Home > Artykuł > Maj 2024 > Trzy dni przed…

Nazywam się Anna. Mam sześcioro dzieci i prostego męża.

Wszystkie moje dzieci są już dorosłe i mieszkają oddzielnie. A ja mieszkam na wsi z najstarszą córką Halą, zięciem i dwójką wnucząt.

Posadziłam już ogród, zostały mi jeszcze ze dwa-trzy rządki cebuli i ogóreczków. Tak ładnie dookoła. Wszyściutko zielone. Dni cieplejsze. Serafini śpiewają. Słońce chwalą.

Już nigdzie nie pracuję. Ale jak byłam młoda, to sprzątałam, trochę szyłam i targowałam na bazarze. A jak dzieci były jeszcze małe, to siedziałam w domu, a mój jeździł na zarobek.

Całe życie chciałam śpiewać i występować. Jeszcze w szkole chodziłam na chór. Chociaż śpiewaliśmy tam durnoty o szczęśliwym dzieciństwie i sławiliśmy partię, to nic to. Ważne, że śpiewałam. A teraz śpiewam w chórze cerkiewnym. Ojciec Mychajło swoich chórzystów chwali. To takie przyjemne, że ktoś lubi nasz śpiew…, bo ten mój, to tylko burczy – a po co ci te chóry? A gdy wraca z hulanki, to i jeszcze ryczy, jak stary niedźwiedź. Nie odpowiadam. Niech burczy… A ja słyszę, jak mi Cherubini śpiewają. Cichutko zmówię sobie „Ojcze nasz” – i już lżej.

Niezadługo wielkie święto. Z chórem pojadę na drugą wieś. Wyprałam już swoje dwie wyszywanki. Teraz jadę do miasta zrobić sobie ondulację.

Na peronie stoi Marynka, sąsiadka z dołu.

– Jak tam Haniu? Co tam? Jak życie?

– Normalnie… jadę zrobić sobie ondulację… – tak nie lubię o sobie mówić, ale przecież o czymś trzeba rozmawiać. – Wczoraj mnie serce złapało. Wzięłam tabletkę i już mi lepiej – nie ma kiedy chorować, Maryniu. Roboty pełno!

Marijka miała dobrego męża. Wszyscy tak mówili. Ale pijany wracał do domu. Parę razy przyprowadził swoją brygadę. Powyjadali wszystko, co ona dzieciom naszykowała. To Marija go za drzwi. Na nic się nie oglądała.

Ja bym tak nie mogła. Chociaż mój pije i durnoty wyczynia. Ale dzieci miały tatę, a ja męża. Ślubnego. Bogiem danego. A to grzech się rozchodzić, trzeba wytrwać do końca. Same Trony anielskie w niebie nam śpiewały w dniu ślubu. Trzeba wytrwać do końca – tak starzy ludzie mówią. To ja wezmę i pójdę sobie czy do kuchni, czy do ogrodu. Przeczekam… Zmówię sobie cichutko „Bogurodzico Dziewico” i popatrzę, jak piwonie kwitną w ogródku.

Siedzę u fryzjera. O swoich sprawach myślę. Czemuż mi z wczoraj na dzisiaj śniła się ciocia Hania? Rodzona siostra mamy. Dali mi imię po cioci. A jak umarła, to smutno było. Niesprawiedliwie. Panowania w chórach niebiańskich odpowiadały, ale my ich nie słyszeliśmy.

Śni mi się, że stoję jakoś tak, obok jej krzesła. W pokoju jest trochę ciemno. Jeszcze jacyś ludzie chodzą. A ona tak ot patrzy na mnie i nic nie mówi. I ja sama nie rozumiem, po co tam jestem i co to za ludzie w pokoju?

Ciotki dawno nie ma. A życie przeżyła ciekawe. Zawsze mówiła, żebym modliła się i śpiewała. Bo to w życiu dodaje Mocy i Władzy nad wszelkim diabelstwem. Bardzo pobożna była ciotka Hania. I rozumna, choć tylko dwie klasy skończyła.

Ale to coś musi znaczyć. Cóż, będę wracać do domu, to zajdę do cerkwi, pomodlę się za nią i dam na Służbę Bożą…

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Oksana Kryształewa

Tłumaczenie z ukraińskiego

Anny Jawdosiuk-Małek

za: https://chasopys-rich.com.ua

fot. Anna Radziukiewicz