W drugim tygodniu po Wielkanocy (10 maja) słyszymy fragment z drugiego rozdziału Ewangelii św. Jana o cudzie przemiany wody w wino. Matka Boża i Jezus z kilkoma pierwszymi apostołami uczestniczyli w charakterze gości weselnych w Kanie Galilejskiej niedaleko Nazaretu. Bogarodzica dyskretnie powiadomiła Jezusa o kłopotliwej dla gospodarzy sytuacji – zabrakło wina. Chrystus nakazał służbie napełnić wodą sześć wielkich stągwi, służących do mycia rąk i nóg, i przemienił wodę w wyborne wino. Ewangelista stwierdza, że „taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie” (J 2,11).
Wszyscy czterej Ewangeliści po swojemu podeszli do cudów i jako pierwsze odnotowali inne wydarzenie. U św. Mateusza jest to uzdrowienie trędowatego (Mt 8,1-4). Św. św. Marek i Łukasz rozpoczęli opis cudów od uzdrowienia opętanego w Kafarnaum (Mk 1,21-28; Łk 4,31-37). Natomiast św. Jan Ewangelista uznał za godny odnotowania cud w Kanie Galilejskiej (J 2,1-11), trzeciego dnia po spotkaniu i powołaniu apostołów Filipa i Natanaela (Bartłomieja). W tym z pozoru banalnym wydarzeniu, weselu w małej, nieznanej mieścinie, skąd pochodził właśnie Natanael, widoczne jest nawiązanie do ważnego, prorockiego tekstu Izajasza, w którym zapowiadał czasy mesjańskie. Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win. Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarz wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody; raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę od swego ludu na całej ziemi, bo Pan przyrzekł. I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg, Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność: cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! (Iz 25,6-9). O wspaniałości tej uczty pisali inni prorocy: Amos (9,13), Ozeasz (2,24), Joel (4,18) i Jeremiasz (31,5).
Ewangelista Jan chciał podkreślić, że wesele w Kanie to już zapowiedź tej wspaniałej uczty, bo już teraz Mesjasz daje ludziom, tak jak zapowiadał prorok Izajasz, nie byle jakie, ale najwyborniejsze wino. To znak, że czasy mesjańskie już nadeszły. Bóg przychodzi spełnić swe wcześniejsze obietnice i w osobie Jezusa zaczynają się spełniać proroctwa Starego Testamentu. Chrześcijanie wierzą, że u kresu dziejów Chrystus objawi się w pełni władzy i chwały, odbędzie się uczta, na której Chrystus będzie Oblubieńcem, a Jego Cerkiew Oblubienicą i błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka! (Ap 19,9).
Potwierdzenie świętości małżeństwa
Ewangeliczne czytanie o cudzie w Kanie zostało włączone w sakrament małżeństwa, jeden z siedmiu sakramentów w Cerkwi prawosławnej, jednak Chrystus nie ustanowił go. Zostało ono ustanowione jeszcze w raju, kiedy Bóg oznajmił naszym prarodzicom: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się (Rdz 1,28). W biblijnym rozumieniu ślub i miłość małżeńska od najdawniejszych czasów były czymś ważnym i wyjątkowym. Więzy małżeńskie postrzegano jako symbol miłości Boga do człowieka. W kulturze i mentalności żydowskiej moment zawierania małżeństwa był wyjątkowy. Starannie się do niego przygotowywano i uroczyście celebrowano. Jezus, goszcząc na zaślubinach i przyjęciu, wprowadził nową jakość w tej relacji. Był jedynie gościem weselnym, ale swą obecnością na weselu potwierdził wagę małżeństwa, pobłogosławił młodą parę i uświęcił ich związek.
Obecnie, podczas prawosławnego sakramentu, kapłan odczytuje piękną modlitwę za nowożeńców: „Panie, Boże nasz, który w swojej zbawczej Opatrzności, w Kanie Galilejskiej uświetniłeś ślub swą obecnością. Sam teraz sługi Twe…, których związek wzajemny znalazł Twe upodobanie, w pokoju i jednomyślności zachowaj, godnym czci małżeństwo ich uczyń, zachowaj ich łoże nieskalane, zezwól by ich wspólne życie pozostało bez zmazy i spraw, aby osiągnęli sędziwą starość, wypełniając czystym sercem Twoje przykazania”.
Stan małżeński został ustanowiony przez Boga jako godny czci styl życia dla dobra człowieka. Z tego powodu nie wolno małżeństwa deprecjonować ani traktować lekkomyślnie. Trudno sobie wyobrazić udany związek, w którym nie ma miejsca dla Chrystusa i którego On poprzez Cerkiew nie pobłogosławił. Tam gdzie więzy małżeńskie nie są cenione, nie może być mowy o zdrowym społeczeństwie i rozkwicie prawdziwej wiary. Swą obecnością na weselu, która przecież nie była obowiązkowa, Chrystus potwierdził znaczenie czystości i świętości małżeństwa, uznał je za niezbywalną wartość w oczach Bożych. Apostoł dodał: We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg (Hbr 13,4).
„Zawsze się radujcie”
Swą obecnością na weselu, które w czasach Chrystusa trwało tydzień, Pan potwierdził słuszność słów Koheleta, że na wszystko jest swój czas i pora: Czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich, czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia (Koh 3, 4-7). Jezus zaaprobował również ucztę weselną jako czas radości i świętowania, związaną z obfitością jedzenia i wina, ponieważ jest rzeczą normalną, że: Dla zabawy gotują biesiadę i wino życie rozwesela (Koh 10,19).
Wino towarzyszyło obrzędom weselnym od niepamiętnych czasów i było traktowane w starożytnym Izraelu jako szczególne dobrodziejstwo Boże. Często wspominane w Piśmie Świętym wino było uznawane za symbol radości i szczęścia, jeśli go tylko nie nadużywano. Biblia stanowczo piętnuje pijaństwo, uważa je za głupotę, natomiast ceni umiar w tym względzie (Pijcie, lecz nie upijajcie się). Czasy smutku, grzechu i karania niewierności cechuje brak wina, a radości, szczęścia, spełnienia i wierności jego obfitość. Wino z Kany Galilejskiej, którego zabrakło, symbolizuje epokę przed Chrystusem, stare czasy, Stare Przymierze i stare, niedoskonałe prawo. Nowe wino, które daje Jezus, to nowa i lepsza jakość życia, nowe czasy i Nowe Przymierze. To nowa radość eschatologicznego uwielbienia i chwały.
Prawdziwa wiara nigdy nie ma na celu pogrążenia człowieka w surowej powadze, poczuciu winy na kształt dziecka, które spsociło i teraz skulone, ze spuszczoną głową, stoi przed surowym ojcem w oczekiwaniu dotkliwej chłosty. Już prorok Nehemiasz mówi, że radość w Panu jest waszą ostoją (Ne 8,10). Scena z wesela w Kanie przypomina nam, że Jezus przychodzi, by uleczyć ludzkie serce, któremu brak radości. Może warto przy tej okazji zapytać, czy my – współcześni uczniowie Chrystusa – mamy w sobie radość? Chrystus oznajmił uczniom: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem… To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15,9-17). Później jeszcze św. Paweł przypomni, że radość jest cechą tych, którzy mają w sobie Ducha Bożego (por. Ga 5,22). A zatem jest jedną z cech, po których my, uczniowie Jezusa, powinniśmy być rozpoznawalni. Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was (1 Tes 5,16-18) – pisał apostoł Paweł. Chrześcijańska radość nie polega na przemijającym entuzjazmie, ale wynika z naszego statusu jako umiłowanych dzieci Bożych. Radość to dar Jezusa, jest owocem naszej wiary i ufności w Bożą moc. Bezustanne świętowanie i balowanie, nieprzyzwoite rozrywki i nieodpowiednie towarzystwo są złe i niedopuszczalne, ale nikt spośród wiernych nie musi rezygnować z godziwego odpoczynku i spokojnego wytchnienia na łonie rodziny.
Zachowajmy się tak, jak zachowałby się Chrystus
Oczywiście dotykamy tu niełatwej, subtelnej kwestii. Trudno jest znaleźć złoty środek między tym co właściwe i niewłaściwe, dozwolone i naganne. Niełatwo być jednocześnie radosnym i mądrym. Dobry nastrój i infantylna beztroska mogą świadczyć o bezrefleksyjnej płyciźnie intelektualnej. Istnieje powiedzenie: „Po czym poznać głupiego? Po śmiechu jego”. Chodzenie z lubością na wszystkie uroczystości, przyjęcia i imprezy rozrywkowe świadczyć może o kryzysie duchowości. Każdy powinien znać swoje skłonności i słabości, by opierać się pokusom. Istnieje powiedzenie: „Dobrego karczma nie zepsuje, a złego Kościół nie naprawi”. Być może. Ktoś może pozostać czysty raz i drugi, nawet w najbardziej zepsutym środowisku, ale dla innego każda taka kolejna sytuacja to równia pochyła ku zgubie. Dobrze jest, gdy ktoś umie korzystać z wolności chrześcijańskiej bez jej nadużywania.
Można by zaproponować zasadę: „Bywaj wszędzie z Chrystusowym nastawieniem i chodź tam, dokąd by On poszedł!”. Dwunastoletni Jezus wystraszył Matkę i przybranego ojca, ale odnalazł się w świątyni i powiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2,49). Podobnie jak Chrystus akceptować należy niewinną radość i wesołość, jednak do każdego towarzystwa trzeba wnieść sól wierności swym zasadom. Swych przekonań nie należy ani nadmiernie afiszować, ani ich ukrywać. Świadectwo wiary powinno być widoczne dla wszystkich, mimo iż nie należy oczekiwać wyłącznie pozytywnej reakcji. Nieuchronność akceptacji i odrzucenia – zauważył apostoł, kiedy pisał, że „dla jednych jest to zapach śmiercionośny – na śmierć, dla drugich zapach ożywiający – na życie. A któż temu sprosta?” (2 Коr 2,16). Jeżeli jednak Chrystus był wśród gości weselnych w Kanie i raczej nie pił tylko wody, a gdy skończyło się wino uzupełnił jego brak, to również my możemy bywać na weselach. Co więcej, możemy przebywać wśród współczesnych odpowiedników „celników” i „nierządnic”, ale wyłącznie w takim samym celu i z takim nastawieniem, z jakim z takimi ludźmi obcował Jezus Chrystus.
(ciąg dalszy dostępny w wersji drukowanej lub w e-wydaniu Przeglądu Prawosławnego)
o. Konstanty Bondaruk