Home > Artykuł > Kwiecień 2021 > Wyspa Piotra Mamonowa

Przeszedł długą drogę, od legendarnego rosyjskiego rockmana, alkoholika, narkomana i skandalisty, po szanowanego aktora i muzyka, chrześcijanina, który głęboko wierzy w Boga i Bogu, o czym nie przestaje opowiadać z nadzieją i radością. Piotr Mamonow, odtwórca roli starca Anatolija w niezapomnianym filmie „Ostrow”, którego warsztat aktorski wielu z nas mogło ocenić osobiście. I chociaż zdaniem reżysera Pawła Łungina Mamonow zagrał tam samego siebie, on uważa, że z bohaterem łączy go tylko próba pokajanija i przemyślenia całego życia.

Piotr Mamonow swoje życie i przemyślał, i przemienił. Bóg szczodrze obdarzył go nie tylko wieloma talentami, także kochającymi rodzicami. Mamonowie mieszkali w centrum Moskwy, mama tłumaczyła literaturę z języków skandynawskich, tata był naukowcem, specjalistą od wielkich pieców. A Pietię od najmłodszych lat „roznosiło”. Już jako ośmiolatek z nieukrywanym podziwem patrzył przez szybę na mroczną, pogrążoną w oparach alkoholu, być może także narkotyków, grupę beatników (członków nieformalnego ruchu awangardowego), którzy przesiadywali w nowo otwartej kawiarni „Siewier”. „I ja też taki będę” – marzy.

Być innym od wszystkich, wyróżnić się. Tego chce. Lubi szokować. Jako nastolatek z prześcieradła szyje białe spodnie, wokół szyi zakręca ręcznik frotte, do okularów przymocowuje łańcuch od spłuczki tak, żeby drewniana rączka wisiała za uchem. I wyrusza na spacer po ulicy Gorkiego. Innym razem wraz z kolegami siada na chodniku, co wtedy już samo w sobie było dużym aktem protestu, nabierają do ust gazowanej wody i plują na przechodniów. „Chłopcy, dlaczego to robicie” – pyta ich starszy mężczyzna. „Żeby wyprowadzić obywatela ze stanu bezmyślnego letargu” – i na to mają gotową odpowiedź.

Pietia sięga po alkohol, potem narkotyki, na swoim podwórku w Karetnym Zaułku, na którym kiedyś wychowywał się Wysocki, bierze udział we wszelkich bójkach, najpierw uderza, potem myśli za co. I wylatuje ze szkoły za wybuch, do jakiego doprowadził tuż obok pracowni chemicznej.

Mama po jednej z awantur szybko zmusza go do podjęcia pracy – zamyka lodówkę na klucz. Chłopak ima się różnych zawodów, pracuje najpierw w Instytucie Energii Atomowej jako drukarz. Szybko staje się samodzielny. Gdy w wieku 21 lat żeni się z ukochaną dziewczyną, umie ugotować, sprzątnąć, wbić gwóźdź, nareperować podstawowe sprzęty. Nie umie, nie potrafi porzucić dotychczasowego życia. Nawet wtedy, gdy podczas jednej z bójek otrzymuje cios pilnikiem w okolice serca. Ma przebite płuco, traci wiele krwi, przez czterdzieści dni leży w śpiączce. W pewnej chwili już go nie boli, ogarnia go pokój, widzi jakiś próg… Potem lekarze zaczynają go ściągać z powrotem. „Dlaczego to robicie” – krzyczy. Ale choć wraca do świata żywych, nie porzuca nałogów. Dlaczego? Ile czasu grzechowi służyłeś, tyle czasu co najmniej, z pomocą Boga, będziesz zmieniał swoje życie, powie po latach. A wtedy? Wtedy od razu po wyjściu ze szpitala poszedł do piwiarni. „Piwo dla inwalidy” – krzyknął od progu, bo poruszał się o kulach. Dostał trzy, wypił od razu. Pierwsze małżeństwo rozpadło się po ośmiu latach. – Ja je zniszczyłem przez swoje uzależnienia, swoje twórcze porywy – przyznaje –bo służyłem diabłu, którego jedno z imion brzmi „rozdzielający”.

Z tego małżeństwa urodzi się syn. Był z nim tylko kilka lat (teraz spotyka się regularnie). Dzisiaj już wie – ile czasu nie po[1]święciłeś na wychowanie dziecka, tyle później, jeśli chcesz to naprawić, musisz poświęcić na modlitwę, bo modlitwa, rozmowa z Bogiem, ma ogromną siłę.

Mimo że kończy instytut poligraficzny, trudno mu się skupić na jednej pracy. Pracuje i w redakcji czasopisma „Pionier”, pisze artykuły o timurowcach oraz zlotach, i w łaźni, kotłowni, i jako windowy w Domu Literata, tłumacz z języka norweskiego. W końcu zakłada zespół muzyczny. I chociaż występuje – najpierw na domowych koncertach – jako jego solista, zawsze uważa się raczej za poetę niźli muzyka.

Żeni się po raz drugi, Ola jest tancerką, urodzi mu dwóch synów. I nigdy, nigdy nie przestanie o niego walczyć. W 1983 roku Piotr Mamonow zakłada legendarną rockową grupę „Zwuki mu”. Przed nimi występy w całym ZSRR i za granicą, w Europie, a nawet USA. I współpraca z angielskim producent Brianem Eno. I płyty z powodzeniem przyjmowane na Zachodzie. Krytycy zastanawiają się nad klasyfikacją tej awangardowej muzyki, podziwiają jej niespotykane brzmienie.

Oglądam jeden z koncertów. Źle trafiam. Nie wyłapuję wszystkich słów, muzyka mnie przytłacza, a ruch sceniczny przeraża. Prawdę powiedziawszy, nie dziwi mnie, że podczas jednego z telewizyjnych występów „Zwykow mu” zadzwonił psychiatra z Saratowa: – Piotrze Nikołajewiczu – zapytał na wizji – kto pańskim zdaniem w większym stopniu zwariował, czy pan, dowodząc tego w dość przekonywujący sposób, czy widzowie, przyjmujący tę imitację za sztukę?

Dziś Piotr Mamonow nie chce oglądać swoich koncertów. „Tego chłopaka już nie ma” – przyznaje. „Bo człowiek może zmienić się diametralnie”. Starych taśm czy płyt nie niszczy. I za Puszkinem powtarza: Ja s otwraszczenijem żyźń swoju listaju, no strok pozornych nie smywaju. Gdzieś tak w połowie lat 90. cioteczny brat, budowniczy z zawodu, zaproponował mu kupno działki pod Wierieją, tak ze dwieście kilometrów od Moskwy.

„Ja, moskwianin z dziada pradziada, na wsi?” – wzbraniał się przed tym pomysłem jak mógł. Ale pojechał. A tam i sosny, i cisza, i inne niebo. Osiadł w Jefanowie. Dobra żona, udane dzieci, własne miejsce na ziemi, sława, pieniądze. Nagle zaczyna go dręczyć pytanie, po co tak naprawdę żyje? Pierwszą zimę w Jefanowie spędza samotnie. A odinoczestwo sobirajet duszu, jak pisze św. Izaak Syryjczyk. Piotr Mamonow czyta dzienniki Lwa Tołstoja, potem nieoczekiwanie pojawia się myśl – może tak zwrócić się ku Bogu? Jego rodzice byli niewierzący, ale prapradziadek, protoijerej Nikołaj Nadieżdin, przez siedemnaście lat był nastojatielem w soborze Wasilija Błażennogo w Moskwie. Spiaszczego nie budi, prosnuwszehosia nakarmi… Piotr Mamonow ma 45 lat i właśnie się budzi. Szybko rozumie, że Chrystus nie pędzi przed sobą swego stada, lecz woła, by szło za nim. Teraz i on słyszy ten zew. Kupuje molitwosłow, w nim zaznacza cztery modlitwy, które są mu po dusze. Zaczyna się modlić. Potem w Kijowie przed olbrzymią ikoną Matki Bożej nagle pada na kolana i nie może przestać płakać. Kupuje Ewangelię, czyta jeden rozdział, drugi, trzeci. Natrafia na przypowieść o synu marnotrawnym. „Toż to o mnie” – nie ma wątpliwości.

Zaczyna chodzić do cerkwi, bierze ślub cerkiewny z Olą, przystępuje do spowiedzi, priczastija. Złoto naszych dusz wytapia się w ogniu pokus, w ogniu nieszczęść, w ogniu tego bezmyślnego, bezbożnego świata – dziś mówi. I opowiada jak walczy, jak pada, ale się podnosi. I stopniowo wyzwala się z nałogów. W najtrudniejszych momentach pamięta: – Bóg nikogo nie doświadcza ponad jego siły.

Jako humanista, korzysta z książek. Oprócz Ewangelii czyta pisma ascetyczne św. Izaaka Syryjczyka, na okrągło. Poleca też, choć słowo poleca jest tu niewłaściwe, bo każdy ma swoją drogę do Boga, a Piotr Mamonow raczej dzieli się po prostu doświadczeniem. Tak więc Piotr Mamonow sięga także po „Listy” waałamskiego starca Ioanna [kanonizowanego przez fińską Cerkiew przed kilku laty – am] czy „Pisma duchowym dietam” ihumena Nikona (Worobjowa). Słucha kazań o. Dimitrija Smirnowa, wykładów prof. Aleksieja Osipowa (chociaż nie porywają go, tak polecane przez Aleksieja Iljicza, prace św. Ignacego Branczaninowa, inżyniera z zawodu, są wyłożone zbyt „technicznie”). Szybko zauważa, że i o. Dimitrij Smirnow, i Aleksiej Osipow jego emocjonalne przeżycia formują w jasny, przejrzysty schemat. Tymczasem wieści o przemianie Mamonowa, już także i teatralnego, i filmowego aktora, dochodzą do stolicy.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

Ałła Matreńczyk
fot. fishki.net, patriarchia.ru

Odpowiedz