Home > Artykuł > Ormiańska tragedia

Wojna przegrana, premier Armenii 10 listopada podpisał kapitulację. Ogromna część narodu się z tym nie zgadza, obwiniają go nawet o zdradę. W Erewaniu protesty, grożą rozruchy. Ormiański Karabach, zwany tu powszechnie Arcachem, przestał w zasadzie istnieć. To, co udało się ocalić Ormianom, stanowi jedynie ogryzek ich historycznych ziem. Tragedia więc, jak mówią powszechnie, jest całkowita, podobnie jak poczucie porażki oraz opuszczenia. Opuszczenia przez wszystkich, bo przecież pandemia, zamachy w Europie, a w USA wybory. I tylko to się liczy lub liczyło, i tylko to zajmowało światową opinię publiczną. Polską oczywiście również. O Karabachu nie pisał w zasadzie nikt, a jeśli już, to jakieś niewielkie wzmianki. Nie wiedziała więc opinia o dziejącej się tam tragedii, napiszę wprost – ludobójstwie. Bo jak inaczej nazwać azersko-turecki ostrzał osiedli mieszkaniowych, szpitali, bazarów i tych wszystkich miejsc, w których znajdują się cywile? Jak inaczej nazwać udział w walkach dżihadystów, przerzuconych przez Turków z Syrii, Libii oraz Czeczenii do Karabachu, którzy na dowód pokonania wrogów, obcinali im głowy? Jak inaczej nazwać blokowanie pomocy humanitarnej, a nawet ostrzał (przez „przypadek” niby oczywiście) wiosek leżących na terenie Republiki Armenii? Ale opinia miała to w nosie, nie wiedziała i wiedzieć nie chciała – przecież mamy tyle własnych problemów!…Tylko w Rosji było inaczej, ale o tym za chwilę.

Miesiąc temu napisałem krótki news na internetową stronę Przeglądu, który zatytułowałem „Arcychrześcijański Karabach”. Pisałem o karabachskim chrześcijaństwie, tak dawnym, jak ono samo – dwutysiącletnim. Wymieniłem nawet w formie przykładów nazwy siedmiu arcachskich monasterów z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Dziś z tych siedmiu na terytorium ormiańskiego Arcachu nie ostał się ani jeden. Zgodnie bowiem z podpisanym porozumieniem, Armenia ostatecznie do końca listopada, musi oddać blisko 90 procent ziem, ze wszystkimi swoimi skarbami kultury i religii. Tego zaś skrawka, który im zostanie, sprowadzającego się w zasadzie do arcachskiej stolicy Stepanakertu (a w zasadzie jego ruin) i zbombardowanych okolic, pilnować będzie kontyngent wojsk rozjemczych, czyli żołnierze rosyjscy. Bo tylko Rosjanie nie zostawili Armenii i Karabachu samym sobie. Podpisując więc zakończenie działań wojennych, obydwie wojujące strony ustaliły, że to Rosjanie właśnie będą nosili w Arcachu błękitne hełmy wojsk pokojowych.

Jednym z tych siedmiu prastarych monasterów jest Dadivank – wielki skarb ormiańskiego chrześcijaństwa, skrywający relikwie św. Dadi, ucznia apostoła Judy Tadeusza. Jego grobowiec, zawierający najprawdopodobniej i moszczi świętego, liczy więc sobie blisko dwa tysiąclecia, a same monasterskie mury są tylko tysiąc lat młodsze. Dadivank to symbol, narodowa świętość, miejsce samoidentyfikacji, po prostu relikwia. A teraz trzeba ją oddać (pozostałe z resztą też). Oddać, ale jak?! Jak oddawać coś, co stanowi narodową świętość? Nie wiem. Pewnie należy spytać o to Serbów oddających Kosowo lub Cypryjczyków, zmuszonych do rozstania się z prawie połową swojej wyspy. W każdym razie do wszystkich tych miejsc Ormianie rzucili się z ostatnią, pożegnalną pielgrzymką. Ich łez, szlochów i rozpaczy opisać nie potrafię.

Podobnie jak tragedii ojca Owannesa (czyli Jana), który Dadivank odbijał kiedyś z rąk azerskich, potem został jego proboszczem, a dziś musi zabierać wszystkie jego świętości, ściągać krzyże z kopuł oraz dzwony z dzwonnic, by zachować dla potomności. Czytam wywiad z ojcem, a w zasadzie próbę wywiadu, bo mówić prawie nie może, a głos się łamie. Z tego co jednak mówi, wynika totalna pustka, beznadzieja, tragedia i opuszczenie – jeden wielki nul. Przyznaje, że nie wyobraża sobie jak to będzie, gdy dojdzie do skuwania ze ścian chaczkarów (ozdobnych krzyży, które są nie tylko świętością religijną, ale narodowym symbolem samoidentyfikacji wszystkich Ormian – tam gdzie żyją, zawsze stoi chaczkar), no i jak ma zabrać ze sobą ten monaster?!

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w E-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Paweł Krysa

fot. https://ru.armeniasputnik.am

Odpowiedz