nich i za swoją prawdziwą rodzinę uznał tych, którzy go słuchają i pełnią wolę Bożą (por. Mk 3,31-35). Konieczność całkowitego podporządkowania się duchowi i prawdzie Chrystusowej każe niekiedy poróżnić się i rozstać nawet z najbliższymi, co zresztą zapowiadali już prorocy Starego Testamentu.

Bywają sytuacje, gdy nieprzyjaciółmi człowieka są jego domownicy (Mi 7,6). Linia podziału według stosunku do Chrystusa widoczna jest w ciągu wieków, w każdej epoce. Wierność Ewangelii wymaga niekiedy wyborów tak dalece idących pod prąd, że staje się to niebezpiecznie i wymaga heroizmu. Wymagania stawiane ludziom przez Jezusa i Ewangelię zmuszają do opowiedzenia się za Nim lub przeciw Niemu.

Zwykle szukamy bliższych przykładów, uważamy nasze czasy za jakieś szczególne, potrzebujące wyjątkowego męstwa, aby pójść pod prąd i przeciwstawić się np. agresywnej sekularyzacji. Ja jednak wolę zwrócić się do Biblii, gdzie znajdujemy prototypy najrozmaitszych postaw, w szczególności pseudoproroków, nadwornych „widzących”, potakiwaczy wszelkiej maści cezarom. Prorok Micheasz ubolewał, że książęta (…)sądzą za podarunki, rozstrzygają kapłani (…) za zapłatę, prorocy jego wieszczą za pieniądze, powołują się jednak na Pana (por. Mi 3,5-11; Jr 23,25-26). Całkowitym ich przeciwieństwem był Jeremiasz z jego tragicznym losem. Zagrożony w swojej wiosce Anatot, gnębiony w stolicy, wrzucony do cuchnącego lochu i poddawany torturom, samotny, bez rodziny, bez wsparcia ze strony przyjaciół, pozostał jednak nieugięty i wierny swej misji. Mimo niezrozumienia i odrzucenia, w samym centrum Jerozolimy wzywał do nawrócenia. Nie wahał się wskazywać palcem na odpowiedzialnych, którzy oszukiwali lud – królów, polityków, kapłanów i fałszywych proroków. Zapowiadał – i tym zasłużył sobie na najgorsze męczarnie – zburzenie świątyni. On pierwszy mówił o religii „w duchu i prawdzie” i potwierdził słuszność przysłowia: „Tylko martwe ryby płyną z prądem, żywe pod prąd”. Ryba jest najwcześniejszym symbolem wiary chrześcijańskiej! Chrystus oświadczył, że wierzący w Niego też muszą być „znakiem sprzeciwu” i jako takich czeka ich ten sam los, co jego – sprzeciw i prześladowanie. Zatem, jeżeli „świat” uznaje nas za swoich, chwali i poklepuje po ramieniu lub gdy nasza postawa jest dla świata obojętna, to znaczy, że coś jest z nami – nie tak! Nasza ewangeliczna „sól zwietrzała”, świadectwo przestało być czytelne, więc w istocie jesteśmy zbyteczni.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. Konstanty Bondaruk

fot. domena publiczna