Home > Artykuł > Maj 2021 > Duszą i ciałem

„I umęczonego, i pogrzebanego, i zmartwychwstałego…”. Po krzyżu, po śmierci powstanie z martwych – to podstawowe, główne, decydujące twierdzenie Symbolu Wiary, twierdzenie z samego jądra chrześcijaństwa. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara (1Kor 15,14). Te słowa apostoła Pawła pozostają dla chrześcijaństwa kamieniem węgielnym po dzień dzisiejszy. Chrześcijaństwo to wiara przede wszystkim i ponad wszystko w to, że Chrystus nie pozostał w grobie. Że ze śmierci zajaśniało życie i że przez zmartwychwstanie Chrystusa absolutne, wszechogarniające, nie mające wyjątków prawo umierania i śmierci zostało jakby od wewnątrz rozerwane i przezwyciężone.

Zmartwychwstanie Chrystusa tworzy, powtarzam, samo serce wiary chrześcijańskiej, chrześcijańskiej dobrej nowiny. Jednak – jakby to nie zabrzmiało dziwnie – obecnie w realnym życiu chrześcijaństwa i chrześcijan wiara ta zajmuje mało miejsca. Jest jakby zamglona, a współczesny chrześcijanin – sam tego nie wiedząc – nie to że jej nie przyjmuje, lecz jakby ją omija. Nie żyje nią, jak żyli pierwsi chrześcijanie. Jeżeli chodzi do cerkwi, to oczywiście słyszy zawsze rozlegające się podczas chrześcijańskiego nabożeństwa uroczyste stwierdzenia: „śmiercią zwyciężył śmierć”, „zwycięstwo pochłonęło śmierć”, „życie świeci swą pełnią” i „nikt martwy nie pozostał w grobie”. Lecz zapytajcie, co on naprawdę myśli o śmierci. Często (nawet zbyt często) usłyszycie niewyraźne, istniejące jeszcze przed chrześcijaństwem twierdzenie o nieśmiertelności duszy i jej życiu w jakimś świecie pozagrobowym. I to jeszcze w lepszym przypadku. W gorszym zaś – zakłopotanie, niewiedzę: „Ja, jakoś nigdy naprawdę w to się nie zagłębiałem”.

Jednak wgłębiać się w „to” należy absolutnie koniecznie. Na wierze lub niewierze nie tylko w „nieśmiertelność duszy”, lecz właśnie w zmartwychwstanie Chrystusa i w nasze powszechne zmartwychwstanie na końcu świata – jak powiadają – „opiera się i upada” bowiem całe chrześcijaństwo. Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, to Ewangelia jest kłamstwem najstraszniejszym ze wszystkich kłamstw. Jeśli Chrystus zmartwychwstał, to wtedy nie tylko radykalnie zmieniają się, lecz po prostu odpadają wszystkie nasze przedchrześcijańskie wyobrażenia i wierzenia w „nieśmiertelność duszy”. Wtedy cały problem śmierci staje w zupełnie innym świetle. W tym właśnie i istota sprawy, że zmartwychwstanie – przede wszystkim – zmienia stosunek do śmierci i rozumienie śmierci. Stosunek ten w najgłębszy sposób odróżnia się od zwykłych religijnych wyobrażeń o niej. Jest to rozumienie w pewnym sensie po prostu odwrotne do tych wyobrażeń.

Należy wręcz powiedzieć, że klasyczne wierzenie w nieśmiertelność duszy wyklucza wiarę w zmartwychwstanie. Zmartwychwstanie bowiem – i to jest źródło wszystkiego – zawiera w sobie nie tylko duszę, lecz i ciało. Proste czytanie Ewangelii nie pozostawia tutaj żadnych wątpliwości. Zobaczywszy zmartwychwstałego Chrystusa apostołowie pomyśleli, że widzą zjawę, przywidzenie. Jednak zmartwychwstały Chrystus daje im odczuć realność swego ciała. Bierze jedzenie i je przy nich. Wątpiącemu Tomaszowi nakazuje palcami upewnić się o realności zmartwychwstania. I gdy apostołowie uwierzyli, to właśnie głoszenie zmartwychwstania, jego realności, jego – jakby powiedzieć – „cielesności” staje się najważniejszą treścią, siłą i radością ich kazań. Głównym sakramentem Cerkwi staje się zaś przyjmowanie chleba i wina jak Ciała i Krwi zmartwychwstałego Pana. I w tym akcie – jak mówi apostoł Paweł – „śmierć Pańską głosząc, zmartwychwstanie Jego wyznają”. Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie (1Kor 11,26).

Zwracający się do chrześcijaństwa kierują się nie do jakichś idei i zasad, lecz przyjmują tę wiarę w zmartwychwstanie, to doświadczenie, to poznanie zmartwychwstałego Nauczyciela. Przyjmują wiarę w powszechne zmartwychwstanie. To zaś oznacza – w przezwyciężenie, zburzenie, zniszczenie śmierci jako ostateczny cel świata. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć – w jakimś duchowym zachwycie woła apostoł Paweł (1Kor 15,26). I w każdą paschalną noc ogłaszamy: Gdzie więc, o śmierci, jest twój oścień? Gdzie twe, piekło, zwycięstwo? Zmartwychwstał Chrystus – i nikt martwy nie pozostał w grobie. Zmartwychwstał Chrystus – i życie świeci swą pełnią. W ten sposób przyjęcie lub nieprzyjęcie Chrystusa i chrześcijaństwa jest – w istocie – przyjęciem lub nieprzyjęciem wiary w Jego zmartwychwstanie, czyli wiary w zjednoczenie w Nim duszy i ciała, rozdzieleniem których jest śmierć.

Mowa jest tutaj nie o odrzucających zmartwychwstanie Chrystusa z tego powodu, że odrzucają samo istnienie Boga, to jest nie o przekonanych (lub myślących, że są przekonani) ateistach-bezbożnikach. Spór jest prowadzony na innym obszarze. Znaczniej ważniejsze jest to dziwne „rozmazywanie” wiary w zmartwychwstanie, o którym tylko co wspomniałem, wśród samych wierzących. Chodzi o chrześcijan, którzy w dziwny sposób łączą świętowanie Paschy z faktycznym, często być może podświadomym, odrzuceniem zmartwychwstania Chrystusa. W historycznym chrześcijaństwie nastąpił jakby powrót do przedchrześcijańskiego pojmowania śmierci. Zawiera się ono – w pierwszej kolejności – w uznaniu śmierci za „prawo przyrody”, to jest zjawisko naturalne samej przyrody, z którym z tego powodu – i jakkolwiek straszna byłaby śmierć – należy się „pogodzić”, które należy przyjąć. Rzeczywiście, wszystkie niechrześcijańskie, wszystkie naturalistyczne religie, wszystkie filozofie zajmują się tym, że „godzą” nas ze śmiercią i starają się nam pokazać początek nieśmiertelnego życia, nieśmiertelnej duszy w jakimś innym świecie „pozagrobowym”. Platon na przykład, a później i jego niezliczeni następcy, uczą, że śmierć jest pożądanym wyzwoleniem duszy od ciała. W takim razie wiara w zmartwychwstanie ciała staje się nie tylko niepotrzebna, lecz i niezrozumiała, a nawet fałszywa, niewiarygodna. Dlatego, aby poczuć cały sens chrześcijańskiej wiary w zmartwychwstanie, należy zacząć nie od niego, lecz od chrześcijańskiego rozumienia ciała i śmierci. Tu jest bowiem źródło niezrozumienia, nawet wewnątrz chrześcijaństwa.

Religijna świadomość przyjmuje zmartwychwstanie Chrystusa przede wszystkim jako cud, czym oczywiście i jest. Lecz dla życiowej świadomości religijnej cud ten jest nawet jeszcze większy. Cud nad cudami pozostaje – można by rzec – „wyjątkowy”, odnoszący się tylko do Chrystusa. A ponieważ Chrystusa uznajemy za Boga, cud ten w pewnym sensie przestaje być nawet cudem. Bóg jest wszechmocny, Bóg jest Bogiem, Bóg może wszystko! Cokolwiek by nie oznaczała śmierć Chrystusa, Jego Boska moc i władza nie pozwoliły Mu pozostać w grobie. W tym właśnie i problem, że wszystko to składa się tylko na połowę pierwotnego pojmowania zmartwychwstania Chrystusa. Radość początkowego chrześcijaństwa, żyjąca i do teraz w Cerkwi, w jej nabożeństwach, w jej pieśniach i modlitwach, w szczególności w nieporównywalnym z niczym święcie Paschy, nie oddziela zmartwychwstania Chrystusa od „zmartwychwstania powszechnego”, jakby biorącego początek w zmartwychwstaniu Chrystusowym.

(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)

o. prot. Aleksander Schmemann

tłum. Aleksy Kordiukiewicz

fot. Andrzej Charyło

Odpowiedz