Home > Artykuł > Z Matką Bożą na rowerze

To tytuł książki Wojciecha Koronkiewicza, z wiele wyjaśniającym podtytułem „Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia”.

Wojciech Koronkiewicz jest człowiekiem żywym, natychmiast wchodzącym w kontakt z innym – rzadka dziś cecha – a sprzyja temu jego jazda na rowerze, co się okazało fundamentalną zaletą przy powstawaniu tej książki. Ma 51 lat. Urodził się i mieszka w Białymstoku. A nawet kiedy mieszkał w Paryżu, Nowym Jorku i Warszawie, zawsze wracał tam, gdzie czuje się najlepiej, czyli do Białegostoku. W rodzinie katolickiej przyszedł na świat, „ale dziadek był prawosławny – wyjaśnia. W dodatku maszynista! Na parowozie jeździł. Jak go babcia zobaczyła, ślub w tydzień był!”.

Jest dziennikarzem.

Szymon Hołownia, też dziennikarz, kandydat na prezydenta RP w ostatnich wyborach, też z Białegostoku, zachwyca się: „Co za piękna, mądra książka! Forma? Jak to u Koronkiewicza: czasem jak powiastka dla trochę większych dzieci. A treść? Tu przecież jest cała mistyka Podlasia. Ta książka nie tyle o kontemplacji ikon, co naszego, „tutejszego”, DNA: splotu nici Zachodu i Wschodu, nie do rozplątania. To tu pod Dąbrową, Orlą, Zabłudowem od wieków jest przecież i Rzym, i Kraków, i Moskwa, i Wilno, i Bizancjum. Po co szukać dalej, więcej? Żeby napisać taką książkę trzeba być stąd, z tego trzęsącego się co chwila kolejnym sporem uskoku tektonicznego płyt religii, narodów, kultur. Ale też trzeba lubić ludzi. Koronkiewicz jak nikt umie odmalować ciepłe światło niespiesznych rozmów ludzi pogranicza”.

W książce, która liczy 254 strony, jest 68 rozdziałów! Niektóre na pół strony albo i ćwierć. Są jak zworniki do wchodzenia w nową opowieść o cudownej ikonie czy cudownym miejscu. Czytając książkę masz wrażenie, jakby Podlasie było utkane przede wszystkim z prawosławnych miejsc kultu i ikon. A w wielu miejscach, nawet jeśli i katolickich, to Koronkiewicz tak długo zdejmuje warstwy, aż dogrzebie się do prawosławnej. Bywa, że zdejmuje niechlubne warstwy nowszej historii.

Co ze sobą wiezie na rowerze w plecaku? Książkę o. Grzegorza Sosny „Święte miejsca i cudowne ikony. Prawosławne sanktuaria na Białostocczyźnie”. To jego przewodnik. I te dwie książki nagle zaiskrzyły – Sosny i Koronkiewicza. Bo Koronkiewicz to co jest wiedzą potwierdzoną dokumentem, poprzedzoną żmudną pracą badacza historyka i teologa, czyli ojca Grzegorza, przekłada na żywą mowę, nieraz mistrzowsko. Wiedzę wyjętą od o. Grzegorza i własną nagromadzoną rozsiewa zamaszyście, z własnym zdumieniem, zachwyceniem i komentarzem. Osadza ją wśród ludzi, uczonych i prostych, lewicujących jak sam autor i gorliwych wyznawców Chrystusa.

Wszak Matka Boża w swoich ikonach i obrazach jest główną postacią tej książki. To do nich jedzie autor na rowerze, jak pielgrzym, który woli zapytać ekspedientkę w sklepie niż Googla, jak dojechać do świętego miejsca. Bo ekspedientka to żywy człowiek. A książka jest właśnie żywa! Tak samo widzimy nieustannie jej autora – jedzie, pyta, puka, wraca, zamyśla się, wierzy albo nie wierzy kronikarzom, sprawdza, zdumiewa się. Jednym słowem, czytając książkę możemy się czuć tak, tak jakbyśmy siedzieli w koszu przyczepionym do jego roweru, wsłuchując się ciągle w jego opowieść. Najpierw wyprawia się do Supraśla, do ikony Matki Bożej Życiodajne Źródło, która w ubiegłym roku, w czasie pierwszej fali pandemii koronawirusa, toczyła mirro.

Jedzie do Wasilkowa do Świętej Wody, dziś miejsca kultu rzymskokatolickiego. Wczytuje się w historię miejsca i konstatuje: „Unicka kaplica, przejęta przez Cerkiew, przekazana katolikom. Kto więc w końcu komu zabrał? Takie pytania nie prowadzą do niczego dobrego. Ta historia będzie się zresztą powtarzać jeszcze wielokrotnie”.

Koronkiewicz więc mnoży pytania w wielu miejscach.

Logiczne, że następny krok stawia autor w cerkwi w Wasilkowie, bo tam jest kopia ikony, która niegdyś wisiała przy źródle.

Dalej podobnie – odsłania historyczne kontrowersje. Jedzie do Hodyszewa. Pisze: „Otóż obraz Matki Boskiej Hodyszewskiej jest jedną z ikon, które zostały wywiezione do Rosji w 1915 roku. (…) Wiele ikon w Rosji zostało na zawsze”. Ale ta z Hodyszewa wróciła. Najpierw w 1926 roku do Warszawy, do soboru św. Marii Magdaleny. W 1928 roku wieziono ją pociągiem do stacji w Szepietowie. Dlaczego w Szepietowie? Bo stąd blisko do Hodyszewa, zamieszkałego jeszcze w międzywojniu przez ludność prawosławną, w którym stała wybudowana w 1881 roku cerkiew. Stała nadal, ale już jako kościół rzymskokatolicki, bo po pierwszej wojnie parafię prawosławną zlikwidowano i ksiądz katolicki zaczął w cerkwi odprawiać nabożeństwa. Dziesięciotysięczny tłum, witający ikonę na stacji w Szepietowie, odprowadzał ją więc tam skąd ją wywieziono, czyli do cerkwi, która stała się kościołem. Kult ikony rósł. Cerkiew/kościół okazał się za ciasny. Wybudowano nowy. Ale o. Sosna dopowiada, a cytuje go Koronkiewicz: „Nowy kościół zbudowano w 1949 roku, z materiałów pochodzących z rozebranej cerkwi wzniesiono dom pielgrzyma i plebanię. Wtedy to ostatecznie zlikwidowano ślady prawosławnej parafii”. Likwidację potwierdza nasz rowerzysta. Toczy dialog ze starszym człowiekiem, stojącym obok kaplicy w sanktuarium:

„– Czy są tu jeszcze prawosławni? – pytam.

– Nie ma – odpowiada pan Jan. – Ale kiedyś byli? – dopytuję się.

– Byli ale już nie ma – ucina.

Nie mam odwagi zapytać, czy jeszcze tu byli, kiedy rozbierano cerkiew”.

W Różanymstoku, niegdyś Krasnymstoku, historia niemniej przekładana warstwami prawosławia i katolicyzmu. Wojciech Koronkiewicz, przy pomocy o. Grzegorza Sosny, odsłania każdą z nich. Musi więc sięgnąć do rodu Tyszkiewiczów, a nawet książąt Urusowych, prawosławnego, ale tatarskiego pochodzenia. I tu właśnie, jak pisze Szymon Hołownia, splatają się nici Wschodu i Zachodu nie do rozplatania, ale autor książki jednak podejmuje próbę… To co przemilcza strona katolicka, obecny gospodarz sanktuarium, który widzi niszczenie i dewastacje, dokonywane za cara, Koronkiewicz dopowiada, widząc… ogromny rozmach inwestycyjny za cara, kiedy zbudowano nową murowaną cerkiew na tysiąc osób, szpital, do którego przyjmowano nie pytając o wyznanie, budynek seminarium nauczycielskiego, szkołę dla dzieci, przytułek dla małych dzieci i kobiet w podeszłym wieku, hotel dla pielgrzymów, założono gospodarstwo ogrodnicze i sadownicze, pasiekę, stawy rybne, warsztaty ikonopisania, tkactwa, złotnictwa, introligatorstwa, zakład krawiecki, młyn, kaszarnię, dynamo zapewniające prąd do wszystkich budynków, nawet otworzono w pobliżu przystanek kolejowy (stąd do Grodna ze trzydzieści kilometrów).

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Anna Radziukiewicz
fot. Adam Ludwiczak



Odpowiedz