Home > Artykuł > Misjonarz

Listopad 2013 roku, tsunami Yolanda dociera do Filipin. Prędkość wiatru przekracza 320 kilometrów na godzinę, wysokość fal sięga 15 metrów – wyspy Leyte i Samar nie mają szans. „12 tysięcy ludzi zginęło, kilkaset tysięcy pozostało bez dachu nad głową” – podają media. O. Kirył Szkarbul, który doktoryzował się z filozofii na Uniwersytecie w Tajpej, ukończył studia licencjackie z zarządzania i ekonomii na uniwersytecie w Toronto oraz Moskiewską Akademię Teologiczną, a od kilku miesięcy jest proboszczem rosyjskich parafii prawosławnych na Tajwanie, nie zastanawia się ani chwilę. Naprędce zbiera środki i czwartego dnia po kataklizmie z odzieżą, żywnością i lekarstwami jest już na miejscu. Zastaje niepogrzebane ciała i ruiny, widzi ludzką rozpacz. Do akcji pomocy włącza się moskiewski patriarchat i wkrótce dwie ciężarówki materiałów budowlanych docierają do najbardziej potrzebujących. To wywołuje pewien rezonans i kilka miesięcy później Independent Catolic Chuch of Mindanao, jeden z ponad stu odłamów założonego w 1902 roku przez byłego księdza katolickiego Gregorio Aglipaya Filipińskiego Kościoła Narodowego z dwoma biskupami, dwunastoma duchownymi i 28 parafiami zwraca się do ruskiej Cerkwi z prośbą o przyjęcie do prawosławia. Ale prawosławnego egzarchatu w Azji Południowo-Wschodniej patriarchat moskiewski jeszcze nie posiada. – Zajmijcie się tym, macie najbliżej – władze cerkiewne błogosławiły na ten trud o. Kiryła. I ojciec Kirył na Filipiny wyrusza, zapoczątkowując serię swoich czterdziestu misyjnych filipińskich podróży. Początkowo sam, później wspierany przez o. Gieorgija Maksimowa i innych misjonarzy. Docierają do zagubionych na wyspie Mindanao małych wsi i wioseczek. Ich mieszkańcy, których jak wszystkich Filipińczyków trapi rozwinięta przestępczość i prostytucja, są bardzo biedni i pozbawieni podstawowych wygód. Ale czują się szczęśliwi. Żyją dniem dzisiejszym, nie zamartwiają się tym co przyniesie jutro, obca im jest żądza posiadania, planowanie wpływów czy wydatków.

– Taki styl życia, który z mieszczańskiego punktu widzenia wydaje się istnym koszmarem, pomaga zbliżyć się do chrześcijańskich wartości – powie w wywiadzie dla Stoletija.ru o. Kirył. – Człowiekowi, który w mniejszym stopniu związany jest z materialnym światem indywidualnego, nastawionego na karierę egoizmu, łatwiej jest wejść w życie chrześcijańskiej wspólnoty, zaczerpnąć z duchowej skarbnicy. Ubóstwo jest oczywiście problemem, ale strzeże przed wieloma pokusami – w tym także przed nadmierną pychą i pewnością siebie.

To pomaga w misji. Tym bardziej, że ludzie, z którymi pracują, są lepsi i z pewnością pokorniejsi niż mieszkańcy urbanistycznych dżungli. I jak szybko zauważa o. Kirył, podczas gdy Europejczykowi czy Amerykaninowi niełatwo jest zmienić swoją naturę, Filipińczycy są pod tym względem podatniejsi i wrażliwsi na dobro.

Warunki misji bywały trudne. Gdy w mieście wybuchły zamieszki, z gór zeszli ni to uzbrojeni powstańcy, ni to bandyci, dzięki Bogu nie wyrządzając im krzywdy. Poza tym upał, pył i kurz, ciągłe naprawy starego samochodu, najczęściej w drodze i zawsze w lejącym się z nieba żarze, noclegi bez wentylatora. I komary, i malaria, na którą zapadli prawie wszyscy, i odmienna kuchnia, do której nie wszyscy byli w stanie się przyzwyczaić.

W miastach nauczali po angielsku, we wsiach, gdzie ze znajomością angielskiego jest gorzej (90 proc. zainteresowanych prawosławiem wspólnot posługuje się dialektem cebuano), korzystając z pomocy tłumaczy.

Przygotowania do chrztu trwały ponad rok. – Było prawie tak, jak przed dwoma tysiącami lat, gdy do Chrystusa przychodziły całe narody, rozpoczynały nowe życie całe wsie i miasteczka – mówił o. Kirył po tym, jak w kwietniu 2015 roku, tuż po Wielkanocy, w wodach Oceanu Spokojnego razem z o. Georgijem Maksimowym ochrzcili 130 Filipińczyków, potem kolejnych 43, a cztery miesiące później, w sierpniu, 239 następnych. I to nie tylko świeckich, także dwóch byłych aglipajskich biskupów i czterech duchownych. Chrzest, Liturgia z priczaszczenijem trwały do ośmiu godzin!

O. Kirył kieruje misją na Filipinach przez trzy lata, do 2017 roku. Gdy liczba prawosławnych na Filipinach przekroczyła dwa tysiące, pojawiają się stali duchowni, chórzyści, diakoni, dziewięciu młodych Filipińczyków rozpoczyna naukę w rosyjskich seminariach. Wkrótce jest i własny biskup – władyka chantymansyjski i surgucki Paweł. I są już plany odbudowy w Manilii wzniesionej w 1922 roku, a zniszczonej przez amerykańskie bombowce podczas wojny z Japonią w 1945 roku cerkwi Iwerskiej Ikony Matki Bożej. A w niedawno wyświęconej na Filipinach cerkwi św. Serafina Sarowskiego w Makalangtote (wcześniej nabożeństwa odbywały się tu w bambusowym szałasie bez ścian) niedawno zamirotoczyły cztery ikony.

O. Kirył zmiany te obserwuje już z daleka, z Filipinami kontaktuje się zdalnie. – A jakże by inaczej – żartuje. – Pozostawiłem tam kilkuset chrześniaków. I w większym stopniu skupia się na „swoim”, można powiedzieć, Tajwanie. Przybył tu na początku 2013 roku, tuż po święceniach.

Znalazł się w bogatej Republice Chińskiej, utworzonej na tej wyspie w 1949 roku przez burżuazyjny chiński rząd i chiński odpowiednik białej armii. W kraju, który do 1989 roku oficjalnie pozostawał w stanie wojny domowej z Chinami kontynentalnymi, który choć początkowo był skarbnicą chińskich tradycji, teraz uległ wpływom postmodernizmu, amerykanizacji i globalizacji.

Znalazł się w kraju z bogatą klasą średnią, który do niedawna był azjatyckim tygrysem, w którym co drugi mieszkaniec ma własną firmę, zakład czy sklepik, kilka domów i imponujące konto w banku. W kraju, w którym wcześniej ukończył studia i obronił doktorat.

Na początku reaktywuje dwie historyczne parafie prawosławne, w Tajpej i w Taizhong, które pamiętają jeszcze czasy św. Mikołaja Japońskiego. Tak, tak, św. Mikołaja Japońskiego, bo powstały z jego błogosławieństwa na początku XX wieku, gdy Tajwan, ówczesna Formoza, na pięćdziesiąt lat (1895-1945) przeszły pod japońską administrację, a na wyspie pojawili się prawosławni Japończycy.

Parafia w Tajpej przetrwała do lat czterdziestych XX wieku, wspólnota, w bardzo szczątkowej formie – do lat siedemdziesiątych. I wtedy, i teraz prawosławni nie posiadają cerkwi z prawdziwego zdarzenia. Ceny na Tajwanie są niebotyczne, zakup działki to koszt od trzech milionów dolarów wzwyż. Władze są skłonne udostępnić odpowiednią parcelę i to w pięknym parku, ale skąd wziąć pieniądze na budowę?

– Św. Mikołaj Japoński, gdy budował sobór w Tokio, zjeździł całą Rosję z prośbą o datki, może trzeba pójść w jego ślady – zastanawia się o. Kirył. – Iszczytie bolsze wsiego Carstwa Bożyja i wsio priłożytsa wam – powtarza i nie traci nadziei, bo niejednokrotnie się zdarzało, że w trudnych sytuacjach Pan Bóg nieoczekiwanie przychodził z pomocą.

Batiuszka zakłada dwie kolejne parafie na Tajwanie, ma teraz tak ze dwa tysiące wiernych, połowę stanowią rosyjskojęzyczni, resztę Tajwańczycy i Amerykanie, nabożeństwo odprawia więc po cerkiewnosłowiańsku, chińsku i angielsku.

Chińczycy generalnie nie są tak religijnym narodem jak np. Hindusi. Tajwańczycy pochłonięci konsumpcjonizmem niemal zupełnie nie interesują się religią. Tradycyjnie wierzą w różne duchy, czczą chińskich bohaterów, uprawiają kult przodków.

Ich ośrodki religijne składają się zwykle z kilku świątyń, Buddy, Konfucjusza, innych bóstw. Oddają cześć wszystkim po kolei, w myśl zasady „ja tobie, ty mnie”, swoje bóstwa traktując jak sąsiadów, z którymi lepiej żyć w zgodzie. I nie widzą w tym nic dziwnego. Młodsi odbywają te praktyki raczej ze względu na szacunek do starszych. I choć wiele ulic w Tajpej nosi nazwę cnót (ulica Miłosierdzia, ulica Wierności, ulica Miłości), dla nich to są już puste słowa.

W jaki sposób Tajwańczycy trafiają do prawosławnej parafii? Różnymi drogami. Wskutek fascynacji rosyjską kulturą, pod wpływem znajomości z Rosjanami, pobytu w Europie czy w Ziemi Świętej, wskutek duchowych poszukiwań przychodzą z innych chrześcijańskich konfesji. Czasami, jak 22-latek z południa Tajwanu – po bezpośrednim spotkaniu z Chrystusem. A że władze Tajwanu, w przeciwieństwie do Chin kontynentalnych, nie zabraniają przeprowadzania misji, o. Kirył opowiada o prawosławiu na uniwersytecie, w Internecie i na ulicy. Tak, tak, na ulicy, staje zwykle obok stacji metra, czasami z niedużą wystawą. Chętnym wręcza „Trzysta pouczeń podwiżników prawosławnej Cerkwi”, bardzo przydatną w misji książkę, przetłumaczoną już na dwanaście języków, w tym chiński. A przed chrztem przeprowadza minimum półroczny kurs katechizacyjny, połączony z obowiązkowym uczestnictwem we wszystkich nabożeństwach.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Ałła Matreńczyk
fot. pravoslavie.ru
miloserdije.ru

Odpowiedz