Home > Sami o sobie > Niewysłuchana krzywda (część II)

Niewysłuchana krzywda (część II)

Pamięci Marii Kozłowskiej z domu Adamowicz, Marii Zołotar z domu Gierasimiuk, Kseni Popko z domu Kołodko i jej córek Walentyny i Iraidy z domu Popko, Zinaidy Borsuk z domu Prokopowicz i Nadziei Motowickiej z domu Borsuk, bestialsko zamordowanych w latach 1945-1946 przez członków polskiego podziemia WiN i NZW w gminie Choroszcz

Nastał czas wielkiej trwogi dla tych, którzy byli z Niemcami i liczyli na ich moc. Niemcy aresztowali wielu ludzi dzięki donosom, przyszli Sowieci – robią to samo – pisał o. Garustowicz. Tuż po wyzwoleniu trzej mieszkańcy Łysek, członkowie NZW, złożyli donos na sołtysa Jana Borsuka, oskarżając go o współpracę z Niemcami, polegającą na wysyłaniu mieszkańców wsi na roboty do Niemiec. Obowiązkiem każdego sołtysa było przygotowanie list osób nadających się do wyjazdu na roboty wg niemieckich kryteriów. Funkcja ta podczas okupacji niemieckiej była niezwykle trudna. Sołtys musiał nieustannie lawirować między wykonywaniem poleceń Niemców, co oznacza działanie na szkodę społeczności, a okłamywaniem okupanta dla dobra mieszkańców, co groziło nawet utratą życia. Niemcy, przyjeżdżając do Łysek, pierwsze kroki kierowali do sołtysa. Jan ich ugaszczał i upijał, aby nie węszyli po wiosce – mieszkańcy odbierali to różnie. Jan Borsuk, aresztowany przez NKWD i skazany na 15 lat, trafił do obozu w Ostaszkowie.

Sprawiedliwości szukały rodziny wydanych i zamordowanych komunistów z Rogowa i Ruszczan. Córka wydanego gestapo Andrzeja Kozłowskiego, Lucyna, przekazała urzędowi bezpieczeństwa pamiętnik ojca, w którym notował ważniejsze wydarzenia we wsi i okolicy. Lucyna napisała o okolicznościach aresztowania i rozstrzelania ojca i prześladowaniach rodziny po jego śmierci. Eugenia Kozłowska, żona jednego z komunistów, również napisała podanie, w którym wyjaśniła, jak doszło do wydania gestapo jej męża w Ruszczanach. Obie ujawniły rolę Stanisława Bobrowskiego, Aleksandra Zagórskiego i Piotra Grzybki.

28 września 1944 roku Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa aresztował Piotra Grzybkę. Zarzucono mu …współpracę z tajną policją niemiecką, branie udziału podczas aresztów, składowanie broni, łączność z Al. Zagórskim i St. Bobrowskim. Przesłuchiwany do niczego się nie przyznał. 25 stycznia 1945 roku służba więzienna wysłała go pod opieką konwojenta do lasu po materiał na miotły… i tyle go widzieli.

Podobne zarzuty otrzymał, aresztowany 30 września 1944 roku, Aleksander Zagórski. Wielokrotnie przesłuchiwany przez śledczych, oskarżył Stanisława Bobrowskiego o wydanie rogowskich komunistów. Również Zagórskiemu udało się uciec z więzienia w maju 1945 roku. Tylko Stanisław Bobrowski zaliczył dwa procesy sądowe. W oskarżeniu napisano: Idąc na rękę władzy państwa niemieckiego w 1941 roku w Choroszczy wskazał na kilkanaście osób jako na osoby pracujące w latach 1939-1941 we władzach radzieckich, na skutek czego aresztowano je i rozstrzelano.

Śledztwo nie potwierdziło zarzutów – pisze Henryk Zdanowicz. – Świadkowie wskazywali przede wszystkim na Stefana Zinówko jako tego, który obciążył swoimi zeznaniami osoby rozstrzelane. Sprawę umorzono. Tylko czy to Stefan Zinówko dostarczył Niemcom listę komunistów i czy to on zorganizował „spotkanie z gestapo” pod pretekstem remontu mostu? Trafnie skomentował zachowanie wuja po procesie jego bratanek, Adam Bobrowski: …w 1945 roku Stach stąd wyjechał. Czuł, że tu jest spalony. A wyjechał do Gdańska, gdzie objął posadę w Stoczni Gdańskiej. Tu, do dyrektora Bobrowskiego, przybywali uciekający żołnierze podziemia, którym pomagał „zniknąć”. W 1947 roku Stanisław Bobrowski przyjechał do Choroszczy i …został aresztowany na tej samej podstawie prawnej. Puścili go dlatego, bo dużo podpisów zebrali, szczególnie ksiądz, że on był w AK, to go wypuścili. Nawet prawosławni z Choroszczy dali oświadczenia, że przyszedł do okna, zastukał i powiedział, żeby uciekać, bo gestapo aresztuje – to jego wyratowało – wyjaśnił bratanek, Adam Bobrowski.

Czy na powyższych wydarzeniach skończyłyby się antagonizmy polsko-białoruskie, a życie powoli wróciło na właściwe tory? Być może, gdyby 9 września 1944 roku nie podpisano porozumienia, które doprowadziło do wielkiej traumy prawosławnych Białorusinów. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) z Radą Komisarzy Ludowych Białoruskiej SRR uwikłali tutejszych prawosławnych Białorusinów w wymianę narodowościową. Strona polska oczekiwała, że Białorusini wyjadą do ZSRR, a ich gospodarstwa przejmą repatrianci polscy. Strona białoruska liczyła na to, że polscy Białorusini zasiedlą chociaż część z 627 zamordowanych i spalonych przez Niemców wsi, a także, opustoszałych po eksterminacji Żydów, miast na Białorusi. Oczywiście, jak zaznaczyły strony porozumienia, będzie to możliwe, jeśli Białorusini wyrażą chęć ewakuowania się, przymusu nie należy stosować ani bezpośrednio, ani pośrednio. Obu stronom zależało na szybkiej realizacji przedsięwzięcia. Strona sowiecka uruchomiła ogromny aparat propagandowy, agitatorzy dotarli do każdego domu i przekonywali prawosławnych do wyjazdu. Większość nie miała zamiaru wyjeżdżać, pozostawiać dorobku przodków, rozstać się z krewnymi, kuzynami, porzucać grobów i ojczyzny, tym bardziej że „po cichu” była powstrzymywana przez kwaterujących tu oficerów sowieckich. Do domu Michalskich w Ruszczanach …przychodził oficer sowiecki, Gruzin. W cywilu mógł być duchownym, bo pod mundurem nosił krzyż, znał modlitwy. Przekonywał rodziców, aby nie opuszczali gospodarstwa i nie wierzyli agitatorom.

Późną jesienią 1944 roku było już wiadomo, że realizację „ewakuacji” Białorusinów należy rozciągnąć w czasie. Wkrótce do akcji włączy się zbrojne podziemie. Jak pisze Marcin Zaremba w „Wielkiej trwodze” …motywację ideologiczną stanowiło przedwojenne, endeckie hasło „Polska dla Polaków”, którego spełnienie wydawało się nakazem chwili dla ultrapatriotycznych żołnierzy podziemia. Ludność białoruska będzie więc straszona, bita, rabowana … i zabijana, i zmuszana do wyjazdu.

W styczniu 1945 roku, gdy rozwiązano Armię Krajową, komendant białostockiego okręgu Władysław Liniarski rozkazu nie podpisał. Na strukturach AK utworzono tzw. Armię Krajową Obywatelską, a 9 września 1945 roku powołano Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” (WiN). Część miejscowych członków AK przeszła do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW) – głównie do 3 Brygady Wileńskiej, dowodzonej przez „Burego”, jeszcze inni znaleźli się w oddziałach tej samej organizacji, dowodzonych przez Henryka Sikorskiego „Gryfa” i Stanisława Babińskiego „Ognia”, operujących przede wszystkim w powiecie wysokomazowieckim. W gminie Choroszcz (wówczas Barszczewo) powstała IV kompania NZW, jej oddziałem likwidacyjnym kierował, m.in. Władysław Sochor, ps. „Groch”. Miejscowi członkowie NZW już wczesną wiosną rozpoczęli, tzw. akcję ulotkową: … nakazując prawosławnym wyjazd do ZSRR. Wieszano na płotach plakaty z ręką pokazującą na wschód: „Gdzie brat twój tam i ty”. Zarządzenie. Białorusini na Wschód! – do Rosji do dnia … opuścić ziemie polskie. Niewykonanie zarządzenia – skutki jak wiecie. Akcję ulotkową prowadzano konsekwentnie do końca 1946 roku. Najpierw z gminy Barszczewo wyjechało kilka rodzin, większość ignorowała „zarządzenia”, toteż podziemie rozpoczęło terror – rabunki, kontrybucje, poniżanie, bicie, a w końcu zabójstwa. Szczególnie uciążliwe były kontrybucje, które nakładano na wsie lub pobierano bezpośrednio od gospodarzy: …no, a jak mieliśmy broń to poszliśmy do Ruszczan, do prawosławnych, bo potrzebowaliśmy pieniędzy; …potem, jak zrobiliśmy tych sołtysów, to poszliśmy do Ruszczan, sołtys zrobił nam listę, to braliśmy po 200 zł od każdego hektara – wspominał Adam Bobrowski. Andrzej Drozdowski z NZW opowiedział, że w kwietniu 1946 roku patrol NZW: …pod dowództwem Józefa Gogola we wsi Czaplino zabrał od Grzyba 10 tys. złotych, a od sołtysa Zaczerlan 5 tys. złotych. Majętnych gospodarzy okradano wielokrotnie. A jak ktoś z naszych sprzedał świniaka, krowę czy konia, to już na drugi dzień przyszli i zabrali pieniądze – wspominał mieszkaniec Zawad Mikołaj Siergiejew. Mężczyźni, aby uniknąć bicia lub rozstrzelania, chowali się na noc w zmyślnie urządzonych kryjówkach – spali w wydrążonych pod zabudowaniami ziemiankach lub u katolickich krewnych. Latem było łatwiej, zasypiano w zbożu, w ziemniakach, w głębszych bruzdach. W Porosłach niemal każdy dom prawosławny posiadał zawieszoną na strychu łuskę po pocisku, w którą uderzano metalowym prętem, gdy pojawiali się podziemni. Ojciec nakazał mi biec na strych i walić w łuskę, gdy bandyci przyszli po mój rower – opowiedziała pani Irena z Porosłów, wówczas 12-letnia dziewczynka.

Wsie prawosławne były także źródłem zaopatrzenia podziemia w żywność, przecież …cały czas żyliśmy na łaskawym chlebie – żalił się Antoni Iwaszczuk ps. „Zając” (WiN) – a te kilka świniaków, które zresztą braliśmy od tych, co za władzą ludową gardłowali, to porozdzielaliśmy po naszych punktach, żeby było co zjeść.

„Podziemni” apelowali: Do Panów Milicjantów z Choroszczy. W związku z waszym postępowaniem i zachowaniem się w terenie do ludności polskiej zarządzam co następuje: Polecam: 1. Zaprzestać wszelkiej rekwizyty jak świń itp. u ludności polskiej 2. Nie wgłębiać się i nie interesować się terenem w sprawach politycznych. 3. Być lojalnym wobec ludności polskiej. Niezastosowanie się do wyżej wymienionego polecenia będę karał śmiercią tam gdzie napotkam i w miejscu pobytu. Czas zemsty i klęski czerwonego tyrana nadchodzi. Precz z okupacją czerwoną. Jutrzenka wolności już bliska. K.W.P. /-/ V 16 B.B.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Halina Surynowicz

Odpowiedz