Home > Artykuł > Białorusinów coraz mniej

„Matko ratuj, bo giniemy” – taki transparent w końcowych latach PRL-u wisiał na jednym z kościołów w Białymstoku. Jego treść przypomniałem w czasie posiedzenia sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, na której omawiano sytuację mniejszości białoruskiej w Polsce.

Zaplanowane jako wyjazdowe na marzec posiedzenie z powodu pandemii odbyło się w Sejmie 30 września – uczestniczący mieli możliwość porozumiewania się za pomocą środków komunikacji elektronicznej.

Informacje o sytuacji mniejszości białoruskiej przedstawili wiceminister Spraw Wewnętrznych i Administracji Błażej Poboży, wiceminister Edukacji Narodowej Maciej Kopeć i prezes Głównego Urzędu Statystycznego Dominik Rozkrut.

Oddzielnym punktem posiedzenia była informacja Ministerstwa Spraw Zagranicznych – przedstawił ją wiceminister Marcin Przydacz – o sytuacji na Białorusi w kontekście jej wpływu na mniejszość białoruską w Polsce.

W swoich wystąpieniach przedstawiciele rządu sytuację mniejszości białoruskiej w Polsce oceniali jako dobrą. Tak liczna mniejszość narodowa – stwierdził wiceminister Poboży – ma swoje organizacje działające od lat, bardzo sprawnie i prężnie. Dbają o ochronę, zachowanie i rozwój tożsamości kulturowej. Myślę, że na tle organizacji reprezentujących inne mniejszości narodowe, w przypadku mniejszości białoruskiej warto wskazać na bardzo szeroką paletę organizacji. Gdyby policzyć tylko te, które są w jakiś sposób dotowane z budżetu poprzez MSWiA, to jest ich dwadzieścia trzy.

Omawiając formy aktywności Białorusinów w Polsce wiceminister wymienił szereg tytułów (tygodniki, miesięczniki, półroczniki, roczniki, książki), których wydawanie jest dofinansowane z budżetu państwa. Odbywają się – informował – festiwale, koncerty, festyny, przeglądy twórczości i konkursy.

Zachowaniu własnej tożsamości – o czym przypomniał wiceminister – służą także emitowane w publicznym radiu i telewizji audycje i programy w języku białoruskim – w rozgłośni regionalnej Polskiego Radia w Białymstoku istnieje specjalna białoruska redakcja, a w TVP Białystok emitowany jest cotygodniowy program białoruski. W Białymstoku, od 1999 roku, działa finansowane ze środków polskiego MSZ niepubliczne białoruskie radio Racja, a od 2007, jako część Telewizji Polskiej, działa, nadający w języku białoruskim i rosyjskim, kanał Biełsat TV, na którego funkcjonowanie – jak poinformował z trybuny sejmowej premier Mateusz Morawiecki – polski rząd przeznaczył ostatnio czterdzieści milionów złotych.

Sytuację w białoruskim szkolnictwie wiceminister Maciej Kopeć ocenił, i trudno się z nim nie zgodzić, także jako dobrą. W dwóch przedszkolach, 25 szkołach podstawowych i dwóch liceach ogólnokształcących, w formule – takie jest życzenie rodziców – lekcji dodatkowych nauczany jest język białoruski. W 2019 roku uczestniczyło w nich 2730 uczniów. Na realizacje tych lekcji organy prowadzące szkoły otrzymują zwiększoną subwencję oświatową. W 2019 roku było to ponad 11 mln zł. Z budżetu ministerstwa pokrywane są koszty wydawania podręczników do nauki języka białoruskiego, a także historii i geografii Białorusi.

Choć przedstawiciele istniejących w Polsce organizacji mniejszości zgłaszają, ja także je mam, krytyczne uwagi do niektórych, dotyczących podziału środków finansowych, decyzji MSWiA, trudno nie przyznać, że ze strony państwa mniejszości, w tym białoruska, otrzymują znaczącą pomoc.

Po wysłuchaniu przedstawicieli rządu, gdybym nie znał rzeczywistej sytuacji mniejszości białoruskiej, zapewne bym zaklaskał i po cichu zanucił: Czamu mnie nie pieć, czamu nie hudzieć?, ale miałem inne pytanie. Brzmi ono: Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? A o tym, że jest źle, świadczą dane statystyczne, świadczące o szybkim „wymieraniu” Białorusinów w Polsce.

W obszernym, przesłanym komisji przez GUS, opracowaniu obok danych o liczbie osób deklarujących przynależność do białoruskiej narodowości zawarto informacje o sytuacji demograficznej w powiatach bielskim, hajnowskim, siemiatyckim, białostockim i sokólskim, w których mieszka około 90 proc. polskich Białorusinów.

W tym miejscu warto sięgnąć do nieodległej historii: „Istniejące dokumenty – czytamy w przygotowanym przez prof. Eugeniusza Mironowicza na zlecenie Biura Analiz Sejmowych (Warszawa 2014 r.) opracowaniu „Sytuacja mniejszości białoruskiej w Polsce w latach 1944-1956” – pozwalają na stwierdzenie, że tuż po zakończeniu wojny na terenie województwa białostockiego w powiatach sokólskim, białostockim i bielskopodlaskim mieszkało około 160 tys. Białorusinów. Do tej kategorii narodowej zaliczano wówczas wyznawców prawosławia, mówiących różnymi gwarami białoruskimi. Oprócz prawosławnych, na Białostocczyźnie mieszkało także 230 tys. katolików, posługujących się w życiu codziennym językiem białoruskim, lecz w zdecydowanej większości posiadających polską świadomość narodową”.

O ile w latach – o czym pisze prof. Mironowicz – bezpośrednio po wojnie około 40 tys. Białorusinów zmuszono do wyjazdu do ZSRR – podziemie antykomunistyczne traktowało Białorusinów jako potencjalne zagrożenie dla polskiej racji stanu i pacyfikacje białoruskich wsi miały przyspieszyć ewakuacje, to po wojnie w Polsce pozostało ponad 100 tys. Białorusinów. Po 1956 roku białoruska mniejszość otrzymała, choć ograniczone, możliwości (edukacja, wydawnictwa, kultura) działalności.

Zakres tych możliwości znacznie poszerzył się po przełomie 1989 roku, a zobowiązania państwa polskiego do wspierania inicjatyw służących zachowaniu przez zamieszkujące w Polsce mniejszości własnej tożsamości zostały zapisane w Konstytucji RP i sprecyzowane w uchwalonej w styczniu 2005 roku ustawie „o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym”.

Będąc posłem, w kadencjach po 2005 roku, wraz z posłami Ryszardem Gollą (mniejszość niemiecka) i Mironem Syczem (mniejszość ukraińska) zabiegaliśmy o rzeczywiste, a nie tylko deklaratywne, wspieranie edukacji i kultury mieszkających w Polsce mniejszości. Większość naszych inicjatyw wspierana była przez posłów, członków komisji, w tym – co chciałbym podkreślić – przez przewodniczącego komisji w kadencji 2011-2015, posła PiS Marka Asta. W rezultacie obecnie dotacje, służące zachowaniu i rozwojowi tożsamości dla wszystkich mniejszości, kształtują się na poziomie około 16 mln zł każdego roku, z czego mniejszość białoruska otrzymuje ponad dwa, w bieżącym roku 2,25 mln zł.

Wróćmy jednak do statystyki. W przeprowadzanych w 2002 i 2011 roku spisach powszechnych pojawiły się pytania o narodowość i używany w domu język. Wyniki dla mniejszości białoruskiej okazały się katastrofalne. W spisie z 2002 roku zaledwie 47 640 osób zadeklarowało białoruską narodowość. Odpowiedź na pytanie, co stało się z ponad 60 tys. „powojennych” Białorusinów jest oczywista – wyrzekli się swojej tożsamości, stali się Polakami. Przyczyn polonizacji, a proces ten wciąż trwa, było i jest kilka. O nich w końcowej części tekstu.

Działacze białoruskich organizacji, ja także, pocieszaliśmy się myślą, że dużą część „naszych” ludzi w spisie z 2002 roku, z obawy przed polską większością, nie ujawniła swojej narodowości. Nadzieje te rozwiały wyniki spisu 2011 roku, w którym jako jedyną narodowość białoruską wskazało zaledwie 38 tys. osób. Z tej liczby tylko 26,4 tys. zadeklarowało, że język białoruski jest ich językiem domowym.

W tym miejscu warto przypomnieć, że liczebność innych mniejszości w okresie między spisami 2002 i 2011 znacząco wzrosła – mniejszości rosyjskiej, żydowskiej, tatarskiej kilkakrotnie, łemkowskiej dwukrotnie, a litewskiej, ukraińskiej i romskiej o około 30 proc. W tym samym czasie liczba Białorusinów w kluczowym dla nich ośrodku regionalnym, a takim jest południowo-wschodnia część województwa podlaskiego, zmalała o blisko 20 proc.

I o przyczynach. Jest ich kilka. Zacytuję tak, jak przedstawiłem je na posiedzeniu komisji. Jedną z najważniejszych przyczyn – stwierdziłem – jest depopulacja (wyludnianie) i społeczno-ekonomiczna degradacja obszaru zamieszkałego przez Białorusinów. Mówiąc o sytuacji w województwie podlaskim prezes GUS Dominik Rozkrut stwierdził: „Pod względem wskaźnika obciążenia demograficznego, to jest takiej relacji liczby osób w wieku poprodukcyjnym przypadającej na sto osób w wieku produkcyjnym, sytuacja województwa podlaskiego wydaje się być umiarkowana na tle przeciętnej krajowej. Powiatem, który pod względem obciążenia demograficznego zdecydowanie wyróżnia się niekorzystnie na tle regionu i kraju, jest powiat hajnowski. Tam notujemy jedną z najniekorzystniejszych sytuacji pod względem demograficznym ze wszystkich powiatów w Polsce w ogóle. Tam jest bardzo zła sytuacja demograficzna. Podobnie zresztą źle jest w powiatach bielskim i siemiatyckim”.

Główną, choć nie jedyną, przyczyną migracji jest brak perspektyw w rozwoju, wynikających z peryferyjnego położenia oraz ograniczeń gospodarczych i inwestycyjnych. W powiecie hajnowskim 60 proc. powierzchni to obszary przyrodnicze prawnie chronione. Tylko w jednym Hajnowskim Przedsiębiorstwie Przemysłu Drzewnego przed 1989 rokiem zatrudnionych było ponad 2 tys. osób. Dziś, po przekształceniach, niespełna pięćset. Zmuszani do wyjazdu, zastraszani, stygmatyzowani przez polskich nacjonalistów w marszach głoszących chwałę tych, którzy pacyfikowali prawosławne wsie i mordowali ich mieszkańców, wyjeżdżają i tracą kontakt ze swoją ojcowizną, tracą swą tożsamość, szybko się polonizują.

Inna ważna przyczyna to mimowolna presja asymilacyjna, a więc szkolnictwo powszechne, służba wojskowa, kultura popularna, rytuały polityczne, włączanie młodych w ogólnonarodowe sieci zależności. To kształtuje zasoby kulturowe i kompetencyjne.

Ale obok obiektywnych, niezależnych od członków mniejszości, istnieją przyczyny wynikające ze specyfiki tej społeczności. Tę specyfikę trafnie opisał w sporządzonej na zlecenia Biura Analiz Sejmowych analizie „Przyczyny zmniejszenia się liczby osób, deklarujących przynależność do białoruskiej mniejszości narodowej w województwie podlaskim” prof. Uniwersytetu Łódzkiego Marek Barwiński, w której czytamy: „Na Podlasiu, które pomimo spadku koncentracji mniejszości białoruskiej i tak pozostaje jej zdecydowanie najliczniejszym skupiskiem, czynnikiem najsilniej jednoczącym, niepoddającym się asymilacji i zarazem zdecydowanie wyróżniającym osoby o wschodnim pochodzeniu etnicznym jest wyznanie prawosławne – wyznanie prawosławne rozumiane nie w kategorii religijnej, ale kulturowo-cywilizacyjnej”. Profesor słusznie zauważa, że dla dużej części niepolskiej społeczności Podlasia to przede wszystkim przynależność do wspólnoty prawosławnej jest najważniejszym wyznacznikiem przynależności etniczno-kulturowej. Z tego wynika także niechęć uczniów i rodziców do nauczania przedmiotów w języku białoruskim, nawet w „etnicznych” liceach w Bielsku Podlaskim i w Hajnówce, co sprowadza język białoruski do kategorii przedmiotu dodatkowego.

Fakt. Wielowiekowe życie na cywilizacyjnym polsko-łacińskim i prawosławno-ruskim pograniczu w sytuacji wciąż ponawianych przez Kościół rzymskokatolicki prób nawrócenia „schizmatyków” na jedyną słuszną wiarę, wytworzyło w lokalnej społeczności specyficzny, niepasujący do podręcznikowych określeń model tożsamości narodowej.

Od tego, czy działacze białoruskich, ale także powstałych po 1989 roku na Podlasiu ukraińskich organizacji, a także odpowiedzialne za politykę państwa wobec mniejszości instytucje, w pierwszej kolejności urzędnicy MSWiA, będą dostrzegać i uwzględniać tę specyfikę zależy przyszłość prawosławno-białorusko-ukraińskiej mniejszości na Podlasiu.

Wybór jest prosty. Albo potrafimy porozumieć się i podjąć wspólne działania na rzecz zachowania własnego języka, tradycji, kultury – powstrzymanie wyludniania się naszej „małej ojczyzny” ma w tym kapitalne znaczenie – albo jako „przedstawiciele” jednej z 23, o czym mówił wiceminister Pobożny, białoruskich organizacji będziemy przekonywać ministerialnych urzędników, że to nasze pisemko, nasz festyn, nasz konkurs jest najważniejszy.

W przyszłym roku odbędzie się kolejny spis powszechny. Istnieją obawy, że jego wyniki potwierdzą szybki proces polonizacji mniejszości białoruskiej. Jeśli liczba Białorusinów w województwie podlaskim zmniejszy się o kolejne 20 proc., to działaczom rozlicznych białoruskich organizacji, o ile nie podejmą radykalnej próby zmiany sposobu działania, pozostanie wywieszenie transparentu z napisem: „Matko ratuj, bo giniemy”.

Na komisji zgłosiłem projekt dezyderatu, w którym komisja zwraca uwagę rządu na trudną sytuację mniejszości białoruskiej i postuluje podjęcie konkretnych działań, między innymi wsparcie inwestycji w powiecie hajnowskim i bielskim.

Żaden przedstawiciel, oprócz prof. Olega Łotyszonka, którego o to osobiście poprosiłem, białoruskich organizacji nie był zainteresowany – a mógł zabierać głos – obradami komisji. O posiedzeniu i omawianych problemach nie poinformowały ani lokalne, ani białoruskie środki przekazu.

Eugeniusz Czykwin

Odpowiedz