Home > Artykuł > Jedność jest niezbędna

Wszyscy mieliśmy nadzieję, że wiadomość o śmierci patriarchy Ireneusza okaże się nieprawdziwa, ale oficjalny komunikat serbskiej Cerkwi potwierdził tę smutną wieść. Siedziba patriarchatu, z jej katedralnym soborem św. Michała, znajduje się w samym centrum Belgradu i bardzo często można było zobaczyć, jak Jego Świątobliwość idzie do soboru służyć wieczernię, jak podchodzą do niego ludzie, proszą o błogosławieństwo, zadają pytania, o czymś opowiadają – dla każdego arcypasterz znajdował ciepłe słowo… Wielokrotnie miałam okazję spotkać się z patriarchą Ireneuszem w różnych okolicznościach, ale najwyrazistsze wspomnienie pozostawił we mnie wywiad do książki „Ludzie serbskiej Cerkwi”. Powitał mnie sekretarz, odprowadził na drugie piętro, gdzie znajdowały się bardzo skromne pokoje patriarchy. Wyszedł skupiony, życzliwy i rozpoczęła się rozmowa.

– Urodziłem się w chrześcijańskiej rodzinie, tradycyjnie religijnej. W czasach mego dzieciństwa przestrzegaliśmy postów, chodziłem do cerkwi, przystępowałem do priczaszczenija, świętowaliśmy tradycyjną Slavę.

Ojca dobrze nie pamiętam, byłem małym dzieckiem, kiedy zmarł. Mama była bardzo wierzącą kobietą, należała do Ruchu Bogomolców, którym kierował władyka Nikołaj (Velimirović), uczestniczyła w soborach, które były organizowane w monasterze Zica, także w innych monasterach. W takiej atmosferze upływało moje dzieciństwo. Duże znaczenie miał też fakt, że moja rodzima wieś znajdowała się w pobliżu ovčarsko-kablarskich monasterów, dziesięciu monasterów, i regularnie chodziliśmy do monasteru św. Jana Chrzciciela. Był to mój pierwszy kontakt z monastycznym życiem, o którym pierwsza myśl pojawiła się w dzieciństwie i nie odstępowała w latach młodzieńczych.

Był tam pewien święty człowiek, o. Makary, u niego się spowiadałem w dzieciństwie, to życie mnie urzekło i pewnego razu, wbrew woli mojej mamy, rzuciłem szkołę, poszedłem do monasteru i pozostawałem tam przez rok. Ale później wróciłem do gimnazjum, sam zrozumiałem, że powinienem kontynuować naukę, nakazał mi to też pewien wykształcony mnich.

Ukończyłem gimnazjum, wstąpiłem do seminarium, potem – na fakultet teologiczny belgradzkiego uniwersytetu i mogę powiedzieć, że nie miałem poważnych problemów w związku z tą decyzją.

– A potem?

– Sława Bogu, później także nie miałem dużych problemów, nie robiłem niczego, co mogłoby sprowokować władze, byłem posłuszny wobec prawa, ale trzymałem się chrześcijańskiej drogi i chrześcijańskiego stylu życia.

– Służył Wasza Świątobliwość w wojsku?

– Traktowano mnie tam z pewnego rodzaju szacunkiem. Oczywiście, w armii panowała ateistyczna ideologia i od razu otrzymałem zakaz chodzenia do cerkwi, ale szanowano mnie i żołnierze i oficerowie często prosili o rozmowę – po prostu chcieli dowiedzieć się tego, czego nie wiedzieli, a widocznie pochodzili z chrześcijańskich rodzin, tak że z tej strony w wojsku nie miałem problemów.

Po odbyciu służby wojskowej przyjechałem do Belgradu i kontynuowałem studia na wydziale prawa i nawet zacząłem pracować, ale jak zmarł jeden z wykładowców seminarium w Prizren, poradzono mi, bym zgłosił swoją kandydaturę i przyjęto mnie jako młodszego wykładowcę, ale postawiono warunek – muszę przyjąć święcenia. Chociaż myślałem o życiu monastycznym, było to coś nieoczekiwanego. Przyjąłem postrig i wyruszyłem do Prizren już jako mnich.

– Jak Wasza Świątobliwość przyjął wiadomość o biskupiej chirotonii?

– Nie oczekiwałem jej. W tym czasie byłem zajęty organizowaniem seminarium, odbudową budynków, zajmowałem się tym z miłością, byłem zadowolony ze swojej pracy, ze swego powołania, wybór był nieoczekiwany, ale przyjąłem go z wdzięcznością. Przez rok byłem wikariuszem Jego Świątobliwości Pawła, a potem zostałem biskupem Niszu.

– Proszę opowiedzieć o przyjaźni Waszej Świątobliwości z patriarchą Pawłem.

– Poznałem patriarchę Pawła, kiedy był osobą świecką. Znajdowałem się jeszcze w monasterze Przemienienia, a patriarcha Paweł, wtedy jeszcze Gojko Stojcevic, w sąsiednim monasterze Błagowieszczenija. Kiedy nadszedł czas pójścia do seminarium i trzeba było skierować prośbę do biskupa, poszedłem do Gojko, żeby pomógł mi napisać podanie.

Wkrótce, już jako diakon, został wykładowcą seminarium i nasze kontakty dalej trwały, a kiedy i ja zostałem wykładowcą, on był już biskupem Prizren, tak że przez wiele lat żyliśmy obok siebie. Był to człowiek szlachetny, człowiek słowa, człowiek twardego stanowiska, jego słowo było niezłomne, stanowisko, które zajmował – zawsze słuszne, nie odstępował od niego w żadnych okolicznościach. My, młodzi, ogromnie go szanowaliśmy. Ze wszystkimi był w dobrych relacjach, do nas, uczniów, w przeciwieństwie do innych wykładowców, zwracał się w trzeciej osobie, przez co rośliśmy we własnych oczach, umacnialiśmy się. Byłem z nim, mogę tak powiedzieć, w dość dobrych relacjach, życie nas połączyło, szczególnie ważna była jego pomoc, kiedy pełniłem obowiązki rektora. Z tego zrodziła się nasza prawdziwa przyjaźń, która trwała także, kiedy zostałem biskupem.

– Jak Wasza Świątobliwość przyjął wiadomość o wyborze na patriarchę?

– Nigdy nie pragnąłem zostać patriarchą, rozumiałem, że to bardzo wysoki urząd w Cerkwi, duża odpowiedzialność, powołanie, które wymaga ofiary, służenia i misji, kiedy człowiek już nie należy do siebie i żyje nie własnym życiem, a życiem i problemami kapłaństwa, narodu – w istniejących warunkach – i myśl o tym, żeby zostać patriarchą, nigdy nie przychodziła mi do głowy.

Po śmierci patriarchy Pawła rozpoczęły się wybory, doszedłem do ostatniego etapu, w którym pozostało trzech biskupów – metropolita Czarnogóry i Przymorza Amfilochiusz, biskup Baczki Ireneusz i ja… Chciałem podziękować i wycofać swoją kandydaturę, ale niektórzy biskupi przekonali mnie, żebym tego nie robił, ale poczekał na wynik losowania. Modliłem się do Pana, żeby ten kielich mnie ominął i oddałem się woli Boga, jednak zdarzyło się to co się zdarzyło.

Tak, to wysokie powołanie, wymagające ogromnej odpowiedzialności przed Bogiem, przed narodem, przed człowiekiem. Pokładałem nadzieję w Bogu i w braciach – arcybiskupach, ponieważ patriarcha jest jedynie jednym z członków soboru, pierwszym wśród równych, i wszyscy stanowimy Cerkiew – wszyscy trudzimy się dla błaga Cerkwi i swego narodu.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Swietłana Ługanska Pravoslavie.ru

tłum. Ałła Matreńczyk

fot. autorka

Odpowiedz